Nieoczywisty przewodnik po Filadelfii

Wybierasz się do Filadelfii? Przeczytaj nieoczywisty przewodnik Macieja Gąda, w którym znajdziesz niezwykłe wskazówki odnośnie zwiedzania tego miasta, szokujące ciekawostki historyczne i inne dziwaczne opowieści… Wszystko to było częścią serii „Philly Cheesesteak of the Week”, której podróżnicze fragmenty zostały tutaj zebrane w jedną całość. Takiego przewodnika po Filadelfii jeszcze nie było!

 

Filadelfijska kanapka

Upalne lato roku 1930, róg Passyunk Ave i Wharton Sts w Filadelfii. Pat Olivieri, włoski imigrant z Abruzji, spędzał kolejny nudny dzień na stoisku z hot – dogami, które prowadził ze swoim bratem Harrym. Biznes jak biznes – dało się zarobić na kieliszek chleba, ale słynny american dream był na razie odległą mrzonką. Pat zgłodniał co nieco, ale chyba by zwariował gdyby zjadł kolejnego hot – doga. Postanowił podskoczyć do lokalnego rzeźnika, gdzie zakupił trochę wołowiny. Pokroił ją, podsmażył na swoim stoiskowym grillu, włożył do pszennej włoskiej bułki, posypał cebulką i już miał zatopić zęby w swoim „eksperymencie” kiedy usłyszał: „Hej! Co tam masz?”. Lokalny taksówkarz, który regularnie wpadał na hot – doga, poprosił, aby zrobić mu taką samą bułkę z wołowiną. Po jej zjedzeniu powiedział do Pata wprost: „Olej hot – dogi! Sprzedawaj tylko to!”. Wynalazek okazał się wielkim sukcesem. Niedługo bracia Olivieri w miejsce budki otworzyli restaurację Pat`s King of Steak, jeden z kucharzy zaproponował dodawanie sera i tak oto narodził się jeden z symboli Filadelfii i fast foodowej american cousine – kanapka Philly Cheesesteak. Bracia Olivieri stali się sławni na cały kraj, a ich cheesesteak na stałe wszedł do świadomości i menu Amerykanów. Restaurację zaczęły odwiedzać postacie z pierwszych stron gazet, a w 1976 roku kręcono tu sceny do „Rocky’ego”, co upamiętnia wmurowana stosowna tablica.

Knajpa Pat’s King of Steaks w Filadelfii (Foto: Maciej Gąd)

 

Flaga Betsy Ross

Ciepły majowy wieczór 1776 roku. Od niespełna roku trwa amerykańska wojna o niepodległość. Do niewielkiego domku przy Arch Street w Filadelfii wchodzi trzech przedstawicieli Kongresu Kontynentalnego: George Washington, Robert Morris i George Ross. Zamieszkuje go Betsy Ross, jedna z wielu szwaczek w mieście zatrudniona przez Flotę Pensylwanii. Panowie pokazują jej projekt pewnej flagi składającej się z czerwono – białych pasów i sześcioramiennych gwiazd w kole. Betsy bez ceregieli proponuje swoje poprawki, które goście akceptują jednogłośnie, i zabiera się do roboty. Flaga jest gotowa na początku czerwca. 4 lipca zostaje ogłoszona Deklaracja Niepodległości – powstaje nowy naród, a „Betsy Ross flag” staję się pierwszą oficjalną flagą Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Amerykanie mają świra na punkcie swojej Stars & Stripes banner. Jest ona traktowana z nabożną czcią, każdy szanujący się obywatel wywieszą ją przed swoim domem, a znieważenie jej to największe świętokradztwo. I wcale nie jest ważne to, że historia z wizytą Washingtona u Betsy jest prawdopodobnie zmyślona przez jej wnuka. Młoda Ameryka potrzebowała symboli, wokół których mógł budować się i krzepnąć nowy naród. A „flaga Betsy Ross” idealnie się do tego nadawała. Stała się jedną z wielu rzeczy, wokół której Amerykanie zbudowali swoją tożsamość.

Dziś przy Arch Street w Filadelfii w odrestaurowanym domku Betsy Ross mieści się muzeum, gdzie można zapoznać się z historią amerykańskiej flagi i cofnąć się do burzliwych czasów narodzin państwa. „Betsy Ross flag” na stałe weszła do amerykańskiej kultury i jej symboliczny wymiar jest nie do podważenia.

Domek Betsy Ross w Filadelfii (Foto: Maciej Gąd)

 

Kto pierwszy, ten lepszy

Filadelfia „byciem pierwszym” stoi. To miasto nie ma sobie równych w USA jeżeli chodzi o powstanie/założenie/wymyślenie czegoś po raz pierwszy w skali kraju. Oczywistym jest, że to pierwsza stolica, a o powstaniu pierwszej flagi pisałem wyżej. Co tu jeszcze mamy ciekawego?

  • Pierwsza biblioteka publiczna – założona przez Benjamina Franklina w 1731 roku
  • Pierwszy szpital – założony w 1751 roku
  • Pierwszy uniwersytet – szkoła medyczna ufundowana w 1765 roku
  • Pierwsza giełda – oficjalnie otwarta w 1790 roku
  • Pierwsza fabryka precli – od 1861 roku
  • Pierwsze ZOO – otwarte w 1874 roku
  • Pierwsza Wystawa Światowa w Ameryce – w 1876 roku (o niej kiedyś jeszcze napiszę, bo zadziała się tam rzecz fundamentalna dla higieny naszej jamy ustnej)
  • Pierwszy w całości klimatyzowany budynek – rok 1932
  • Pierwszy komputer na świecie – słynny ENIAC skonstruowany na Uniwersytecie Pensylwanii w 1946 roku

Oczywiście jest tego dużo więcej. Ja osobiście podczas mojej wizyty w Filadelfii po raz pierwszy w życiu zobaczyłem mecz NBA na żywo, zjadłem słynny philly cheesesteak, wypożyczyłem auto z wypożyczalni i wbiegłem po schodach Muzeum Sztuki jak filmowy Rocky (zawsze chciałem to zrobić).

IMG_0696
Widok na centrum miasta ze schodów Muzeum Sztuki (Foto: Maciej Gąd)

 

Klątwa Billiego Penna

William „Billy” Penn to w historii Filadelfii najważniejsza postać. Jest to nie tylko założyciel miasta, ale całej kolonii Pensylwania. Do jego osiągnięć i fascynującego życia jeszcze nie raz wrócę – jajka co nas teraz interesuje to fakt, że jego pomnik stanął na wieży miejscowego ratusza.

A sam ratusz w Filadelfii to nie byle co. Ukończony został w 1901 roku i do 1908 był to najwyższy budynek na świecie. Do dziś liczący sobie 167 metrów wysokości obiekt jest największym wolno stojącym murowanym budynkiem na Ziemi. I to właśnie wieżę tego ratusza wieńczy postać Williama Penna.

Do 1987 roku istniała niepisana „dżentelmeńska umowa”, że żaden budynek w mieście nie będzie większy od ratusza. Jednak w końcu odpowiednia miejska komisja „pękła” i w tymże roku dobiegła końca budowa drapacza chmur One Liberty Place, który wystrzelił w górę na 288 metrów. I tak się akurat złożyło, że od tego momentu przez ponad następne 20 lat żadna z miejskich drużyn nie wygrała mistrzostwa w jednej z tzw. major leagues (futbol amerykański, koszykówka, hokej, baseball). Już w trakcie tej degrengolady szybko znaleziono „winnego”. Była to klątwa Billiego Penna – kara za postawienie budynku wyższego, niż statua założyciela miasta na wieży ratusza.

Mijały lata, a żadna drużyna z Philly nie potrafiła nic wygrać (choć nie raz było blisko, np. nasi Sixers w finałach 2001). Toteż kiedy w 2007 roku ukończono 297 – metrowy drapacz chmur Comcast Center, robotnicy umieścili na jego szczycie niewielką figurę Penna. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w 2008 roku Phillies wygrywają baseballowego mistrza. Co tylko utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że z tą klątwa było coś na rzeczy. A jak w 2017 roku Philadelphia Eagles wygrali Super Bowl, to już w ogóle wszyscy zaczęli brać klątwę za pewnik.

IMG_0729
Ratusz w Philly z figurą Penna na wieży (Foto: Maciej Gąd)

 

Myśliciel

Cogito, ergo sum – Myślę, więc jestem. Ten słynny „bon mot” Kartezjusza wskoczył niespodziewanie do mojej głowy kiedy szedłem sobie spokojnie Benjamin Franklin Parkway w Filadelfii. Powodem była pewna siedząca na wysokim cokole zamyślona postać, której nieobecny wzrok poczułem na sobie… .

„Myśliciel” – najsłynniejsza rzeźba francuskiego artysty Augusta Rodina. Każdy z nas kojarzy tego nagiego mężczyznę w charakterystycznej zamyślonej pozie. Zawsze sądziłem, że znajduje się ona w Paryżu, więc jakim cudem stoję przed nią w Filadelfii?

The Thinker in Philly
Autor duma razem z Myślicielem (Foto: Maciej Gąd)

Jest rok 1923. Znany magnat filmowy i filantrop Jules Mastbaum postanawia pozostawić coś po sobie ukochanemu miastu i zaczyna kolekcjonować wszystko co związane z twórczością Rodina. W ciągu trzech lat udaje mu się zebrać największy zbiór prac artysty zaraz za Paryżem. Zatrudnia francuskich architektów Paula Creta i Jaquesa Grebera, którzy tworzą wspaniałe muzeum z malowniczym ogrodem. Zostaje ono otwarte w 1929 roku z majestatycznym odlewem „Myśliciela” witającym wszystkich zwiedzających. Sam Mastbaum nie dożył otwarcia, ale pozostawił po sobie wspaniały dar miastu Filadelfia.

Rodin`s Museum
Muzeum Rodina (Foto: Maciej Gąd)

 

Rocky Balboa

Sylvester Stallone był spłukany. Był tak spłukany, że pewnego dnia poszedł pod monopolowy i przypadkowemu kolesiowi sprzedał swojego ukochanego psa za 25$. Później wspominał, że był to najgorszy moment w jego życiu.

Wszystko zmienia się w dniu kiedy Stallone ogląda walkę bokserską Muhammada Ali z nieznanym Chuckiem Wepnerem. Zainspirowany tym pojedynkiem przez 20 godzin, bez snu i jedzenia, tworzy scenariusz filmu. Mimo że nie ma co włożyć do garnka odrzuca propozycje sprzedaży scenariusza warte nawet 325 tyś $, ponieważ nie uwzględniają go w głównej roli. W końcu otrzymuję ofertę, którą przyjmuje bez wahania: 30 tyś $, główna rola i procent z zysków. Z gotówką w ręce idzie wprost pod monopolowy. Czatuje tam 3 dni na faceta, któremu sprzedał psa. Koleś się w końcu pojawia i po targach zgadza się odsprzedać pupila za… 15 tyś $ i rolę w filmie.

Film „Rocky” okazuje się potężnym sukcesem. W 1976 roku zgarnia 3 Oscary (z 10 nominacji), w tym za najlepszy film, a Stallone staję się gwiazdą światowego formatu. O grubych milionach, które zarobił nie wspominając. Przy okazji obraz rozsławia same miasto Filadelfia, gdzie był kręcony.

Każdy z nas kojarzy scenę, w której Rocky biegnie przez budzące się do życia ulicę miasta, aby skończyć trening na schodach Muzeum Sztuki z podniesionymi z radości rękoma. Stallone wybrał Philly, bo miasto zrobiło na nim ogromne wrażenie, kiedy jako dzieciak uczęszczał tam do Lincoln High School.

Rocky plate at Pat`s King of Steaks
Tabliczka przy knajpie Pat’s King of Steaks (Foto: Maciej Gąd)

Obrotni Amerykanie szybko „spieniężyli” ten potencjał i dziś lokalizację filmowe to duża atrakcja turystyczna Filadelfii. Każdy szanujący się turysta wbiega po schodach muzeum. Obok stoi elegancki pomnik Rocky’iego, który do dziś jest źródłem kontrowersji. Prawie każda lokalizacja jest opatrzona stosowną tabliczką. Wszystkie można odwiedzić podczas specjalnych wycieczek. Niewątpliwie film przyczynił się do zwiększenia rozpoznawalności miasta w kraju i poza USA.

Rocky`s statue in Philly
Autor cieszy się z Rocky’m z gry Sixers (Foto: Maciej Gąd)

 

Albert Einstein w słoiku

Jest listopad 2011 roku. Z Muzeum Medycznym (The Mütter Museum) przy The College of Physicians w Filadelfii kontaktuje się 80 – letnia emerytowana patolog Lucy Rorke – Adams. Twierdzi, że chce przekazać muzeum niezwykły podarunek.

18 kwietnia 1955 roku w szpitalu Princeton w New Jersey umiera Albert Einstein. Obowiązek przeprowadzenia sekcji zwłok przypada patologowi Thomasowi Stoltz Harvey’owi. Einstein chciał, aby po śmierci skremować jego ciało, żeby nie stało się ono obiektem badań. Harvey ma to gdzieś. Wycina mózg fizyka i tnie go na 240 części oraz tworzy 1000 slajdów z tkanką mózgową.

Udaje mu się uzyskać pozwolenie wkurzonej rodziny na badania nad mózgiem Einsteina. Część mózgu zachowuje dla siebie, a resztę rozsyła naukowcom po różnych uniwersytetach. Za swoją samowolkę traci jednak pracę w szpitalu. Przez kolejnych kilkadziesiąt lat części mózgu Einsteina trzyma w dwóch słojach w lodówce na piwo. Na starość przekazuje je uniwersytetowi w Princeton.

Natomiast slajdy z tkanką mózgową krążyły po różnych patologach i instytucjach. I tak około 200 z nich znalazło się w posiadaniu Lucy Rorke – Adams, która postanowiła przekazać je ku potomnym w darze do Mütter Museum w Filadelfii. Dziś jest to jedno z dwóch miejsc na świecie (drugie to National Museum of Health and Medicine w Silver Spring, MD), gdzie można podziwiać części mózgu twórcy teorii względności. Jest to bez wątpienia jeden z najdziwniejszych eksponatów w tym i tak osobliwym muzeum.

Einstein's brain
Slajdy z mózgiem Einsteina (Foto: Mutter Museum)

 

Dzwon Wolności

„Proclaim LIBERTY throughout all the Land unto all the inhabitants thereof”. Ten cytat z biblijnej Księgi Kapłańskiej (25,10) znajduje się na jednej z największej atrakcji Filadelfii i zarazem jednym z najważniejszych symboli USA. Za Biblią Tysiąclecia mówi on: „Oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców”.

Jest rok 1753. John Pass i John Stow otrzymali od władzy Pensylwanii ważne zadanie. Zgromadzenie stanowe zamówiło dwa lata wcześniej w Londynie piękny dzwon, który miał symbolizować przywilej mieszkańców do wolności religijnej i stanowienia własnego prawa. Tylko, że ten niedługo po przypłynięciu z Anglii wziął i pękł. Pass i Stow postanowili więc ze starego odlać zupełnie nowy dzwon.

Rzemieślnicy stanęli na wysokości zadania (w nagrodę ich nazwiska znajdują się na dzwonie) i przez długi okres czasu dzwon dumnie oznajmiał ważne wydarzenia publiczne oraz wzywał urzędników na zebrania stanowe. Wbrew powszechnemu mniemaniu nie bił w dniu proklamacji niepodległości 4 lipca 1776 roku, ale cztery dni później podczas jej uroczystego odczytywania.

Dzwon się jednak szybko zużywał i musiał być kilka razy naprawiany. Jest wiele teorii skąd się wzięło pęknięcie widoczne do dziś. Niektóre „propozycje” to: dzwonienie z okazji rocznicy urodzin Waszyngtona, powrotu do USA Lafayetta, czy śmierci Johna Marshalla. To  tylko kilka krążących opowieści. Na pewno w wejściu w 1847 rok pęknięcie już na dzwonie było.

Liberty Bell
Liberty Bell (Foto: Maciej Gąd)

Od tego roku zaczął stawać się on coraz większym symbolem. Na swe sztandary dzwon wzięli abolicjoniści walczący o zniesienie niewolnictwa. Po zabójstwie Lincolna jego zwłoki wystawiono na widok publiczny w Filadelfii zaraz obok dzwonu. Obejrzało go wtedy 120 000 – 140 000 ludzi, czytając jednocześnie słynną inskrypcję. W latach 1866 – 1945 dzwon podróżował po całych Stanach przyciągając tłumy i jednocząc Amerykanów w najtrudniejszych momentach. Po wojnie dzwon „osiadł” na stałe w Filadelfii, gdzie można go podziwiać zupełnie za darmo w Liberty Bell Center. Dziś te 940 kilogramów jest nierozerwalną częścią amerykańskiej historii i kultury.

 

Dom, w którym straszy

Upalne lato 1927 roku. Mali George i Steven Easby dokazują w ogrodzie okazałej rezydencji na przedmieściach Filadelfii. Spoglądają na swoje odbicia w wodzie u podstawy fontanny i śmieją się do rozpuku. Ich zabawę przerywa niespodziewanie krzyk Stevena, który nagle zamiast swojego odbicia widzi przerażająca trupią czaszkę. Niedługo potem umiera w wieku 11 lat… .

Baleroy Mansion, „najbardziej nawiedzony dom w Ameryce”, został zbudowany w 1911 roku na Chestnutt Hill w Filadelfii przez lokalnego bogatego stolarza. Po latach pojawiły się pogłoski, że zabił on tam własną żonę. W 1926 32- pokojową posiadłość nabywa prominentna rodzina Easby. Cieszy się ona wielką estymą, odwiedzają ją znani gościa, dom wypełnia się antykami i cennymi przedmiotami. Po śmierci rodziców mieszkał tam tylko sam George i okazjonalnie służba.

Różne paranormalne zjawiska zaczęły mieć miejsce niemal natychmiast po wprowadzeniu się rodziny. Były standardy: dziwne odgłosy, poruszające się przedmioty, mrugające żarówki itp. Jeden z ogrodników przysiągł, że widział ducha małego Stevena, inna osoba zarzekała się, że widziała ducha Thomasa Jeffersona (w domu było kilka należących do niego przedmiotów), ktoś inny widział podjeżdżające pod dom fantomowe samochody…

Sam George pogodził się z „duchami” i ich obecnością. Twierdził nawet, że duch jego matki pomógł mu odnaleźć schowane w zakamarkach rezydencji cenne przedmioty. Ale do jednego z pokoi to i on nawet w pewnym momencie zakazał komukolwiek wchodzić… .

„Niebieski Pokój” i znajdujące się w nim „Krzesło Śmierci”. Ot zwykły fotel, ponoć należący do samego Napoleona, który rodzina otrzymała kiedyś w prezencie. Ponoć ktokolwiek na nim usiadł umierał niedługo potem. Ponoć potwierdzono cztery takie przypadki. George twierdził, że krzesło zamieszkuje zły duch Amelia, który wysysa życiowe siły z nieszczęśnika…

Baleroy Mansion
Baleroy Mansion (Foto: Roxborough Runner/Flickr)

George umiera w 2005 roku. Jakiś czas dom można było zwiedzać, a spece badali jego „paranormalność”. Po sprzedaniu na aukcjach wszystkich rzeczy należących do rodziny, dom w 2012 przeszedł w prywatne ręce i dziś jest niedostępny dla postronnych poszukiwaczy mocnych wrażeń. Raz udostępniono go zespołowi The Walkmen w celu nagrania w nim teledysku do piosenki „The Love you love”. Cała ekipa twierdziła, że podczas ich pobytu w domu co chwilę dochodziło do dziwnych zjawisk… .

 

Więzienie Moyamensing

Słynny amerykański pisarz i poeta Edgar Allan Poe poranka 2 czerwca 1849 roku nie mógł zaliczyć do udanych. Obudził się z wielkim kacem w pomieszczeniu, które na pewno nie było jego domem. Gołe ściany, prycza, wiadro, zamknięte drzwi. Po chwili uświadomiono go, że w nocy tak się zborsuczył, że został aresztowany za pijaństwo i trafił do miejsca, gdzie nikt wtedy w Filadelfii nie chciał trafić.

Więzienie Moyamensing zostało otwarte 19 października 1835 roku u zlotu 11th Street, Passyunk Avenue i Reed Street. Od początku jego architektowi Thomasowi Ustik Walterowi przyświecała idea zaprojektowania gmaszyska, które na sam widok miało w skazańcach wzbudzać odczucia jakie miał Dante stając u bramy piekła, na której pisało – „Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie”.

Powstał budynek przypominający ufortyfikowany zamek z grubym murem i wieżami. Na jednym rogu architekta poniosło tak daleko, że zbudował bramę, tzw. Mieszkanie Dłużników, wzorując ją na… starożytnej egipskiej świątyni faraona Amenhotepa III.

Do więzienia trafiały największe męty i zbrodniarze nie tylko z Filadelfii. Na miejscu wykonywano wyroki śmierci przez powieszenie, a potem na krześle elektrycznym. Poe był już wtedy sławny, więc więzienie opuścił po 24h. Na jedną dobę w maju 1929 roku „zakwaterował” się tam po aresztowaniu Al Capone. Charles Bukowski pokisił się w Moyamensing 17 dni za unikanie służby wojskowej.

Jednak „najsłynniejszym” lokatorem był H.H. Holmes okrzyknięty „pierwszym seryjnym zabójcą Ameryki”. Koleś w swoim domu w Chicago miał specjalny pokój zwany „Zamkiem Morderstw” gdzie pozbawił życia w wyrafinowany sposób ponad 200 osób. Udało się go aresztować w Filadelfii i po głośnym procesie bez ceregieli powieszono w Moyamensing w 1896 roku.

Niestety więzienie nie przetrwało próby czasu. W połowie XX wieku dosłownie rozpadało się ze starości i w 1967 roku podjęto decyzję o jego wyburzeniu. Dziś stoi w tym miejscu duży supermarket Acme. Pozostałości muru można znaleźć za marketem przy Reed Street, a w środku niedaleko wejścia do publicznych toalet wisi pamiątkowe zdjęcie więzienia.

Moyamensing_Prison
Więzienie Moyamensing. Po prawej „egipskie wejście” (Foto: Wikipedia)

 

Kosmiczne drzewa

Stuart Roosa, 38 – letni ex – smoke jumper, przygotowywał się do najważniejszego zadania w swoim życiu. Został mianowany pilotem modułu dowodzenia „Kitty Hawk” misji Apollo 14. Wprawdzie nie miał postawić stopy na księżycu, ale lot w kosmos był spełnieniem jego marzeń. Pewnego dnia niespodziewanie zadzwonił do niego Ed Cliff, szef Służby Leśnej Stanów Zjednoczonych. Spytał wprost: „Nie zabrałbyś czegoś ze sobą w kosmos?”.

Panowie znali się ze „strażackich” czasów Roosa, wiec Ed bez ogródek zaproponował, aby Stuart zabrał w swoim bagażu w ramach eksperymentu… różne nasiona drzew. Astronauta zgodził się bez wahania, NASA nie miało nic przeciwko, i już wkrótce wyselekcjonowano ok 500 ziaren pięciu gatunków drzew: sosny taeda, jawora, ambrowca, sekwoi i daglezji zielonej.

Rakieta misji Apollo 14 wystartowała 31 stycznia 1971 roku. Przez dziewięć dni nasiona drzew „orbitowały sobie w kosmosie” w bagażu Roosa.  Po powrocie nasiona zostały wysłane do specjalnych ośrodków w Mississippi i Kalifornii w celu podjęcia próby ich zakiełkowania. Ku pozytywnemu zaskoczeniu prawie wszystkie się przyjęły i można było wysyłać je „w świat” do sadzenia.

Philly Moon Tree
Moon Tree w Filadelfii (Foto: Christopher Palmer)

Historia ta tutaj trafiła, bo pierwsze tzw. Moon Tree zasadzono oczywiście w Filadelfii 6 maja 1975 roku przy Washington Square (był to jawor). Pozostałe były sadzone w całych Stanach, w Brazylii, Szwajcarii, a nawet kilka nasion pojechało do Japonii w prezencie dla cesarza Hirohito. Niestety jawor w Philly usechł i został ścięty w 2011 roku, ale aktualną listę wciąż żyjących drzew bez problemu znajdziecie w necie. Do dziś stanowią żywy pomnik na cześć Stuarta Roosa i księżycowych misji kosmicznych.

 

„Streets of Philadelphia”

Reżyser Jonathan Demme miał już piosenkę na zakończenie swojego kręconego właśnie filmu „Philadelphia”. Potrzebował jeszcze jakiegoś utworu na sam początek. Wybrał numer do Bruce’a Springsteena, którego znał od 1985 roku, i zapytał: „Hej Bruce. Potrzebuje rockowej piosenki do mojego filmu. Ale takiej, żeby ją grali non stop w galeriach handlowych. Da radę?”.

„Philadelphia” to jeden z najbardziej ikonicznych filmów w historii kinematografii. Oscarowa rola Toma Hanksa, który gra umierającego na AIDS prawnika – geja, to kamień milowy w budowaniu świadomości na temat tej choroby. Demme wysłał kilka początkowych scen Bruce’owi, a ten po ich obejrzeniu bez chwili zawahania zabrał się do roboty.

Springsteen miał na podorędziu tekst, który napisał po śmierci swojego przyjaciela. W swoim prywatnym studiu w Kalifornii nagrał beat i wysłał bez przekonania demo do Demme’a zaznaczając, że to tylko „surowa wersja, której nie należy brać za finalną”. Jednak reżyser był zachwycony („Jak demo się skończyło, to szlochałem z żoną pół wieczoru”) i niedługo potem Springsteen nagrał ostateczną wersję, a w 1994 ukazała się ona w formie oficjalnego singla.

Piosenka okazała się światowym hitem. Zgarnęła Oscara, Złoty Glob, MTV Video Music Award i 4 Grammy. Teledysk oczywiście kręcono w Filadelfii. Piosenkarz przechadza się tam m.in. przez Rittenhouse Square, wzdłuż rzeki Delaware z mostem Benjamina Franklina w tle, czy przez mniej reprezentatywne dzielnice. „Skutkiem ubocznym” filmu i samej piosenki była niezła reklama samego miasta poza USA. Do dziś wiele osób słysząc charakterystyczną melancholijną melodię „Streets of Philadelphia” przenosi się w wyobraźni na ulicę Miasta Braterskiej Miłości.



 

Historia Elfreth’s Alley

Na samym początku XVIII wieku Filadelfia była niezwykle szybko rozwijającym się miastem. Ściągający zewsząd rzemieślnicy i kupcy nabywali lub dzierżawili ziemię przy lub w okolicach rzeki Delaware, która była główną „autostradą” dla ich dóbr. Bardzo szybko doprowadziło to do ogromnego przeludnienia i „ścisku” na tych terenach. Dwóch kupców, Arthur Wells i John Gilbert, postanowiło w 1703 roku utworzyć małą ścieżkę dla wózków pomiędzy Front St. i Second St., aby ułatwić transport swoich towarów. Nie mieli pojęcia, że ta mała dróżka ponad 300 lat później stanie się jednym z najbardziej znanych Narodowych Punktów Krajobrazowych Ameryki.

Wizyta na Elfreth’s Alley to dziś niesamowita podróż w czasie. Przy ulicy nazwanej na cześć Jeremiah Elfretha, XVIII wiecznego kowala i kupca, znajdują się zachowane w doskonałym stanie 32 domy zbudowane w latach 1703 – 1836. W tamtym okresie domy rzemieślników i handlarzy były również miejscem, gdzie znajdowały się ich zakłady. Przy Elfreth’s Alley swoje „firmy” mieli m.in. budowniczy statków, producenci szkła, kowale, meblarze, producenci przedmiotów ze srebra, czy cyny.

Każdy z domów zbudowany był zgodnie z ówczesnym kolonialno – brytyjskim nurtem architektury, a niektóre w charakterystycznym dla samej Filadelfii stylu Trinity House. Przełom XIX i XX wieku to „kryzys” ulicy, gdyż rewolucja przemysłowa zaczęła „przenosić” handel i produkcję z prywatnych domów do fabryk i na ogromne obszary przemysłowe, które zdominowały okolicę. Ponad 100-200 letnie domy zaczęły niszczeć i pewnie musiałyby zostać zburzone, gdyby nie heroiczna postawa mieszkańców z Dolly Ottey na czele.

Od lat 20-stych walczyli o swe domy, co zaowocowało w 1936 roku powołaniem Stowarzyszenia Elfreth’s Alley (EEA), a w latach 60 – tych do uznania ulicy jako Narodowego Punktu Krajobrazowego. Uchroniło to aleje przed zakusami zburzenia jej pod obwodnicę nr 95. Udało się zdobyć środki na renowację i dziś ulica przyciąga swoją unikalną architekturą i wspaniałą kolorystyką.

Elfreth`s Alley
Foto: Maciej Gąd

W dwóch domach utworzono specjalne muzeum. W pozostałych dalej mieszkają ich właściciele, ale dwa razy do roku otwierają swoje podwoje dla wszystkich chętnych. Na początku czerwca EEA organizuje zawsze „Fete Day” w celu uczczenia leżącej u podstaw ulicy różnorodności etnicznej, a w grudniu „Deck the Alley Day”, kiedy 13 domów przystraja się pięknie na święta i otwiera dla zwiedzających.

Elfreth’s Alley w Filadelfii to „must see” podczas wizyty w tym mieście. Niezwykły urok i duch historyczny tego miejsca pozostanie w twych wspomnieniach na długo. Powrót do przeszłości gwarantowany.

Elfreth`s Alley
Foto: Maciej Gąd

 

Buckets Brigade

Mała iskra. Tyle wystarczyło, aby w 1730 roku na jednym ze statków cumujących w porcie w Filadelfii wybuchł pożar, który szybko przeniósł się na sąsiednie magazyny oraz domy mieszkalne. Mieszkańcy dzielnie walczyli z ogniem, ale brak organizacji wprowadzał chaos. Wiele osób poniosło śmierć, a wiele straciło dorobek życia.

Benjamin Franklin wrócił właśnie z Bostonu i zauważył, że mieszkańcy jego rodzinnego miasta są dużo lepiej zorganizowani pod kątem walki z pożarami niż pobratymcy w Filadelfii. Duża była w tym zasługa specjalnych związków, których celem było chronienie przed ogniem mienia swych członków. Franklin zaczął omawiać temat ze swoimi kumplami z Junto Club, a w 1733 wysłał anonimowo list do swoje gazety „Pennsylvania Gazette” nawołując obywateli do lepszego zorganizowania się pod kątem ochrony miasta przed pożarami.

Benjamin_Franklin,_The_Fireman
Benjamin Franklin jako strażak (Foto: Wikipedia)

Jego starania na wielu polach odniosły sukces i tak oto 7 grudnia 1736 roku Franklin i 25 ochotników podpisało specjalną deklarację tworząc pierwszą w brytyjskich koloniach i na amerykańskiej ziemi oficjalną jednostkę pożarniczą – Union Fire Company.

Wśród założycieli byli m.in. Richard Sewell – szeryf, Edward Roberts – burmistrz, Edward Shippen – sędzia, czy Hugh Roberts – dyrektor szpitala. Każdy z członków był zobowiązany posiadać i brać na każdą akcję 2 lniane worki i 6 skórzanych wiader. Od tychże wiader wzięła się potoczna nazwa związku – Brygada Wiader (Buckets Brigade) . Członkowie spotykali się raz w miesiącu, aby ćwiczyć i dyskutować o technikach gaszenia pożaru. Zaawansowany sprzęt kupowano z kar, które członkowie musieli płacić za nieuzasadnioną nieobecność na zebraniach, czy akcjach gaśniczych.

Inicjatywa pierwszych śmiałków okazała się sukcesem. Już rok później zaczęły powstawać inne związki przeciwpożarowe w różnych częściach Filadelfii, powstały regulację co do czyszczenia kominów, Franklin założył również pierwsze w Ameryce stowarzyszenie ubezpieczające mienie ludzi od skutków pożarów (The Philadelphia Contributionship). Związek oficjalnie rozwiązano w 1843 roku. Uważa się go za pierwowzór dla dzisiejszej straży pożarnej w USA.

Filadelfia stała się bezpieczniejsza, bo kilku chłopom się chciało ruszyć tyłki. Czytacie ten felieton, bo mi się chciało go napisać.

Fire Dep. Mural in Philly
Mural poświęcony historii straży pożarnej w Filadelfii. Eric Okdeh, 323 Arch Street (Foto: Steve Weinik)

 

Rozwijamy żagle!

Dr. Kurt Siemers, dyrektor i właściciel G.J.H Siemers Co. of Hamburg, z dumą patrzył w 1904 roku na nabrzeżu portu w Glasgow na wodowanie najnowszego i najpiękniejszego dziecka swojej firmy – monumentalnego żaglowca typu windjammer nazwanego na jego cześć „Kurt”. Statki napędzane silnikami parowymi powoli przejmowały pałeczkę na morzach i oceanach, ale „Kurt” miał być żywym pomostem pomiędzy starym, a nowym. Jako jeden z ostatnich wielkich 4 – masztowców. Jak to się stało, że ponad 100 lat później możemy na jego pokładzie zjeść smaczny obiad na brzegu rzeki Delaware w Filadelfii?

W latach 1904 – 1914 pływał pod niemiecką banderą po całym świecie od Australii, po Europe i obie Ameryki wożąc różne towary. Wybuch I wojny światowej zastał statek w mieście Astoria w stanie Oregon w USA. „Kurt” stał bezczynnie w porcie do roku 1917, kiedy po przystąpieniu do wojny Stany Zjednoczone po prostu go skonfiskowały. Na początku zmieniono nazwę okrętu na „Dreadnought”, ale na prośbę Edith Wilson, żony prezydenta Woodrowa Wilsona, statek został przemianowany na „Moshulu” na cześć rdzennych Indian z plemienia Seneca. W ich języku nazwa oznaczała „Ten, który niczego się nie boi”.

Moshulu -old
Moshulu w roku 1938

Do 1920 statek woził po świecie towary dla rządowej firmy U.S. Shipping Board, aby potem w latach 1920 – 1935 pływać dla różnych prywatnych spółek z siedzibą w San Francisco. W 1935 statek kupuje Gustaf Erikson i od tego momentu żaglowiec pływa pod fińską flagą z matczynym portem w Szwecji. W 1940 roku statek zostaje przejęty w Norwegii przez III Rzeszę. Przez kolejne lata niszczał i tułał się po Skandynawii, aby w 1961 zostać kupionym za 3200 ton rosyjskiego żyta przez fiński rząd i skończyć jako magazyn zbóż.

Statek uratował  w 1970 roku kapitan Raymond E. Wallace z amerykańskiej firmy American Specialty Restaurants Corporation, która kupuje „Moshulu”, naprawia w holenderskim porcie i przeprawia do Nowego Jorku. Statek ma służyć od teraz jako restauracja i muzeum. W 1975 płynie do Filadelfii, dokuje przy Penn`s Landing i z przerwami służy do dziś jako elegancka i słynna restauracja w jedynym na świecie zachowanym oryginalnym żaglowcu typu wingjammer. Jak jesteście spostrzegawczy, to znajdziecie nawet „Moshulu” w filmie „Ojciec Chrzestny 2”.

Moshulu-Night
Moshulu (Foto: J. Fusco)

 

Miasto, które samo się zbombardowało

Porucznik Frank Powell, szef miejskich saperów w Filadelfii, nie mógł uwierzyć w rozkaz, który właśnie otrzymał. Zszedł do magazynu i zgodnie z poleceniem przełożonych przygotował dwie bomby z materiałów wybuchowym C4 i Tovex. Potem udał się na lotnisko, gdzie czekał już na niego policyjny helikopter. Był piękny słoneczny dzień 13 maja 1985 roku.

MOVE, Christian Movement for Life, paramilitarna grupa separatystyczna została założona przez Afroamerykanów w Filadelfii w 1972 roku. Ich postulaty to mieszanka różnych ideologii rewolucyjnych, anarchistycznych i praw natury. Wszyscy jej członkowie, chcąc podkreślić swoje korzenie i poczucie wspólnoty, przyjmowali nazwisko Africa. Od początku byli solą w oku władz miasta i policji. Do pierwszego konfliktu doszło w 8 sierpnia 1978 roku, kiedy w wyniku strzelaniny zginął policjant, a 16 innych i strażaków zostało rannych. Dziewięciu członków MOVE zostało skazanych na dożywocie.

W 1981 członkowie MOVE przenoszą się do surowego domu przy 6221 Osage Avenue. Była to normalna dzielnica, więc z marszu popadli w konflikt z mieszkańcami okolicy. Zarzucano im nieustający syf dookoła posesji, nieustanne happeningi z obraźliwymi hasłami wygłaszanymi przez głośne megafony, czy posiadanie nielegalnej broni. W końcu burmistrz Wilson Goode ogłasza MOVE organizacją terrorystyczną, a policja uzyskuje nakaz aresztowania i eksmisji wszystkich członków. Na dzień akcji wyznaczono 13 maja 1985 roku.

Najpierw ewakuowano okolicznych mieszkańców. Obiecano im, że wrócą do domów za 24h. Odcięto z całej dzielnicy gaz i wodę. Ponad 500 policjantów otoczyło posesje i wezwało członków MOVE do poddania się. Ci odpowiedzieli ogniem. Przez kolejne 90 minut miała miejsce strzelanina, w której policja użyła ok 10 tysięcy sztuk amunicji, granaty gazowe oraz ciężkie karabiny maszynowe. Nastąpił impas i wtedy komisarz Gregore J. Sambor podjął decyzję, aby na dom MOVE zrzucić bomby.

Porucznik Powell balansując na płozie wiszącego w powietrzu helikoptera wycelował i zrzucił ładunki na dom. Rozpętało się piekło. Z 16 członków MOVE uciec zdołały dwie osoby. Reszta, w tym piątka dzieci, spłonęła żywcem. Ogień szybko przeniósł się na okoliczne domy. Komisarz zabronił wkroczyć do akcji strażakom tłumacząc, że mogą być postrzeleni przez MOVE. Zanim ruszyła akcja gaśnicza spłonęło 61 domów.

Philly bombing 1985
Dzielnica po ustaniu pożaru (Foto: Bettmann/Bettmann Archive)

Ramona Africa, jedyna ocalała osoba dorosła, spędziła kolejne 9 lat w więzieniu. W 1993 w procesie cywilnym otrzymała 1,3 mln $ odszkodowania. Niektórzy mieszkańcy wrócili do dzielnicy dopiero po roku, a niektórzy już nigdy. W 2005 w procesie cywilnym przeciwko miastu otrzymali 12.83 mln $. Komisarz Sambor odszedł w tym samym roku, uważając się za marionetkę burmistrza Goode’a. Ten oficjalnie przeprosił dopiero rok później jak specjalna komisja opublikowała raport, że użycie bomb było kompletnie nieuzasadnione. Jednak tak naprawdę nikt z oficjeli nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Filadelfia zyskała wtedy przydomek – „Miasto, które samo się zbombardowało”. Dopiero 11 listopada 2020 rada miasta uchwaliła rezolucję oficjalnie potępiająca te zbrodnie.

Philly bombing 1985
Ulica po zakończeniu akcji (Foto. The Washington Post)

 

Zoo bez mamutów

Już pod koniec życia w głowie Benjamina Franklina pojawił się kolejny pomysł, który miał przyczynić się do rozwoju jego ukochanej Filadelfii. A może być tak otworzyć zoo? Idea ta szybko zaczęła krążyć wśród elit miasta. W 1804 prezydent Jefferson wysyła do spenetrowania nowo nabytej Luizjany ekspedycję Louisa i Clarka. Jednym z jej zadań było zbadanie fauny w regionie pod kątem zwierząt do zoo. Ponoć prezydent wierzył, że wyprawie uda się odnaleźć wciąż żyjące mamuty.

Ekspedycja mamutów nie znalazła, a idea zoo ugrzęzła gdzieś w dyskusjach. Sprawa ruszyła z kopyta dopiero jak na ambicję Amerykanów wjechali Anglicy, którzy w 1847 roku otworzyli w Londynie pierwsze publiczne zoo. Prym wiódł lokalny doktor William Camac, dzięki którego staraniom 21 marca 1859 roku Rada Legislacyjna Pensylwanii powołała do życia Filadelfijskie Stowarzyszenie Zoologiczne.

Stowarzyszenie otrzymało 30 akrów w Fairmount Park przy Girard Avenue i rozpoczęło budowę zoo. Koncentrowało się ono wokół XVIII wiecznej rezydencji „The Solitude” zbudowanej przez Johna Penna, wnuka założyciela miasta Williama Penna. Słynny architekt Frank Furnes zaprojektował wiktoriańską bramę, która stoi do dziś. Na początek udało się zebrać 616 zwierząt. Niestety wybuch wojny secesyjnej odłożył otwarcie o 15 lat.

Pierwszy w Stanach Zjednoczonych ogród zoologiczny otworzył swe podwoje 1 lipca 1874 roku i z miejsca osiągnął ogromny sukces. Już w pierwszym roku odwiedziło go 228 tysięcy osób (połowa populacji miasta). Również od początku zoo w Filadelfii było i jest innowatorem na wielu polach zoologii.

Jako pierwsze zaczęło wprowadzać rozbudowany program rozmnażania w niewoli zagrożonych gatunków. To właśnie w Filadelfii po raz pierwszy w niewoli urodził się orangutan, szympans, czy gepard. Dzięki staraniom zoo udało się przywrócić do naturalnego środowiska na wyspie Guam wymarłego wodnika guamskiego i łowczyka cynamonowego.

Philadelphia_Zoo_entrance
Brama wejściowa do zoo (Foto: Jim, the Photographer)

Najczarniejszy moment w historii zoo to 24 grudnia 1995 kiedy w budynku „Świat Człekokształtnych” wybucha pożar. Ginie 23 gorylów, szympansów, gibonów i lemurów, które duszą się na śmierć dymem w trakcie snu. Wtedy tylko 20% wybiegów miało zainstalowane czujki przeciwpożarowe. Nowy, bardziej otwarty wybieg otwarto w 1999 roku.

Dziś zoo w Filadelfii to jedna z największych atrakcji miasta. Rocznie odwiedza je ok 1,2 miliona osób, które mogą podziwiać prawie 1300 gatunków zwierząt. Jedną z największych atrakcji jest projekt Zoo360 – sieć naziemnych tras, którymi zwierzęta swobodnie poruszają się po ogrodzie nad głowami zwiedzających. Wizyta w tym ogrodzie na pewno nie będzie czasem straconym.

Zoo360 project
Jedna ze ścieżek projektu Zoo360 (Foto: Philadelphia zoo)

 

Filadelfijska biblioteka

Jest 10 listopada 1731 roku. Dziesięciu gentelmenów siedzi przy stole w piwiarni Nichollas Skull’s w Filadelfii. Patrzą się na środek blatu gdzie spoczywa 400 szylingów, po 40 od każdego z nich. Nie są do końca zadowoleni. Przecież w lipcu tego roku uzgodnili, że założycieli będzie pięćdziesięciu. Czy zdobędą wymagane fundusze, aby zrealizować swój odważny projekt?

Na początku XVIII wieku w kolonialnej Ameryce jednym z dóbr luksusowych była… książka. Nie istniały jeszcze żadne domy wydawnicze na kontynencie, więc każdy chętny musiał ściągnąć interesujący go wolumin z Europy. Mało kogo było na to stać. Książki szły dłuuuugo i większość z nich była napisana po łacinie. Oczywiście kto postanowił zaradzić temu stanowi rzeczy? Benjamin Franklin i jego kumple z „Junto Club”.

Zacni członkowie tego klubu dyskusyjnego słusznie zauważyli, że rozwój miasta to nie tylko rozwój przemysłu, ale i zasobów intelektualnych obywateli. Trzeba więc dać im łatwiejszy dostęp do książek. Wszystkim. 1 lipca 1731 panowie uzgodnili specjalne artykuły i powołali do życia Library Company of Philadelphia (LCP) – pierwsze stowarzyszenie biblioteczne w Ameryce. Głównym założeniem było znalezienie 50 „akcjonariuszy”, którzy wpłacą 40 szylingów i potem kolejne 10 każdego roku. Z tego „kapitału” dokonywano by zakupu książek i utrzymywano bibliotekę.

Początkowo chętnych znalazło się tylko dziesięciu, ale dzięki staraniom Franklina udało się uzyskać 50 „członków biblioteki”. Zamówiono pierwszą partię książek z Londynu i wypożyczalnia ruszyła z kopyta. Pierwszym bibliotekarzem został Lousi Timothee, ale wkrótce jego obowiązki przejął sam Franklin i sprawował je do 1734 roku. Najstarszy zachowany katalog z 1741 wskazuje 375 woluminów na stanie. Każdy członek (który zapłacił 40 szylingów wpisowego i potem 10 rocznie) mógł wypożyczać za darmo. Każdy innych chętny musiał zostawić w depozycie równowartość książki. Początkowo biblioteka otwarta była tylko przez 4 godziny w każdą sobotę.

LCP building in 1800
Budynek biblioteki w 1800 roku (Foto: Wikipedia)

Wkrótce biblioteka stała się również miejscem, gdzie zaczęto zbierać różne cenne artefakty historyczne, zabytkowe precjoza, czy skamieliny. Kolekcja cały czas się powiększała, biblioteka opierała się różnym wydarzeniom historycznym, by w końcu w 1966 finalnie osiąść w The Ridgway Library przy 1314 Locust Street. Dziś LCP to ponad 500 000 książek, 70 000 innych „eksponatów”, programy edukacyjne itp. Znajdziemy tam pierwsze wydanie „Moby Dick’a”, czy „Mayflower Compact” – pierwszy dokument pierwszej kolonii w Plymouth. Benjamin Franklin nie po raz pierwszy sprawił, że Filadelfia zapisała się w historii Ameryki i świata.

LCP membership card 1801
Karta członkowska z 1801 roku (Foto: Flikr)

 

Benjamin Franklin i Junto Club

Kto wie jak potoczyłaby się historia miasta Filadelfia gdyby nie jeden człowiek – Benjamin Franklin. W XVIII wieku przyłożył rękę niemal do wszystkich ważnych wydarzeń o mniejszym, jak i epokowym znaczeniu. Jednak jakkolwiek był to człowiek orkiestra, to nie dokonałby wielu rzeczy w pojedynkę. I tu na scenę wchodzi wspominany już przeze mnie w felietonach Junto Club.

W 1727 roku, pomimo tylko 21 lat na karku, Franklin był po przejściach, którymi mógłby obdzielić kilku dorosłych ludzi. Na początku roku umiera jego przyjaciel Denham, który zostawia mu niewielki majątek. Młody Benjamin dzięki swej niespożytej energii, ujmującej postawie i silnemu charakterowi zyskuje wielu znajomych i przyjaciół w różnych kręgach mieszkańców Filadelfii. Zaczęła tworzyć się wokół niego grupa biznesmenów, artystów, naukowców, czy zwykłych mieszkańców miasta, którą charakteryzowała dociekliwość, chęć samorozwoju, rozwoju społeczności i pomocy innym.

Wiosną 1727 Franklin i 11 jego najbliższych przyjaciół założyło Junto Club (od hiszpańskiego junto – „razem”), znany również jako Klub Skórzanego Fartucha. Pochodzili z zupełnie różnych środowisk miasta. Byli to poza Franklinem: Hugh Meredit – pracownik drukarni i wspólnik Franklina, William Parsons – szewc i astronom, William Maugridge – mechanik i stolarz, Steven Potts – pracownik drukarni, George Webb – student Oxfordu, Thomas Godfrey – szklarz, matematyk-hobbysta i wynalazca, Joseph Breintall – poeta i notariusz, Robert Grace – łowca przygód i gentelman, William Coleman – kupiec, Nicholas Skul – inspektor i bibliofil oraz John Jones – kwakier i szewc. Później do klubu dołączyło jeszcze wielu obywateli Filadelfii.

Junto Club istniał 38 lat. Członkowie spotykali się regularnie co piątek najpierw w tawernie, potem w domu Franklina. Ten stworzył specjalne 24 pytania, które miały pomóc przygotować się do zebrań i nadać im strukturę. Dzięki klubowi powstała w mieście m.in. straż pożarna, biblioteka publiczna, uniwersytet, ochotnicza policja, czy szpital. Wszystko to oczywiście jako pierwsze nie tylko w mieście, ale i w całej Ameryce. W 1743 roku z klubu wykształciło się Amerykańskie Stowarzyszenie Filozoficzne, które istnieje do dziś. Bez wątpienia działalność Junto Club przyczyniła się do wejścia Filadelfii na szybką ścieżkę rozwoju i nowoczesności, ale i dała podwaliny do powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Zebranie Junto Club
Zebranie Junto Club – B. Franklin w środku

 

The Italian Market

Dziś przejdziemy się na spacer po jednym z najfajniejszych miejsc w Filadelfii – The Italian Market. Wszystko zaczęło się w 1884 roku, kiedy włoski imigrant Antonio Palumbo otworzył przy South 9th Street internat dla przybywających do Ameryki współziomków. Okolica znajdowała się wtedy jeszcze poza oficjalnymi granicami miasta, więc to właśnie tam kierowali swe kroki biedni imigranci, nie tylko z Włoch. Zaczęli oni otwierać wzdłuż ulicy swoje sklepy i zakłady. Towary można było kupować wprost z drogi co stało się wizytówką Italian Market. W XX wieku do włoskich imigrantów zaczęli dołączać przybysze z Wietnamu, Korei, Chin, czy Meksyku tworząc żyjący w zgodzie wielokulturowy konglomerat. Każda z tych narodowości zaczęła oczywiście otwierać swoje sklepy dodając kolorytu 9 Ulicy.

Dziś The Italian Market przy South 9 Street to wspaniałe miejsce pełne kolorów i zapachów, oryginalnych businessów prowadzonych przez kolejne generacje, festiwali itp. Tu dobrze zjesz i obkupisz się po pachy. Przygotowałem kila miejscówek wartych odwiedzenia podczas waszej wizyty w tym wspaniałym miejscu:

  • Pat’s King of Steaks – miejsce, które dało nazwę tej serii felietonów, i które opisałem w pierwszym odcinku
  • Ralph’s Italian Restaurant – najdłużej działająca włoska knajpa w Ameryce. Otwarta od 1900 roku! Menu oparte na wciąż tych samych i tradycyjnych przepisach
  • Anastasi Seafood – najlepsze owoce morza w Philly.
  • Anthony’s Italian Coffee House – jak najlepsza włoska kawa, czy cannoli, to właśnie tu. Idealne miejsce na przerwę od codziennego pędu, czy zwiedzania.
  • Angelo’s Pizzeria – najlepsza pizza w Philly
  • Blue Corn – najlepsze meksykańskie żarcie w Philly
  • Kalaya – jeżeli lubicie tajską kuchnie, to tego miejsca nie możecie ominąć
  • 12 Steps Down Bar – może coś mocniejszego?
  • Di Bruno Bros – jeden z najstarszych sklepów z włoskimi produktami. Ma nawet własną piwnice do dojrzewania serów. Tu się obkupicie we wszystko co potrzeba.

Fantastycznych miejscówek jest oczywiście dużo więcej. Nie możecie ominąć tego miejsca będąc w Philly. Nawet Rocky biegł przez S 9th trenując do walki. Ja tam nie trafiłem i żałuję do dziś.

getimage13_orig
The Italian Market (Foto: Urban Archives)

 

Wielki Mózg z Filadelfii

Weź do ręki swojego smartfona. Właśnie trzymasz w dłoni mały przenośny superkomputer o wielkiej mocy obliczeniowej. Przykład na niesamowity postęp technologiczny w ciągu ostatnich 80 lat. Szacuje się, że zwykły telefon komórkowy już na początku XXI wieku miał 1300 razy większą moc obliczeniową niż pierwsze komputery. A cały ten postęp nie miałby miejsca gdyby nie dwóch studentów z Filadelfii.

Rok 1943. Dr Herman Goldstine z Ośrodka Badań Balistycznych (BRL) US Army bezskutecznie poszukiwał rozwiązań dla stworzenia tablic balistycznych dla artylerii armii amerykańskiej. Podczas rutynowej kontroli oddziału ośrodka na Uniwersytecie Pensylwanii opowiedział o swych kłopotach pewnemu studentowi. Tak się akurat złożyło, że ten student pracował z niejakim Johnem Eckertem i Johnem Mauchlym nad superkalkulatorem, ale projekt trafił do szuflady członka zarządy uniwersytetu. Po krótkim spotkaniu obaj panowie z miejsca zostali przyjęci do BRL.

5 czerwca 1943 roku wojsko uruchamia tajny „Projekt PX”, dzięki któremu powstaje Electronic Numerical Integrator and Computer – ENIAC. Maszyna uważana powszechnie za pierwszy na świecie komputer (computer z ang. to obliczeniowiec). Oficjalne przekazanie armii miało miejsce w czerwcu 1946 roku, ale uruchamianie trwało aż do lipca 1947. ENIAC składał się z 42 szaf 3m x 60cm x 30cm, 18 800 lamp elektronowych i ważył 27 ton. Jego moc obliczeniowa na tamte czasy była niewyobrażalna. Rachunki, które człowiekowi zabierały 20h, robił w 30 sekund. Kosztował kosmiczne 500 000$ (dziś 7,3 mln $). Prasa nazwała go „Wielkim Mózgiem”.

ENIAC w 1947 roku został przeniesiony z Filadelfii do jednostki wojskowej w Aberdeen, Maryland, gdzie działał bez przerwy do 1955 roku. Chciano go wtedy zezłomować w całości, ale po proteście uczonych duże fragmenty udało się ocalić. Największe z nich można podziwiać dziś w Instytucie Smithsonian w Waszyngtonie. W 1996 roku z okazji 50-rocznicy ENIACa, na uniwersytecie w Filadelfii skonstruowano mały chip, układ scalony o funkcjonalności swojego dziadka.

Eniac
ENIAC

 

Autorem całości tekstu jest Maciej Gąd, autor bloga Weź i podróżuj, którego możecie także polubić na Facebooku.