Sixers – Bulls 115:117

Philadelphia 76ers przegrała z Chicago Bulls dzisiejszej nocy po emocjonującej końcówce meczu. Bohaterem spotkania został Nikola Mirotić, którego gra po obu stronach parkietu była dziś nieoceniona dla Byków.

Wyjściowa piątka: Ben Simmons, J.J. Redick, Robert Covington, Dario Sarić, Amir Johnson.

Szóstki dobrze weszły w mecz za sprawą trójek Saricia i Redicka. Prawdziwą drużynę NBA poznaje się jednak nie po tym jak zaczyna, lecz jak kończy… Wiedzieli o tym panowie Mirotić i Holiday, którzy w końcówce kwarty wyprowadzili Bulls na prowadzenie. Niestety, głupie straty to wciąż mankament drużyny z Miasta Braterskiej Miłości. Druga kwarta w większości przebiegała pod dyktando gospodarzy, którzy zaskakiwali celnością oraz nieustępliwością w obronie. Niefrasobliwość zawodnika tak doświadczonego jak Redick wygląda po prostu źle, dlatego ze smutkiem i złością można było patrzeć na kolejne straty tego zawodnika.

Trzecia kwarta była momentem zrywu Sixers, którzy w pewnym momencie zaliczyli run 9:0 wykorzystując chaos w szeregach Byków oraz długi ręce Bena Simmonsa. Bardzo dobrze w całym meczu wyglądał Dario Sarić, który wdał się w strzelecki pojedynek z Nikolą Miroticiem. Panowie niejednokrotnie odpowiadali na swe rzuty, wykonując je nawet sprzed twarzy obrońcy. W pewnym momencie czwartej kwarty zdawało się, że Szóstki po odrobieniu strat nie oddadzą już zwycięstwa. Nic bardziej mylnego. Z siedmiopunktowej przewagi na niecałe 4 minuty przed końcem meczu doszliśmy do momentu, w którym Ben Simmons musiał rozegrać ostatnią akcję meczu przy dwupunktowej przewadze gospodarzy. Niestety, Australijczyk zapragnął zostać gwiazdą wieczoru i zamiast rozegrać piłkę – rzucił się w pole trzech sekund niczym jeździec bez głowy. Końcowy rezultat – 115:117 dla Bulls.

Najlepszym zawodnikiem dzisiejszego spotkania, pomimo zepsutej ostatniej akcji, był Ben Simmons, autor 19 punktów, 11 zbiórek, 9 asyst i 4 bloków. Równie dobre spotkanie rozegrał Dario Sarić, który zanotował na swe konto 27 punktów i 8 zbiórek. Oprócz wyżej wymienionych dwucyfrowe zdobycze punktowe zaliczyli również Holmes, Redick, McConnell, Bayless i Covington.

Możemy już z całą pewnością stwierdzić, iż Sixers mają problemy z końcówkami meczów. Jednak już jutro szansa na rehabilitację w starciu z Kings!

3 myśli na temat “Sixers – Bulls 115:117

  • 19 grudnia 2017 o 04:31
    Permalink

    Mirotić robił w crunch time co chciał. Wyglądał na tle Sixers jak jakiś GOAT. Oczywiście kolejna kluczowa strata Redicka w samej końcówce. Qrwa no nie może to tak wyglądać w każdym meczu.

    Odpowiedz
    • 19 grudnia 2017 o 10:26
      Permalink

      Wczoraj w poprzednim wpisie, trochę broniłem tych naszych słabych wyników, że się uczą etc., no ale dziś to trochę wkurw.
      Jakieś szybkie wnioski trzeba wyciągać, żeby zagrać troszkę lepiej w crunch…

      Odpowiedz
  • 19 grudnia 2017 o 10:43
    Permalink

    Było jakieś 5 minut do konca i +10 dla nas i co wtedy robimy? Zamiast grać długie akcje to Baylles siepie trójki 18 sekund przed koncem akcji i takich zagrań było ze 4.
    Ja sobie robię pauze od meczy skupie sie jedynie na skrótach.
    Jak dla mnie najwiekszym dziadem jest Baylles bo troche na niego patrzylem pod kątem strat i w samej pierwszej kwarcie naliczyłem 3 straty z jego winy.
    No trzeba wnioski wyciagnąc bo chyba jestesmy jedyna druzyna w calej lidze ktora ma 0/7 w koncówkach ktore powinnismy wygrać

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *