Rafał Juć: „Brali mnie za pracownika hali”

Cezary Trybański spełnił nasz sen o Polaku w NBA. Marcin Gortat pokazał, jak to jest w NBA grać, a nie tylko „być”. Ale okazuje się, że marzenia o NBA można spełniać inaczej, co pokazał nasz kolejny rodak: zaledwie 21-letni Rafał Juć, zatrudniony na stanowisku skauta w Denver Nuggets.

O sukcesie Rafała pisała ostatnio polska prasa, na Sixers.pl przeczytacie za to przeprowadzony z nim wywiad, którym podzielił się Bartosz Król.

 

Rafal JućPierwszy miesiąc sezonu zasadniczego NBA już za nami. Jak wynika z kursów firmy bukmacherskiej Fortuna, głównym faworytem do zdobycia mistrzowskich pierścieni pozostają zawodnicy Miami Heat. Czy również zdaniem Rafała Jucia, pierwszego polskiego skauta w najlepszej koszykarskiej lidze świata (i zarazem najmłodszego skauta w historii NBA), ten zespół ma największe szanse na tytuł? Tego akurat się nie dowiemy, bo kontrakt z Denver Nuggets zabrania się wypowiadania 21-latkowi na temat postawy poszczególnych klubów i zawodników. Ale o wielu innych sprawach Juć może mówić bez żadnych ograniczeń…

Jakie są pana pierwsze wrażenia z pracy w roli skauta klubu NBA?

Po kilku dniach ekscytacji związanej z nową pozycją i nowymi obowiązkami zdążyłem już ochłonąć i nabrać dystansu do wykonywanej przeze mnie profesji. Jak na razie wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej pracy – oglądam mecze, podróżuję po świecie, poznaję ciekawych ludzi i jeszcze otrzymuję za to wynagrodzenie. Na pewno nie mogę narzekać, aczkolwiek taki charakter pracy wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Spędzam sporo czasu poza domem, coraz trudniej znaleźć czas dla rodziny czy znajomych, nie wspominając już o studiach dziennych, które wciąż kontynuuję.

Co pana do tej pory najbardziej zaskoczyło w związku z nowymi obowiązkami?

Niewiele zaskoczyło mnie od strony wykonywania mojej pracy, bo uważam że zostałem dobrze do tego przygotowany – przez kilka poprzednich lat skautowałem na własną rękę, a do tego od dłuższego czasu obracam się w towarzystwie skautów, więc zdążyłem już usłyszeć wszystkie historie i anegdoty. Praca dla klubu NBA pozwoliła mi zostać integralną częścią grupy ludzi i najbardziej zaskoczył, a raczej zaimponował, mi ich profesjonalizm i pracowitość.

Zanim ruszył pan w „teren”, spędził pan trochę czasu w siedzibie klubu. Jak przyjęli pana pracownicy Denver Nuggets?

Spędziłem w Denver dokładnie cały „training camp”. Miało to oczywiście służyć lepszemu poznaniu moich współpracowników oraz filozofii klubu. Nuggets są najmłodszym i najbardziej zróżnicowanym klubem w lidze. Z poprzedniego sezonu pozostał tylko jeden pracownik, więc bycie częścią czegoś nowego jest niezwykle ekscytujące. Podczas mojego pobytu w Denver miałem wiele pracy i nawet nie zdążyłem zwiedzić miasta, aczkolwiek udało mi się nawiązać wiele kontaktów, które na bieżąco podtrzymuję i jestem pewien, że przetrwają na wiele lat. Nasze biuro jest dość małe, ponieważ dział koszykarski liczy tylko 7 osób, a najstarszy pracownik ma 42 lata. Wszyscy pracownicy Nuggets byli niezwykle optymistycznie nastawieni do mojej osoby i chciałbym im za to podziękować.

Przyzwyczaił się pan już do presji związanej z byciem najmłodszym skautem w historii NBA?

Szczerze mówiąc nie odczuwam żadnej presji z tego tytułu. Dotychczas napływały do mnie tylko optymistyczne sygnały. Dzięki zdobyciu tak prestiżowego stanowiska w tak młodym wieku zyskałem szacunek i życzliwość wielu osób. Jestem świadom moich ograniczeń i traktuję każdy dzień jako naukę. Pierwszego dnia po uzgodnieniu warunków naszej współpracy, wyższa kadra menedżerska mojego klubu na czele z jego właścicielem dała mi ogromny kredyt zaufania i zawsze mogę liczyć na ich wsparcie, poradę czy pomoc. Pewne rzeczy wykonuję po raz pierwszy w życiu, więc na pewno margines błędu jest nieco szerszy niż w przypadku bardziej doświadczonych skautów.

Czy osoby związane z klubami, które pan odwiedza, nie dziwią się, że tak młody człowiek pełni już tak odpowiedzialną funkcję? Czy zdarzają się niedowiarkowie, którym musi pan udowadniać swoje stanowisko?

Z racji mojego wieku i niezbyt poważnego wyglądu zdarzyło się, że kilkukrotnie zostałem wzięty czy to za zawodnika, czy to za pracownika hali (śmiech), ale nigdy nie miałem z tym problemu. Niedawno we Francji odbierając bilety dla klubu NBA, musiałem faktycznie się wylegitymować, ale osoby to sprawdzające wykonują tak swoją pracę. Tak naprawdę we wszystkich klubach, które dotychczas odwiedziłem, kogoś znam, więc za każdym razem byłem świetnie przyjęty. Informacja o moim zatrudnieniu przez klub NBA przebiła się również do mediów zagranicznych, więc można powiedzieć, że to nawet ułatwiło mi nawiązywanie nowych kontaktów.

Ile spotkań tygodniowo ogląda pan przeciętnie? Jak wygląda teraz taki typowy tydzień Rafała Jucia?

Charakter mojej pracy jest o tyle komfortowy, że tak naprawdę nie mam sztywno ustalonych ani godzin, ani dni pracy. Dlatego z szacunku dla osób, które muszą harować od rana do wieczora, skauting nazywam stylem życia. Bo tak naprawdę muszę być na bieżąco z każdym wynikiem, meczem, transferem. To, ile oglądam meczów tygodniowo, zależy od tego czy jestem w trasie, czy w domu. Przeciętnie oglądam 5-10 meczów na żywo w różnych zakątkach Europy każdego miesiąca, a gdy jestem w domu, zdarza się, że oglądam nawet 3-4 spotkania dziennie. Koszykówka to moja pasja, więc nawet nie pracując w NBA na pewno oglądałbym sporo meczów. Teraz cieszę się jednak większym dostępem do źródeł, dzięki platformom jak Synergy czy SportsVU czasami nie muszę oglądać całych spotkań, a mogę wesprzeć się przygotowanymi już klipami.

Jak pański skauting wygląda od strony logistycznej (rezerwacja biletów, noclegów)? Kto się tym zajmuje?

W zakresie przygotowania terminarza dostałem całkowitą swobodę. Ważne jest to, żebym odwiedził wszystkich nas interesujących zawodników. Z kolei od strony logistycznej zajmuje się tym dział „Travel” klubu Denver Nuggets. W praktyce wygląda to tak, że wysyłam zamówienia na konkretne mecze i dostaję wszystko gotowe. Swój terminarz staram się planować z dwumiesięcznym wyprzedzeniem, ale niestety w Europie wszystko może zmienić się z tygodnia na tydzień, więc staramy się rezerwować loty najpóźniej jak to jest możliwe.

Jak udaje się panu na razie godzić nową pracę z odbywanymi studiami?

Nie ukrywam, że nie jest łatwo. Na szczęście jestem już na ostatnim roku licencjatu i ilość zajęć jest stosunkowo mała. Oczywiście wiele omijam, ale staram się być na uczelni, kiedy tylko mogę. Z większością wykładowców odbyłem osobiste rozmowy i spotkałem się z bardzo pozytywnym odbiorem, więc na razie korzystam, a raczej nadwyrężam ich cierpliwość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *