Raptors – Sixers 113:102

Po czterech zwycięstwach z rzędu, w tym dwóch blow-outach, na Sixers czekał prawdziwy sprawdzian. Czy świetna gra w ostatnich spotkaniach to efekt pracy Bretta Browna, zgrania w nowym składzie i poprawiającej się defensywy, czy raczej kwestia dobrego terminarza i niewymagających rywali? Na to pytanie miał odpowiedzieć mecz w Toronto z miejscowymi Raptors, najlepszą obecnie ekipą w lidze. Statystyki nie przemawiały na korzyść gości, którzy przegrali 12 ostatnich gier w Kanadzie, a 19 z 21 ostatnich przeciwko Raptors w ogóle. Sixers zdali sprawdzian z trzech pierwszych kwart, ale oblali egzamin w najważniejszej.

Obie strony zaczęły mecz nerwowo, ale po kilku akcjach gra uspokoiła się i oglądaliśmy naprawdę ładną koszykówkę. To jednak goście przejęli inicjatywę i po pięknej asyście za plecami Simmonsa do Butlera oraz po trójce Redicka prowadzili już nawet 23-12. W kolejnych minutach Raptors byli jednak górą, głównie za sprawą lepszej egzekucji. Pierwsza kwarta należała mimo wszystko do Sixers, którzy dzięki 52% skuteczności z gry i świetnej defensywie prowadzili 29-23, na dodatek wykluczyli z gry Valanciunasa, który zszedł z 3 faulami.

Po 5 minutach drugiej odsłony, gospodarze wyszli na pierwsze w meczu prowadzenie (34-33). Od tego czasu oglądaliśmy wyrównany, ale mniej przyjemny dla oczu pojedynek. Sixers byli dalej skuteczniejsi, ale niepotrzebnie oddawali kolejne niecelne rzuty za trzy punkty. Raptors pudłowali na potęgę, zdarzały się im akcje z kilkoma zbiórkami w ofensywie z rzędu i kolejnymi pudłami. Sędziowie z kolei wyszli z drugiego planu, odgwizdując kolejne faule i ostatecznie nerwowy Simmons musiał opuścić parkiet z 3 przewinieniani. Niestety kluczowe okazały się straty Sixers, za sprawą których to Raptors schodzili do szatni z prowadzeniem 53-49.

Trzecia ćwiartka rozpoczęła się słabo dla przyjezdnych, kolejne przerwy Bretta Browna nie pomagały i wszechobecny na parkiecie Leonard zdołał wyprowadzić swój zespół na 7-punktowe prowadzenie. Na szczęście ciężar gry wziął na siebie Butler (po to go sprowadziliśmy!) i stopniowo udało się odrobić straty, żeby po niespełna 9 minutach gry po trzech wolnych faulowanego Muscali odzyskać prowadzenie (74-73). Ostatnie trzy minuty gry to bezsensowna bieganina obu zespołów od kosza do kosza, co nie pomogło żadnej ze stron i po tej części gry na tablicy było 78-77 dla gospodarzy.

W finałowej kwarcie goście prezentowali chaos po obu stronach parkietu. Nie tak gra się przeciwko nasilniejszej ekipie w NBA! Nerwowa i siłowa gra bezsilnych, coraz bardziej sfrustrowanych zawodników Sixers zaowocowała wieloma wywrotkami na parkiet i piątym faulem Embiida. Za to szczelna obrona gospodarzy poskutkowała tylko następnymi nieudanymi próbami za trzy punkty. Po czterech minutach gry Raptors prowadzili już 10 punktami, a kiedy Valanciunas wziął na plakat Embiida, chyba nikt już nie wierzył w wygraną Sixers. Nikt, poza Butlerem, ale jego heroiczna walka na niewiele się zdała. Na 3 minuty przed ostatnią syreną Raptors prowadzili już 15 oczkami i bezpiecznie wygrali cały mecz 113:102, pokazując Sixers, że przed nimi jeszcze sporo pracy.

Bolączką w tym spotkaniu były straty (21) oraz zbyt wiele rzutów za trzy (11 trafionych na 35 prób) oraz zbiórek ofensywnych rywali (17). Zabrakło ławki – w tym elemencie Raptors zdecydowanie dominowali. Brakowało również zimnej krwi i pomysłu na grę w ostatniej kwarcie, kiedy rywale zaczęli rewelacyjnie bronić, być może to był kluczowy element, który przesądził o wyniku.

Na pochwałę zasługują najbardziej Jimmy Butler (38 punktów – 15/27 z gry, 11 zbiórek) oraz J. J. Redick (25 punktów – 5/12 za trzy). Niestety mentalnie Joel Embiid stawił się tylko na pierwszą kwartę (10 punktów – tylko 5/17 z gry, 12 zbiórek, 5 asyst, 4 straty), a Ben Simmons również nie zaliczy spotkania do udanych (8 punktów, 10 zbiórek, 11 asyst oraz aż 7 strat).

15 myśli na temat “Raptors – Sixers 113:102

  • 6 grudnia 2018 o 02:52
    Permalink

    Po q1 muszę przyznać, że w końcu nasza gra wygląda imponująco. Przede wszystkim gramy zespołowo, wymieniamy sporo piłek, piłka chodzi dosyć szybko i gramy mało izolacji. Do tego twarda gra w obronie. Cięzkie zadanie przed Embiidem bo w tym meczu ma przed sobą klasowych podkoszowych – Ibaka, Valanciunas i Monroe. Póki co Valanciunas złapał w 3 minuty 3 faule i 8 pkt na 4/4.

    Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 03:23
    Permalink

    Ładnie gramy. Miło się ogląda ten mecz, naprawdę solidna defensywna gra z obu stron. Trochę brakuje na boisku Embiida, który jest neutralizowany w ataku, na co nie może pozwolić sobie gracz tego kalibru. Straty klasycznie są problemem, ale dochodzi do tego jeszcze 12:4 w ofensywnych zbiórkach dla Raptors. Nie możemy pozwalać na tyle drugich szans, bo Raptors mają już 13 rzutów oddanych więcej (choć np 3 rzuty to potrójne pudło OG ;) ). To mocno pokazuje problem.

    Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 03:27
    Permalink

    W q2 popełniamy 11 strat! Embiiid dzisiaj niemiłosiernie odbija się od obrońców i póki co jedyni 3/9. Tracimy 9 punktowe prowadzenie i do przerwy przegrywamy 49:54. Była pokazana jedna zastanawiająca sytuacja, jak podczas przerwy z ławki wstał Shamet i zaczął coś krzyczeć w stronę siedzącego Butlera. Komentatorzy nie wywnioskowali o co tam chodziło ale wyglądało na małą spine między nimi. Jeśli znajdziemy sposób na zatrzymanie Leonarda 21 pkt 8/12 3/3 za 3, i odblokuje się ofensywnie Embiid to możemy to wygrać.

    Odpowiedz
    • 6 grudnia 2018 o 04:01
      Permalink

      Było to pokazane raczej w pozytywnym kontekście, że Shamet nie boi się stawiać na swoim w rozmowie z kimś takim jak Jimmy ;)
      A tak ogólnie… CO ZA MECZ! Punkt różnicy po 3q, będzie ciekawie :D

      Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 04:38
    Permalink

    Dobry mecz, ale niestety w 4 kwarcie dobra obrona Toronto była nie do przejścia. Dzisiaj najsłabszy mecz Embiida w tym sezonie, ale poza nieudolnym rzucaniem z 3 niewiele można mu zarzucić. Najlepszy na boisku Leonard, najlepszy w Sixers Butler. Będzie to widać niestety w każdym meczu z silniejszym rywalem, że nie mamy ławki rezerwowych. Swoją drogą świetnie ogląda się mecze, które komentuje Doris Burke. ;)

    Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 10:52
    Permalink

    Według mnie Simmons zagrał dobre spotkanie. Wiele punktów Butlera było zasługą Bena, chłopaki super współpracują, bardzo to cieszy.
    Szkoda, że Embiid zagrał tak słabo. Całkowicie zneutralizowany, wyglądał na zdemotywowanego. Nie potrafił dostać się do głowy znakomitego dziś Valanciunasa i wyglądał też przy nim po prostu słabiej fizycznie. Tylko dwie próby z high-post?! I obie niecelne. Oczekiwałbym więcej, ale jakoś mu po prostu nie szło.
    Również Chandler się nie popisał. Słaba skuteczność i spowodowany nią brak pewności w rzutach szczególnie obnażyła sytuacja z piątej kwarty, gdzie będąc na czystej pozycji nie zdecydował się na rzut, tylko słabo go zamarkował i podał piłkę w tłum. Stać go na więcej.
    Zdecydowanie za mało minut dostał Muscala, który był dla przeciwników mniej przewidywalny. Gdybyśmy postawili na niego zamiast na Embiida w q4 mecz mógłby potoczyć się zdecydowanie inaczej. McConnell – Redick – Butler – Simmons – Muscala to piątka, która zdroworozsądkowo powinna bić się głównie w czwartej kwarcie. Jak powiedział w przerwie Masai Ujiri – szaleństwem jest powtarzać coś licząc na inny rezultat. A tak wyglądało dziś dawanie Embiidowi dużych minut. To nie był jego dzień.

    Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 11:50
    Permalink

    Simmons zagrał solidnie bo skuteczność 4/6 tylko jak patrzymy, że w meczu z takim rywalem nasz All Star oddaje 6 słownie sześć prób z gry to to jest dramat. Co nam po tym że robi ponad 10 zbiórek i asyst jak w takim meczu notuje jeden punkt więcej niż stratę. To nie przejdzie w playoffach. Fajnie ze ma taką skuteczność z gry i dobrą selekcję rzutową, ale musi się bardziej nastawić na zdobywanie punktów bo w tej drużynie on też musi swoje do punktów dołożyć.

    Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 12:13
    Permalink

    Pełna zgoda, o tym samym pomyślałem ogladajac 4q. Raptors definitywnie znalezli sposob na zatrzymanie Embiida, w dodatku majac 5 fauli był mocno ograniczony w obronie, a Brown dalej uparcie trzymal na parkiecie. Co do Simmonsa to fakt ze oddaje tylko 6 rzutów wynika raczej z koncepcji gry samego trenera a nie zawodnika. Simmon jest bardziej zawodnikiem, który robi gre dla innych aniżeli sam kręci cyferki. I chwala mu za to ;)

    Odpowiedz
  • 6 grudnia 2018 o 12:56
    Permalink

    Zgoda, że Simmons robi grę dla innych ale te 10 rzutów na mecz mógłby oddawać bo jak widzę ze w 34 minuty rzucił 6 razy to jednak mnie krew zalewa. Znaczy ja wiem ze zasadniczo on jest obecnie w Philly 4 opcja punktową, ale koleś ma być all-starem. Ponoć przyszłym MVP, wiec liczę ze w przyszłości dobije do 20 pkt na mecz na podobnej skuteczności co teraz.

    Odpowiedz
    • 6 grudnia 2018 o 15:47
      Permalink

      Steve Nash został MVP z nieco ponad 15PPG. Nie rozpatrujmy Simmonsa przez pryzmat punktów, tak jak nie robimy tego z Greenem czy Rondo. Choć na pewno będzie to dla niego kolejny krok w jego rozwoju, to póki co nie jest to jego rola w zespole. Brown z pewnością woli u Simmonsa statystyki 8/10/12 niż 20/4/4.

      Odpowiedz
      • 7 grudnia 2018 o 08:24
        Permalink

        BTW Steve Nash w czasach MVP, rzucał nawet ponad 18 pkt per game (2006), przy ok 11 asystach na mecz
        *** rzucał do tego 1,6 3s przy ponad 43%:)

        Odpowiedz
        • 7 grudnia 2018 o 15:50
          Permalink

          Steve Nash został MVP dwukrotnie. W 2005 roku jego średnia punktów wynosiła 15.5 PPG.

          Odpowiedz
          • 7 grudnia 2018 o 21:19
            Permalink

            Celowo przy średniej wskazałem rok, to nie przypadek. Swoją drogą w 2005 też palił ponad 1 trójkę przy +40%

  • 6 grudnia 2018 o 16:25
    Permalink

    Ja się zgadzam, że rola Simmonsa nie ogranicza się do zdobywania punktów ale jakby wrzucał te 15 na mecz to byłoby fajnie. Na pewno lepiej niż jak wrzuci 8. A Simmons udowodnił ze jeśli koledzy trafiają to nie ma problemu by notować 8-10 asyst na grę.

    Odpowiedz
    • 7 grudnia 2018 o 08:17
      Permalink

      Koledze chodzi pewnie o to, że kreacja jest ważna, jednak jak sam nie będzie zagrożeniem punktowym, i to w odległości +5/6 m od kosza, to defensywa rywali będzie miała dużo łatwiej, aka casus PO z Bostonem. Rozgrywający bez rzutu, w obecnych czasach, traci rację bytu.
      Owszem jest taki point forward Giannis, ale on jest dużo bardziej agresywny i spod samego kosza zdobywa worek punktów. Więc jak Ben jest na prawdę krucjacie, na śmierć i życie, przeciwko rzutom za 3, to niech chociaż będzie agresywniejszy, i doda przyzwoitą pół dychę. Bez tego za drugą rundę PO nie przejdziemy

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *