Juggernaut – wojownik jak malowany

Cain Marko to przyrodni brat Charlesa Xaviera, założyciela X-Menów. Marko i Xavier odkryli kiedyś jaskinię, w której znajdowała się sekretna świątynia Cyttoraka, potężnej, nadnaturalnej istoty. Kiedy Marco chwycił jaśniejący klejnot odnaleziony w świątyni, przemienił się w nadludzkiego siłacza. Wykorzystał nowe moce, aby zostać niepowstrzymanym przestępcą – Juggernautem.

3 lipca. Kibice Philadelphii 76ers czekają na rozwój wydarzeń w kwestii Kawhi Leonarda. Zastanawiają się również, których wolnych agentów przyciągnie do drużyny Brett Brown. Czas upływa, a w Mieście Braterskiej Miłości nie poczyniono żadnych znaczących ruchów…

Dlaczego? Dlaczego Brett Brown to zrobił?

Wilson Chandler przyszedł na świat 10. maja 1987 roku w Brenton Harbor, Michigan. Był wychowywany przez dziadków, choć jego ojciec zawsze był w pobliżu. Jednak najważniejszą osobą w jego życiu zawsze była jego babcia:

Babcia jest małomówna, ale zawsze potrafiła porozmawiać ze mną, gdy robiłem coś źle. Często mówiła mi, żebym był sobą bez względu na wszystko. Chciała wychować mnie na dobrego człowieka, który szanuje innych. Złe oceny, bałagan w pokoju… Za takie rzeczy ganił mnie dziadek. Babcia zawsze próbowała ze mną porozmawiać w cztery oczy.

W koszykówkę zaczął grać w piątej klasie. To od samego początku była ślepa, bezwarunkowa miłość. Nic innego nie miało znaczenia. Jedynie kosz zamocowany na ogródku przy Junior Park. Rzucając do którego udawał, że jest Michaelem Jordanem lub Scottie’m Pippenem.

Zawsze marzyłem jedynie o grze w koszykówkę. Wciąż nie nauczyłem się dobrze pływać, nigdy nie jeździłem na desce… Zawsze myślałem, że będę zawodowym koszykarzem.

Wilson, tak jak jego babcia, nigdy nie był gadułą. Znajomi nazywali go Will the Thrill żartując z jego wycofanego usposobienia wobec ludzi. Ba, nie poszedł nawet na własną studniówkę, ponieważ „i tak nie lubi tańczyć”. Jednak Wilson nigdy nie czuł potrzeby zgarniania świateł reflektorów. Tak samo było na boisku.

Choć biły się o niego największe uczelnie w kraju, on wybrał uczelnię DePaul z Chicago. Chciał poczuć klimat miasta, którego gwiazdy były jego inspiracją w trakcie treningów od najmłodszych lat. Trener Jerry Wainwright stał się dla niego jak ojciec, a Wilson powoli stawał się sensacją… 10.6 PPG i 7.2 RPG dla debiutanta to nie byle co! Szczególnie, że Chandler miał poukładane w głowie jak mało kto w jego wieku. Nie walczył o indywidualne zdobycze – walczył dla drużyny.

Wilson chciał zostać na uczelni rok dłużej, ponieważ czuł, że ma jeszcze co nieco do udowodnienia. Cieżko było mu też opuścić coacha Wainwrighta. Tak jak spodziewali się wszyscy w jego otoczeniu – Chandler zrobił duży postęp w swojej grze. 14.7 PPG, 6.9 RPG i 1.4 BPG, Big East All-Second Team… Przyszedł więc czas na draft, w trakcie którego z numerem 23. sięgnęli po niego Knicks z Nowego Yorku!

Zwolennikiem ściągnięcia Chandlera do NY był ówczesny coach, Isiah Thomas. Idol babci zawodnika paradoksalnie jednak prawie nie korzystał z jego usług w pierwszej połowie sezonu… Jednak po okresie, w którym młody Wilson miał czas przywyknąć do klimatu najlepszej ligi świata, Isiah zaczął na niego stawiać. Chandler stał się graczem pierwszej piątki i nawet zmiana na stanowisku trenera tego nie zachwiała.




Już pod koniec pierwszego sezonu stał się starterem i roli tej nie oddał do końca swej przygody z Knicks. Statystyki na poziomie 16/6 nie gwarantowały mu udziału w ASG, jednak Chandler szybko stał się jednym z najlepszych skrzydłowych w lidze. Nieustępliwość, gra zespołowa, bycie spoiwem drużyny… Chandler znajdował się zdecydowanie na fali wznoszącej.

Jednak, co mogliśmy zauważyć w niedawnej wymianie DeRozan-Leonard, w NBA „lojalność” to tylko słowo. W 2011 roku Wilson Chandler został wysłany w ramach trójstronnej wymiany do Denver. W drugą stronę powędrował wielki Carmelo Anthony, który miał przywrócić Nowy York do walki o mistrzostwo. Jednak teraz już wiemy, iż nic z tego nie wyszło…

Jednak Wilson nie dał się złamać. Dla nowego klubu walczył z taką samą zaciętością, co dla swojego macierzystego klubu. Jednak gdy tylko zaczął wpasowywać się do NBA… Przyszedł lockout. Wilson w poszukiwaniu gry wyjechał do Chin, gdzie w barwach Zheijang Lions notował niesamowite statystyki na poziomie 27/12. Po powrocie czekał na niego bardzo ładny (jak na tamten rok) kontrakt 37/5 z Denver Nuggets. Szybko jednak uległ kontuzji, po której musiał walczyć o miejsce w składzie z Danilo Gallinarim. Wszystko wyjaśniło się jednak, gdy kontuzji doznał… Danilo Gallinari.

Od tamtego czasu w klubie z Denver zmieniło się wiele, lecz Wilson Chandler był stałym, pewnym punktem we Wszechświecie. Jednak wraz z napływem nowej krwi w postaci Jokicia, Bartona, Murraya, Harrisa i Portera kontrakt Wilsona stał się jednak niewygodny. Z prawie 30-milionowym kontraktem Paula Millsapa na karku włodarze Nuggets musieli szukać oszczędności. I w ten sposób Wilson Chandler trafił do Nas.

Jestem zawodnikiem, który wchodzi do gry i robi wszystkie drobiazgi, które są potrzebne drużynie. Wspieram kolegów z ławki, gram nieczysto kiedy wymaga tego sytuacja… Chcę, żeby fani byli ze mnie dumni. Próbuję grać twardo, próbuję być najlepszym kolegą z drużyny jakim mogę być. Zawsze poświęcam cele indywidualne na rzecz celów drużynowych.

Chandler to zawodnik, którego zdolności i osobowość idealnie pasują do Sixers. Marco Belinelli był bardzo dobrym wsparciem z ławki, jednak gdy w końcówce sezonu oraz w play-offs oglądaliśmy go ośmieszanego w obronie przez LeBrona Jamesa i Jaysona Tatuma… To naprawdę bolało. Obrona pozycji 2-4 z Sariciem, Redickiem i Belinellim w kadrze była utrudniona, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak psychicznie palił się Covington.

Dodanie agresywnego skrzydłowego, mogącego z powodzeniem grać na obu skrzydłach, to wielki ważny w porównaniu do zeszłego sezonu. Zawodnik który ustoi na nogach przy LeBronie Jamesie czy Blake’u Griffinie, dostarczający regularnie co noc ponad 10 punktów, stanowiący wsparcie zza łuku i dający niesamowitą energię – oto, czego możemy oczekiwać od Wilsona Chandlera. Brett Brown dodał do swej drużyny kolejnego żołnierza. Kolejnego wojownika, który jest gotów walczyć do upadłego za swoją drużynę.

Wilson uwielbia X-Menów Marvela. W wieku 21 lat zapragnął wytatuować sobie na plecach wizerunek Wolverine’a, jednak tatuażysta wiedział, że koledzy z drużyny nazywają go Juggernaut, wiec zaproponował, ze to właśnie ta postać mogłaby znaleźć się na plecach koszykarza. Od tamtego momentu Juggernaut stał się więc nieodłączną częścią Wilsona Chandlera. I razem z nim będzie walczył dla Sixers.

Juggernaut posiada przeogromną siłę. Potrafi obejść się bez jedzenia, tlenu i wody, przez co świetnie sobie radzi w ekstremalnych warunkach. W trakcie walki często taranuje swoich przeciwników. Jest praktycznie niezniszczalny.

3 myśli na temat “Juggernaut – wojownik jak malowany

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *