Sixers – Thunder 112:122

Dzisiejszej nocy Sixes mieli okazję zrewanżować się OKC za ostatnia porażkę po trzech dogrywkach. Od samego początku OKC grali bardzo agresywnie i aktywnie w obronie,  wyglądali jak rozwścieczony Mike Tyson w ringu, który już w pierwszej rundzie chce powalić swojego przeciwnika. Bardzo dużo pożytecznej pracy wykonywał Steven Adams, który w 1 kwarcie uzbierał 8 punktów i 6 zbiórek. Rzuty trzypunktowe trzymały Sixers na powierzchni,  podczas gdy OKC kontynuowała swoją szarżę na kosz przeciwników.

Joel Embiid mecz rozpoczął celną trójką, a następnie popisał się pięknym minięciem zakończonym potężnym wsadem nad Russelem Westbrookiem. Joel pozostawał bardzo aktywny i to on ciągnął drużynę za sobą, problemy zaczęły się, gdy JOJO zszedł z parkietu, wtedy to Szóstki ani nie potrafili zdobyć punktów, ani zastopować rozpędzonych Thunder, którzy w pewnym momencie odskoczyli na 8 punktów. Sytuacja zaczęła się stabilizować po powrocie na parkiet Embida, który oprócz tego, że sam trafiał to samą swoją obecnością powodował, że obrona musiała poświęcać m więcej uwagi co z kolei tworzyło sytuacje dla partnerów.

W drugiej kwarcie emocje utrzymywały się na wysokim poziomie, dużo twardej fizycznej gry  (w jednej z akcji Joel Embiid rozbił nos Pattersonowi oddając rzut do kosza), walki o każdą piłkę i „wiecznie domagający się faulu po nieudanej akcji Westbrook”. Pierwsza połowa ostatecznie skończyła się jednopunktowym prowadzeniem Sixers po celnej trójce Georga w ostatniej sekundzie. Warto odnotować, że bardzo dobrą zmianę dał Justin Anderson, który grał odważnie w ataku i nieźle bronił.

Druga połowa rozpoczęła się od „mocnego uderzenia” niewidocznego do tej pory Dario Sarica, który zdobył szybkie 8 punktów trafiając dwie trójki i layup. Gracze Thunder również nie pozostawali bezradni, swoje punkty zdobywał George, do którego później dołączył Anthony. Rozpędzać zaczął się mało skuteczny do tej pory Westbrook. Wynik bliski był remisu, gracze Szóstek nie mogli ”odskoczyć” i cały czas czuli oddech na plecach Russela i spółki, aż po celnej trójce Paula Georga stracili prowadzenie. Od tego momentu widać było, że Thunder łapią wiatr w żagle, a Sixers mają już nie tylko problemy ze zdobywaniem punktów, ale ze skutecznym dostarczeniem jej do Joela Embiida, który odcięty od podań nie mógł wiele zrobić.

Wobec tych problemów ciężar gry na siebie wziął Ben Simmons, który grał odważnie dużo wchodził pod kosz zdobywając cenne punkty i utrzymując Sixers „w grze”. Thunder jednak nie zwalniali tempa, swój rytm złapał Westbrook, który rozpędzony zdobywał kolejne punkty dla swojej drużyny. Wyniku nie był już w stanie zmienić zryw Joela Embiida, który trafił trójkę, a następnie spod kosza. Thunder wygrali, a Sixers nie byli w stanie zrewanżować się za ostatnią porażkę.

W Sixers na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim dwójka naszych liderów – Joel i Ben, którzy uzbierali odpowiednio 27 i 22 punktów,  Dario zdobył 16 pkt (11 w 3q), Robert Covington 11 punktów i TJ McConell 10 punktów. Jak już wspominałem niezłe zawody rozegrał w mojej ocenie Justin Anderson, zdobywca 9 punktów, 5 zbiórek, 2asyst. i 2 przechwytów.  W tym meczu zdecydowanie zabrakło skuteczności na pozycji nr 2. TLC trafił dwie trójki na samym początku spotkania, a później nie było już zawodnika.

Po stronie Thunder na wyróżnienie oprócz szalejącego Westbrooka i skutecznego Georga (obaj panowie zdobyli ponad 30 punktów) na wyróżnienie zasługuje Steven Adams ( 20 pkt. i 13 zb.). Mogę śmiało powiedzieć i z pełna odpowiedzialnością, żę bez niego nie byłoby wygranej Thunder.

Kolejny mecz już dzisiaj przeciwko Milwaukee Bucks. Czy z Giannisem w składzie pójdzie równie gładko jak ostatnio???

Korzystając z okazji, chciałem napisać od siebie parę słów,  dając upust swojej frustracji:

  1. Doszedłem do wniosku, że żaden zawodnik nie irytuje mnie tak jak Russel Westbrook, który ja nie trafia to jest wiecznie faulowany, no i te jego grrrroźne miny i napinanie „muskułów” po wsadzie. Wszystko to zaczyna przypominać kabaret, a nie zachowanie profesjonalnego sportowca.
  2. Doszedłem do wniosku, że dawno żaden komentator nie irytował mnie tak jak dwójka komentatorów Thunder w dzisiejszym meczu. Widzieli tylko faule popełniane przez zawodników Sixers, z resztą kto oglądał to wie, a opisać tą farsę ciężko.
  3. Ponad 3 kwarty zupełnie bezowocnej i bezproduktywnej gry Amira Johnsona musiało upłynąć, żeby Bret Brown doszedł do wniosku, że jest ona zupełnie bezowocna i bezproduktywna i dać szansę zapomnianemu, ale nigdy nie narzekającemu Holmesowi, który w 6 minut uzbierał 2 pkt, 2 zb, 2 prz. i 1 as, natomiast Amir poszczycić się może 1 pkt i 1 zb oraz zerową skutecznością w 11 minut gry. Dziękuję.
  4. Jeżeli Brown cierpi na jakieś uczulenie na Rischauna to niech go odda w pakiecie z jakim pickiem bo szkoda chłopaka, który ma niewątpliwie talent i dobre nastawienie (chociaż nie wiadomo na ile mu starczy tego drugiego przy takiemu nastawieniu trenera)

2 myśli na temat “Sixers – Thunder 112:122

  • 29 stycznia 2018 o 11:40
    Permalink

    Może nie frajerska ale bardzo irytująca przegrana.
    Zauważcie że dwa razy dostajemy run 10-0 gdy na parkiecie jest TJ Anderson Simmons Amir i Booker i kto tu ma rzucać? Skoro mamy takie ubytki w składzie może powinien np Sarica przesunąć na ławkę żeby cały najmocniejszy skład nie był jednocześnie na parkiecie bo wtedy jest dramat na ławce. I tym nas zniszczyli niestety plus oczywiście własne błędy

    Odpowiedz
  • 29 stycznia 2018 o 11:49
    Permalink

    Racja. Całego rzucającego składu i tak sie nie obdzieli wystarczająco punktami gdy wszyscy razem na boisku sa. Po za tym tak jak pisałem brakuje dodatkowej opcji na SG.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *