Play-offs 2018 przez pryzmat liderów Sixers

Ben Simmons, Joel Embiid i Dario Sarić. To właśnie „Welka Trójka” zespołu z Philadelphii, ale z tym tytułem, poza zaszczytami, wiąże się również wielka odpowiedzialność. Przyglądam się liderom Sixers oceniając jak spisali się w tegorocznych play-offs.

Ben Simmons patrzy na swoje +/- serii z Celtics, na swoje ONE POINT GAME i wie ile przed nim pracy… Ben będzie teraz wielokrotnie oglądał swoją pasywną grę w ataku, stracone piłki na kończącym się zegarze, wjazdy (podczas których pewnie nawet był faulowany) i będzie musiał sobie uświadomić, że w play-offs nie może liczyć na sędziów, kolegów, że musi wziąć grę w swoje ręce.

Mimo wszystko z Bena jestem całkiem dumny – podniósł się po ONE POINT GAME. Nie grał tak jakbyśmy od niego oczekiwali, nie był tak dobry jak mógłby być, ale jego gra przeciwko topowej defensywie w NBA ewoluowała i poprawiła się. Zaczął atakować pomalowane, punktować na Horfordzie, słowem – robić COŚ na parkiecie. To okazał się dla niego trudny „matchup”- szybcy rywale do bronienia i ściana na drodze do kosza. Jednocześnie ciężko mi sobie wyobrazić lepszy motywator do pracy niż takie „Rookie Wall”. Ben uderzył w tą ścianę dopiero w drugiej rundzie PO, przeciwko topowemu trenerowi w lidze, który doskonale obnażył systemowe mankamenty w grze Sixers. To nie jest powód do wstydu, to jest po prostu niebywale wysoko ustawiona poprzeczka dla człowieka, w którego efektywność na poziomie sezonu regularnego sam mocno wątpiłem. Ben będzie pamiętał ten przestrzelony rzut, gdzie powinien przetrzymać piłkę, będzie pamiętał te kiepskie podania w końcówce, to „one point game” – i nie sądzę, żeby był lepszy sposób, żeby oduczyć go tego typu złych zagrań.

W swoich pierwszych 10 meczach w play-offs Simmons zaliczył 16/9/7.5 na 54 TS% będąc najlepszym graczem wygranej serii z Miami. Przed sezonem ludzie pukaliby się w głowę, gdyby ktoś zrobił takie prognozy.

Joel Embiid – czyli jak koszykarski Bóg stał się znowu człowiekiem. To jeszcze nie jest taki poziom, żeby grać całe play-offs tak jak w trzeciej kwarcie ostatniego meczu. Ludzie śmieją się z jego „jumperów” czy oddychania rękawami, czy z błędów w obronie… A ja patrzę na to inaczej.

Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie uwierzyłby, że Embiid zagra tyle spotkań w jednym sezonie. Joel nie grał „back2backów”, miał ograniczenie minutowe, nie trenował z zespołem… Kiedy miał zbudować tę kondycję? Pamiętajmy, że przez te 30-35 minut w meczu gość swoim 7-2 cielskiem potrafi grać w obronie takie rotacje, czy tak wychodzić do pomocy, jak nie powstydziłby się elitarny skrzydłowy… Ma zbierać, bronić obręczy i ustawać zmiany na niskich, jednocześnie w każdej niemal akcji w ataku piłka przechodzi przez niego, gdzie musi stawiać zasłony, walczyć o pozycje z klockami, którzy mają go po prostu zmęczyć (jak choćby Baynes). Embiid to jeszcze nie LeBron, który chyba jako jedyny wytrzymuje kondycyjnie, gdy 90% gry po obu stronach parkietu jest na nim. Co więcej, jako wysoki jest uzależniony bardziej od setów, tego, gdzie dostanie piłkę, jak miejsce zrobią mu koledzy. LeBron bierze izolację, rozpędza się i ma niemal wszystko w swoich rękach…

Joel okresami zawodził, popełniał błedy, ale też był jedynym człowiekiem, który podniósł rękawicę w każdym meczu serii z Celtics. Grubymi okresami jedynym, który trzymał nasz atak i obronę, ale siłą rzeczy ciężko mu bronić w obronie zespołowej, kiedy właściwie co akcje bezlitośnie ogrywany był J. J., Bellinelli, czy Simmons przez bardziej atletycznych/szybszych niskich Celtics. Generalnie Joel też nie miał specjalnie miłości od sędziow – pokazała to choćby ostatnia akcja, gdzie dostał od Baynesa ewidentnie po łapach, ciężko było mu dostać się na linię rzutów wolnych, przy mimo wszystko niezłym poziomie agresji w grze – to kolejna lekcja dla Joela względem play-offs.

Przypomnę jeszcze, że Embiid rozegrał w karierze mniej spotkań, niż Horford w samych play-offs, do tego grał w masce. Statystyki 21/12/3/2 od gracza, który rozegrał na poziomie NBA całe 102 mecze? Jeżeli tylko pozwoli mu zdrowie, to za sezon, może dwa, będzie wyglądał przez większość czasu tak jak we wspomnianej wcześniej trzeciej kwarcie… Jeśli miałbym ocenić przez pryzmat tego, co opisałem wyżej, to Embiid w tych play-offs dostaje ode mnie mocne 5/6.

Dario Sarić – mam wrażenie, że ten człowiek nauczyłby się nawet zmieniać kolor skóry jak kameleon, gdyby zaszła taka konieczność. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że to jest już jego sufit, że nie da rady, że się nie przebije… On znowu to robi – adaptuje się. Tak było na początku jego przygody tam u Turasów, potem w Sixers, gdzie wyglądał mocno nieciekawie – szczególnie, gdy rok temu przyszedł Ilyasova, czy na początku tego sezonu, potem znowu w play-offs i w serii z Bostonem.

Niesamowita jest jego waleczność, nie wiem ile siniaków nazbierał podczas tej serii, nie dostawał właściwie w ogóle gwizdków, mimo , że regularnie walczył o ofensywne zbórki i grał dużo na kontakcie w ataku. Ostatnie dwa spotkania był jednak znowu TYM Dario, jakiego pamiętam z sezonu – rozciągał grę trójkami, atakował ciągle tablicę rywali, przepychał się i zdobywał punkty z pomalowanego, wymuszał wolne i w jakis sposób był efektywny. Normalnie T.J. McConnell w większym ciele! Nie wiem, jaki jest jego sufit – wydawało mi się, że on już tam parę razy dobił, ale jego charakter, nieustępliwość, uniwersalność cały czas pozwala być mu efektywnym.

Ciekawa statystyka? ORTG w tych PO na poziomie 119. Jest w cieniu Simomnsa i Embiida, ale to zdecydowanie człowiek, na którego niemal zawsze można liczyć, nadal młody, z odpowiednią psychiką. Fenomenalny „glue guy”.

2 myśli na temat “Play-offs 2018 przez pryzmat liderów Sixers

  • 14 maja 2018 o 22:12
    Permalink

    swietny artykul, tez bardzo cenie Dario i nie chcialbym zeby poszedl w trade za jakiegos all star, mamy super mlody trzon i trzeba na nim dalej budowac druzyne ;)

    Odpowiedz

Skomentuj Horuss Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *