Sixers – Suns 132:127

Goście z Miasta Braterskiej Miłości przystępowali do tego spotkania w roli faworytów, nawet pomimo braku na parkiecie dwóch zawodników pierwszej piątki – Butlera i Chandlera – którzy pauzowali z powodu choroby. Zamiast nich trener Brown postawił na Korkmaza oraz Boldena, a wyjściowy skład uzupełnili oczywiście Simmons, Redick i Embiid.

Sixers od początku narzucili swoje warunki gry, dobrze broniąc i dominując w pomalowanym po przeciwnej stronie parkietu, głównie za sprawą Bena i Joela. Szybkie wyjście na dwucyfrowe prowadzenie pozwoliło trenerowi na rotowanie znacznie okrojonym tego dnia składem, efektem czego mieliśmy okazję oglądać przez kilka minut nawet Demetriusa Jacksona. Zmiana aktorów wyraźnie wpłynęła na poziom widowiska, wiele akcji przerywanych było głupimi faulami mało doświadczonych zawodników (w sumie 18 przewinień w pierwszej kwarcie). Nie zmieniła się za to różnica punktowa i na pierwszą przerwę schodziliśmy prowadząc 44:32.

Druga ćwiartka zaczęła się od wejścia Embiida w tryb „buldożer” niszczącego pod tablicą wszystko co się rusza, w tym byłego kolegę z drużyny Richauna Holmesa. Gospodarze nie posiadali w swoim składzie nikogo, kto mógłby postawić się Kameruńczykowi, przez co po zaledwie jedenastu minutach przebywania na parkiecie uzyskał on double-double 22pkt/10zb. Przewaga Sixers wzrosła do dwudziestu oczek i mniej więcej na tym poziomie utrzymywała się aż do końca pierwszej połowy (ostatecznie 72:49) Samo spotkanie było jak do tej pory naprawdę ciężkie do oglądania z powodu przeogromnej liczby fauli. W ciągu tych 24 minut gry, zawodnicy stawali łącznie na linii siódmego metra 55 razy!

O trzeciej kwarcie naprawdę ciężko jest cokolwiek powiedzieć poza tym, że podopieczni Bretta Browna kontynuowali demolkę prowadząc już ponad trzydziestoma punktami. Dopiero w ostatnich minutach Suns odrobili trochę strat. Smucić może jedynie fakt, że nawet w takim spotkaniu, gdzie zmiennicy dostają dużo minut, nie są w stanie nawet przekroczyć granicy 10 punktów, a trójka zawodników Simmons, Redick, Embiid zdobywa 3/4 oczek.

W ostatnim akcie spotkania Sixers odpuścili sobie już na tyle, że Suns zmniejszyli w pewnym momencie straty do 6 punktów i zaczęli wierzyć, że mogą tutaj jeszcze coś ugrać. Na twarzach sztabu z Philadelphii pojawił się blady strach przed blamażem sezonu (tak to jest panowie jak nie chce się wyciągać wniosków). Na zbawienie przyszedł jednak turecki prorok imieniem Korkmaz, który najpierw trafił zza łuku, a potem świetnie obsłużył Embiida, czym oddalił widmo porażki. Gospodarzom nie starczyło już czasu i ostatecznie przegrali 127 do 132.

Cóż, po pierwszej połowie myślałem, że będzie to chyba najbrzydszy i najbardziej jednostronny mecz jaki miałem dotychczas okazję opisywać. Jednak życie kibica drużyny z Philadelphii jest pełne niespodzianek. Ostatnie 15 minut gry w wykonaniu podopiecznych Browna to jakieś kuriozum, co gorsza dzieje się to już nie pierwszy raz…

Wystąpili:

Ben Simmons: 29pkt/3 zb/6as

J.J Redick: 24pkt/4zb/4as/2stl

Joel Embiid: 42pkt/18zb/2as/3stl/2blk

i inni…

2 myśli na temat “Sixers – Suns 132:127

  • 3 stycznia 2019 o 04:17
    Permalink

    Joel do przerwy 30 pkt, ciekawe czy spusci z tonu, czy pojdzie po 50 :)

    Odpowiedz
    • 3 stycznia 2019 o 04:25
      Permalink

      Sam pewnie nie odpuści, pytanie czy przy takiej przewadze Brown da mu pograć

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *