Już za późno dla Philadelphii?
Tak przynajmniej twierdzą dziennikarze „Philadelphia Enquirer”. Aż 15 porażek w ostatnich 20 meczach. Ostatnio pięć przegranych z rzędu, w tym dwie najświeższe z takimi potęgami jak Nets i Raptors, oba przegrane różnicą 20 punktów. W zeszłym sezonie kibice Sixers narzekali, że wprawdzie ich zespół łatwo pokonuje drużyny z końca lub ze środka tabeli, ale z tymi najsilniejszymi przegrywa. W tym roku Sixers przegrywają ze wszystkimi. Jeśli ogrywają najsłabszych, to wygrywają z bólem kilkoma punktami, zamiast conajmniej dwucyfrowo. Tylko cztery razy filadelfijczycy wygrali 10+ punktami. Czy ma być za późno, bo nie można już tego zmienić i grać jak rok temu, czyli wygrywać mecze ze słabszymi? Na to nigdy nie jest za późno, problem z tym, że w tej chwili wcale nie musi to zagwarantować udziału w playoffs.
Sixers są aż siedem meczów na minusie, co jest ich najgorszym bilansem od czasów Eddiego Jordana. Do końca sezonu pozostało 45 gier. Wprawdzie 12 z kolejnych 14 spotkań Sixers rozegrają u siebie, ale co z tego, skoro połowa z przyjezdnych drużyn jest słaba, ale druga połowa to już drużyny wyraźnie na plusie. W tym Spurs, Clippers, Pacers czy Knicks. Nawet jeśli jakimś cudem uda się pokonać słabeuszy i średniaków, to żeby odbić się od dna i wywalczyć znowu dodani bilans, trzeba będzie także pokonać któreś z silniejszych ekip. To oznacza koniecznośc wygrana przynajmniej 10 z następnych 15 gier. Nawet największi optymiści po obejrzeniu wspomnianych porażek z Nets i Raptors nie marzą o takim wyniku.
Andrew Bynum zadowolony ostatnio z postępów w leczeniu kontuzji kolana zapowiedział, że być może wróci do gry już niedługo. Nawet jeśli oznaczałoby to zagranie ostatnich 30-35 spotkań, będzie już za późno na play-offs, w najbardziej optymistycznym scenariuszu może nas czekać walka o ósme miejsce. Jednak 18 z ostatnich 30 spotkań fladelfijczycy zagrają na wyjazdach. Może więc nie ma co tak bardzo śpieszyć się z powrotem Bynuma?
Tanking – celowe przegrywanie meczów przez słabą drużynę w celu zwiększenia szans na wylosowanie rzekomo wyższego numeru w loterii draftu. Polega głównie na nie wystawianiu do gry kluczowych zawodników z powodu wymyślonych, lub wyolbrzymionych kontuzji, granie mniej doświadczonymi graczami albo na przykład na wystawianiu niskiego składu, aby przeciwnik miał przewagę w strefie podkoszowej itp.
To pojęcie zawsze budziło we mnie odrazę, a Sixers jasno dali do zrozumienia, że jest im obce. O wpływ „tankowania” na loterię można się spierać w nieskonczoność (chociaż statystyki mówią, że takie zjawisko nie istnieje), ale w przypadku Bynuma, mając tak słabą drużynę jak w tym roku, może lepiej trzymać go na ławce? O tym, czy będzie z niego kolejny Brandon Roy albo Greg Oden nie wie lepiej nikt inny, niż klub z Philadelphii. Załóżmy, że zgodnie z wiedzą Sixers będzie on w pełni zdrowy i gotowy, by rozegrać kolejne sezony na wysokim poziomie. Nie grając nim przez cały sezon z powodu udawanego dłuższego niż zakładano powrotu do zdrowia, Sixers wysyłają pozostałym ekipom w NBA negatywny przekaz. Innymi słowy – Bynum kontuzjowany przez cały sezon to Bynum o wiele tańszy, jeśli latem Philadelphia zdecyduje się jednak podpisać z nim nowy kontrakt. Już nie będzie tylu chętnych, by ryzykować kupno (kontuzjogennego) kota w worku. Problem tylko w tym, że koszykarz doskonale zdaje sobie sprawę, że z każdym opuszczonym meczem traci kolejne dolary i może zapomnieć o 100-milionowym kontrakcie, który normalnie na pewno by dostał. Będzie więc nalegał na powrót. No chyba, że jego zdrowe kolana to historia – wtedy niech Bynum gra, a nuż coś wygra i wszyscy będą szczęśliwi.
Jeśli jednak chcemy grać „fair”, czy jest jakis ratunek dla Philadelphii? Po Waszych ostatnich komentarzach łatwo dojśc do wniosku, że coraz więcej kibiców przestaje wierzyć w Douga Collinsa. Niedawno Sixers zatrudnili Aarona Barzilai, statystyczngo guru, który zapewnia mu nieprzerwany ciąg ciekawych numerków, pokazujących co jest źródłem porażek. Collins jest więc dobrze poinformowany, ale nic to nie daje.
Sixers mieli być w tym roku szybsi (nie są, pogorszyli się w kontrach które przed rokiem były ich znakiem firmowym), bardziej utalentowani strzelecko (nie są, bo rzucają mniej punktów niż przed rokiem i brak Andre Iguodali, który wybitnym strzelcem nigdy nie był, nie ma z tym nic wspólnego) i bardziej atletyczni (nawet jeśli są to co z tego, skoro brakuje im siły i centymetrów pod koszem). Bronią wciąż nieźle, ale nie tak dobrze jak przed rokiem, a kalecząc atak ich defensywa na niewiele się zdaje, co pokazuje statystyka 92.2 zdobywanych punktów, przy 96.7 traconych. Zadaniem trenera jest ustawienie odpowiednich zagrywek pod poszczególnych zawodników, niestety tych brak. Główne pomysły Collinsa to rzuty za trzy punkty lub z dystansu, nawet jeśli niecelne i liczenie na przebłyski Jrue Holiday’a.
Mimo młodego wieku Jrue błyszczy, nie tylko poczynił ogromny postęp w każdym elemencie gry, łącznie z obroną, ale gra pewniej i mówi się o nim nawet jako o uczestniku Meczu Gwiazd. Ale niestety piłka jest zbyt długo przez niego przetrzymywana. Przechodzi przez jego ręce w każdej akcji, nawet jeśli nie rzuca albo nie próbuje wejść pod kosz, to zbyt długo kozłuje pozostawiając kolegów bezczynnych lub oddajac im piłkę za późno, przez co mają mało czasu na wypracowanie sobie dobrej pozycji. Po grudniowym przegranym meczu z Bulls, w którym oddał aż 28 rzutów, Holiday powiedział, że liczba ta zaskoczyła jego samego, ponieważ „oczywiście jestem typem zawodnika, który najpierw podaje, a potem rzuca”. Pewnie byłby nie mniej zaskoczony gdyby wiedział, że jako rozgrywający w każdym meczu oddaje średnio aż 16 rzutów, najwiecej z całego zespołu (drugi jest Evan Turner z 13 rzutami). Po tym spotkaniu z powodu kontuzji Holiday pauzował, Sixers z Turnerem na PG wprawdzie przegrali wszystkie cztery gry, ale o wiele lepiej dzielili się piłką, o wiele lepiej wędrowała ona po obwodzie, angażowali więcej zawodnikow w ofensywie i grali po prostu bardziej zespołowo.
Holiday gra świetnie i ma przed sobą wspaniałą przyszłość, ale nie może monopolizować piłki bo to nie Allen Iverson za czasów jego świetności. Nawet jeśli Andrew Bynum wróci za kilka tygodni i będzie w dobrej formie, to z taką taktyką nie wpłynie jakoś szczególnie na wyniki zespołu, chyba, że za sprawą naprawdę dużej ilości zbiórek i bloków. I to nie jest wina samego Jrue Holiday’a, tylko właśnie trenera Collinsa, który nie potrafi tego dostrzec i ustawić gry pod cały zespół, aby tak jak chociażby w Pacers piłka ciągle była w ruchu.
Za to Collins potrafi nieustannie narzekać na pracę sędziów, którzy jego zdaniem odgwizdują na jego podopiecznych skandalicznie mało przewinień. Pod tym względem Sixers rzeczywiscie są jedną z najsłabszych ekip w lidze, ale trudno się temu dziwić skoro – jak pisałem trzy akapity wcześniej – zamiast atakować kosz i wymuszać faule, nastawieni są na taktykę „rzutów z daleka”. Poza tym najczęściej faule odgwizdywane są na gwiazdach, które mają w NBA specjalne przywileje, a tych w Sixers jak na lekarstwo.
Po ostatniej porażce z Raptors znalazła się nowa wymówka – zły terminarz. Collins nazwał go „brutalnym” dodając: „Przez 40 lat w NBA nie widziałem czegoś takiego”. Nie chodzi mu nawet o długą serię wyjazdową na przełomie grudnia i stycznia (8 spotkań w obcych halach) ale także na serię meczy przed własną publicznością: „Ktoś skręci kostkę, opuści 10 spotkań przed własną publicznością i gdzie będzie wtedy zespół?” – pyta Collins. „Złej baletnicy A ja pytam, kiedy nadejdzie czas, aby przyjąć trochę winy za złe wyniki na siebie?
Przed sezonem 2012/13 napisałem, że dzięki poprzednim play-offs i sprowadzeniu Andrew Bynuma do Philadelphii zawitało sporo dobrze uzasadnionej nadzei na lepsze jutro. Przyszłośc miała być optymistyczna, a tymczasem napisałem najbardziej pesymistyczny felieton od lat.
A miało być tak pięknie…
brudna i smutna prawda o sytuacji Sixers na dzien dzisiejszy. Artykul okazuje sie byc strzalem w 10ke. Monty, swietna robota. Wg mnie kibic nba chcacy sie dowiedziec co sie dzieje z Philly wchodzac tu ma podane wszystko jak na tacy.
Boli postawa Naszej druzyny. Po przeczytaniu i przemysleniu wypowiedzi Collinsa przypomnialo mi sie gdzie i przez ile Doug byl trenerem.
Chicago 3 sezony, Detroit 3 sezony, Washington 2. Jakies spostrzerzenia?
Ja tam pamiętam, że w zeszłym sezonie też przegraliśmy dwudziestoma z Raptors, także niewiele się zmieniło w tym względzie…
Nic dodać nic ująć…
Collins mimo całej sympatii out, SvG in :D
A moze JvG in?
Nie wiem jakim trenerem jest Jeff, ale wiem że Stan robi dobrą robotę po obu stronach boiska. Mamy problemy z ofensywą i on najprawdopodobniej znalazł by rozwiązanie Naszych problemów i nic byśmy nie stracili przy tym z obrony, Uważam że byłby idealnym wyjściem z sytuacji. A jeszcze jak Bynum wróci to myślę że SvG się poczuje jak ryba w wodzie. PS Wg statystyk Stan robił lepszą robotę w drużynach, które trenował niż jego brat.
Po za tym widzę że się nienatrenował w swoim życiu Jeff. To że jest dobrym i błyskotliwym teoretykiem nie znaczy że jako trener się sprawdzi.
Nie chciałbym Stana. Nie sądzę, żeby był w stanie wiele zrobić w tej drużynie. On ma swoje koncepcje, nie jest bardzo elastyczny. W sensie takim, ze to drużynę ustawiłby pod taktykę, a nie taktykę pod zespół. Oczywiście mogę się mylić. Ja chce Douga do końca sezonu, należy mu się to. Niech pokaże, że może trenować dłużej niż 3 lata.