Waleczny jak lew!

Często wracacie myślami do swych ulubionych bajek? Ja tak. Z nostalgią wspominam czasy, gdy razem z siostrą włączaliśmy po raz kolejny „Króla Lwa” na VHS wpatrując się w ekran pudłowatego telewizora jak zaczarowani… Kto wie, może w tym samym momencie, ten sam film, oglądał za oceanem młody Justin Anderson?

Wieczny Życia Krąg, co prowadzi nas,
przez rozpaczy mrok, w nadziei blask.
Aby dojść do tych dróg, własnych i pisanych,
w ten wspaniały, Wieczny Życia Krąg!

Ostatnio zdarza mi się wracać do piosenek z tej wspaniałej bajki, a refren „Kręgu Życia” jest dla mnie niczym parafraza Procesu. 23. lutego 2017 Justin Anderson dołączył do Sixers w wyniku wymiany z Dallas Mavericks, co dało mu możliwość uczestnictwa w owym Kręgu Życia. Jest on obserwatorem i jednym z czynników zmiany, w wyniku której na popiołach Szóstek Iversona rodzi się zupełnie nowa ekipa – Drużyna (godna) Pierścienia.

Justin Anderson to chłopak, któremu każdy życzył dostania się do NBA. Zawsze uśmiechnięty, niesamowicie gadatliwy i lubiący zapasy z kolegami w szatni Simba to po prostu sympatyczny kolega z sąsiedztwa, czyli przykład gracza, który kupuje sobie sympatię drużyny już na wejściu. Nie jest gwiazdą Sixers. Nie jest też pierwszą opcją z ławki. Jednak nie wyobrażam sobie w tej chwili ekipy Bretta Browna bez „glue guy’a”, którym bez wątpienia jest Simba. Wystarczy spojrzeć na jego reakcję, gdy zorientował się, że Markelle Fultz zaliczył pierwsze w karierze triple-double po tym wszystkim, z czym musiał się zmagać w swym pierwszym sezonie na parkietach NBA:


 

Zaryzykuję stwierdzenie, że w żadnej ekipie NBA nie panuje teraz tak zdrowa atmosfera jak w 76ers. Zawodnicy z Miasta Braterskiej Miłości wygrali ostatnie 19 z 20 meczów, zażegnali problem czwartej kwarty, są w czołówce jeśli chodzi o rating defensywny czy rzuty za trzy… Przeróżne statystyki można wymieniać naprawdę długo! To wszystko tym bardziej cieszy, gdy w pomeczowych komentarzach czytamy o tym, jak doceniacie pracę Andersona, McConnella czy Covingtona – zawodników, których wkład w grę drużyny jest mniej zauważalny niż kolejne rekordy JoJo i Simmonsa. Bo Sixers są Drużyną, o czym dobitnie mogliśmy się przekonać pod nieobecność Joela Embiida. Brak największej gwiazdy nie wpłynął negatywnie na tę świetnie naoliwioną maszynę, którą jest nasza Phila!

Simba nie jest gwiazdą i najprawdopodobniej nigdy nie znajdzie się na poziomie all star. Ale ma coś, co pozwoli utrzymać mu się w lidze przez wiele lat – mistrzowską mentalność. Jeśli ktoś z was widział moment, w którym Justin nie daje z siebie 100% na boisku, niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Dzięki tej mentalności surowy warsztat ofensywny schodzi na dalszy plan, a my możemy cieszyć oczy niespodziewanymi zagraniami Simby, po których wydaje z siebie charakterystyczny ryk.

Justin pokochał w dzieciństwie postać Simby za te same cechy, za które my kochamy go w tej chwili – nieustępliwość, bycie duszą towarzystwa i wolę walki o to, co mu się należy. Otwarcie przyznaje on, że ta bajka towarzyszy mu przez całe życie i pomagała mu w kształtowaniu swojej osobowości. Możemy być więc wdzięczni Kim Anderson za to, że regularnie włączała synowi jego ulubioną bajkę. I że powtarzała mu:

Jesteś taki jak Simba!

 

9 myśli na temat “Waleczny jak lew!

  • 24 kwietnia 2018 o 14:15
    Permalink

    Świetny wpis. Mega przyjemnie się czytało! :) Kilka meczy temu pisałem w komentarzy o tym jaki właśnie wkład ma między innymi on, TJ i inni a ty teraz zamieniłeś moje myśli w piękne słowa ;) Dla mnie powinni mieć oni miejsce w składzie na przyszły sezon. Wojownicy na których można liczyć w każdej chwili i którzy też tworzą obraz całej drużyny.

    Odpowiedz
  • 24 kwietnia 2018 o 18:52
    Permalink

    Świetny zawodnik. Chciałbym, żeby został na następny sezon i dostawał więcej szans. Ogólnie wydaje mi się, że Brown czasami za mało daje pograć rezerwowym. Nawet, jeśli widać gołym okiem, że jakiemuś graczowi z pierwszej piątki nie idzie. Tak było np. w ostatnim meczu z Miami. Embiid głupio tracił piłkę (wiem, że maska ogranicza jego pole widzenia), a mimo to Johnson grał bardzo mało. Tak samo z Fultzem. Kiedy Simmons w pierwszej połowie tracił na potęgę, on siedział na ławce. Mógł wejść chociaż na parę minut.

    Odpowiedz
  • 24 kwietnia 2018 o 20:34
    Permalink

    Marian, Fultz się dzisiaj doczeka swojej roli, a Ty się martw lepiej żeby nie wołać Heleny do zawału :) udanej nocy Sixers!

    Odpowiedz
    • 25 kwietnia 2018 o 05:29
      Permalink

      No i jakoś się nie doczekał. :)

      Odpowiedz
  • 24 kwietnia 2018 o 21:10
    Permalink

    Super napisane!!! Faktycznie Justin to typ gościa, którego lubi się na starcie. Dzięki takim graczom chemia w zespole jest jak najlepsza. Dobrym przykładem niech będzie mecz, w którym krył Wadea. Wczesniej nie grał, był pomijany, a jak Brown go wezwał to ten nie robił grymasow, nie unosił się dumą tylko wyszedł i zrobił swoje w 100%.

    Odpowiedz
  • 24 kwietnia 2018 o 21:56
    Permalink

    Wpis bardzo pozytywny za to propsy. Anderson robi fajną atmosferę z ławki. Historia nawet niedawna zna takich graczy, którzy dużo więcej znaczą poza parkietem niż na nim, jak Perkins czy James Jones. Chociaż mi bardziej się kojarzy z Gortatem z czasów Orlando, gdy Marcin grał niewielkie minuty za Howardem, ale zawsze był pozytywną postacią za linią, zbijał piątki i motywował kolegów. Niestety na dłuższą metę nie widzę dla niego miejsca w rosterze, jeśli nie wyrobi rzutu z dystansu na 36-38%. Po prostu bez trójki zabraknie dla niego miejsca.

    Odpowiedz
  • 25 kwietnia 2018 o 07:23
    Permalink

    Już teraz zaczyna brakować miejsca. Nawet jak dojdziemy do finału, czy udałoby się go wygrać, to po sezonie trzeba zrobić lekkie wietrzenie składu, bo kto stoi w miejscu ten się cofa. Nieważne jak dobrze nam pójdzie, to nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Tym czasem mamy 2 zawodników, których raczej się pozbędziemy (Korkmaz i TLC), Bayless który ze względu na kontrakt jest nie do ruszenia (chyba, że znajdziemy nasz odpowiednik sprzed 2-3 sezonów, kiedy za drugo rundowe picki braliśmy niepotrzebnych zawodników od innych, żeby im odciążyć budżet). Pod koszem jest jeszcze Johnson i Holmes i któryś z nich pewnie też poleci, czyli są 3 miejsca. Do tego mamy przynajmniej jeden ciekawy pick (zapewne 10), który zajmie miejsce w składzie zawodnika wywalonego. Trzeba pamiętać, że picków w tym sezonie mamy znacznie więcej i albo trzeba zrobić dla nich miejsce w składzie, albo powymieniać. Nie obraziłbym się jakby przyszedł do nas jakiś ograny zawodnik z FA, taki jak Reddick, który ma doświadczenie i umiejętności ale jeszcze nie myśli o końcu kariery

    Odpowiedz
    • 25 kwietnia 2018 o 08:24
      Permalink

      Korkmaz i TLC wylecą? Dlaczego? Jeśli nie chcemy płacić podatku od luksusu i nadal wierzymy w Proces, to uważam, że powinni zostać. Wciąż się rozwijają, są młodzi. Z obecnej kadry można pożegnać Johnsona (chyba, że weźmie minimum dla weterana), Baylessa (jeśli ktoś go weźmie; można też po prostu się dogadać co do kasy i go zwolnić) i ewentualnie Holmesa (w zależności od pozostania Johnsona). W drafcie wybieramy wysokiego i włączamy go do składu. Jeśli trafi się ktoś wartościowy z 26 numerem to jego także można dodać.
      Bo najważniejsze, to zatrzymać trzon tej drużyny. Redick, Ilyasova i Belinelli nie będą pewnie mieli wygórowanych żądań, bo na 100% chcieliby u nas zostać. Ale nowe kontrakty dla nich i astronomiczny (biorąc pod uwagę to, że dostanie jeszcze dodatek za dostanie się do All NBA Team) kontrakt JoJo zapełnią nam salary cap.
      Podsumowując: Anderson, McConnell, Korkmaz, TLC czy nawet Holmes zarabiają tak mało, że myślę, że warto jest ich zostawić. Lepiej teraz nie płacić podatku, bo jestem pewny, że na to przyjdzie czas, gdy kontrakty skończą się Sariciowi, Fultzowi i Simmonsowi.

      Odpowiedz
      • 25 kwietnia 2018 o 09:48
        Permalink

        Dla mnie Baylless out (stać nas na płacenie mu mimo zwolnienia), Johnson podobnie, chyba, że zgodzi się zostać za max 5mln na sezon. Jeden z dwójki Korkmaz/ TLC też odpada (szczególnie jeśli podpiszemy Bridgesa) – oni się dublują, nie ma dla nich obu miejsca. Dla mnie odpada chyba jednak TLC, turek jest 2 lata młodszy, wydaję mi się, że jego sufit jest wyżej, francuza lubię ale nie widzę progresu w stosunku do poprzedniego sezonu. Zwolniłbym jego miejsce Boldenowi. Nasza sytuacja kontraktowa nie jest zła, z drużyn playoffowych tylko Indiana ma więcej miejsca, schodzi kontrakt Bookera który trzymamy, przy obniżkach dla Johnsona i Redicka mamy naprawdę duże pole do popisu. Tak naprawdę stać nas na danie maxa przykładowo Jamesowi bez obawy, że zabraknie na którąś z naszych gwiazd. Jeśli nie wyjdzie z Ersanem bardzo chętnie jako backup dla Sarica widziałbym Thada. Zamiast Johnsona jako backup na centrze chętnie przyjąłbym Dedmonda. Tak naprawdę nikt w lidze nie ma tak dobrej sytuacji kontraktowej jaka jest u nas.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *