Ben Simmons przyjmuje krytykę, ale przechodzi swój własny Proces
Ben Simmons wciąż pamięta te odbicia.
Przy pierwszym piłka wyskoczyła wysoko z obręczy, potem zeszła wprost do wewnątrz, gdzie odbiła się dwa, trzy, cztery razy zanim w końcu przeszła przez siatkę, koronując Kawhi’a Leonarda i Toronto Raptors na zwycięzców meczu siódmego. A Philadelphię 76ers na rozczarowujących, pechowych przegranych półfinałów Wschodniej Konferencji.
Rok później Sixers nie sprostali oczekiwaniom i rozsiedli się na szóstym miejscu na Wschodzie. W tym momencie czekają w tym areszcie, zawieszeni, aż świat poradzi sobie z koronwirusem. Ale w trakcie sezonu obserwatorzy szukali skaz na ekipie prowadzonej przez 26-letniego Joela Embiida i 23-letniego Bena Simmonsa: Nie lubią się (pytani osobno od razu odpowiadali „nieprawda”). Nie mogą koegzystować na parkiecie (trener Brown przekonywał, że „wygrają razem mistrzostwo”). Embiid jest za wielki, zbyt podatny na kontuzje. I choć nikt nie prosi Simmonsa o bycie Stephenem Curry’m, to czy oczekuje się zbyt wiele gdy chce się, by czasem rzucił trójkę? Chociaż jedną?
To jest to, przez co przedrzeć będzie musiał się Simmons, to skupisko kontrowersji – niezależnie od tego kiedy gra zostanie wznowiona. Nadzieja na powrót na play-offs w połowie kwietnia umarła, choć źródła ESPN twierdzą, że problemy Simmonsa z plecami zniknęły. „Jeśli sezon wróci, to będzie grał” – twierdzi osoba z klubu.
Kontuzja Simmonsa chwilowo odwróciła uwagę jego krytyków od widocznej luki w jego grze, która jest jedynym mankamentem dzielącym go od bycia graczem, na którym wzorować chciałby się każdy młody, aspirujący do NBA talent. Simmons ma rozmiary i siłę podkoszowego przy zwinności rozgrywającego. Jego kompetencje defensywne, przegląd parkietu i arsenał podań są niespotykane, tak samo jak jego zdolność do znajdowania miejsca w podkoszowym tłoku. Jest wręcz niemożliwym do pokrycia graczem – poza jednym wymiarem koszykarskiego rzemiosła, którego nie potrafi wykonywać. Albo, by być bardziej precyzyjnym, nie chce.
Myślę, że Ben Simmons jest wspaniały z kontry. Jednak gdy spowolnisz go na połowie, to według mnie staje się przeciętny. Jeśli chcesz mu odebrać szansę na łatwe punkty… zmuś go do stawania na linii rzutów wolnych – powiedział w zeszłym roku weteran Jared Dudley.
Były center NBA Kendrick Perkins był bardziej zwięzły, narzekając w zeszłym roku na social mediach:
Wyhoduj jaja!
To nie wpływa jednak na Bena Simmonsa, który nigdy nie przejmował się zewnętrzną krytyką, gdyż jego wewnętrzny barometr jest dużo bardziej wymagający od jakiegokolwiek z jego krytyków. Nie możesz go zdenerwować – tylko on potrafi to sobie zrobić.
20 lipca 1996 Julie Simmons urodziła szóste dziecko w szpitalu St. Vincent w Melbourne w Australii, oglądając przy tym jak Muhmmad Ali zapala w Atlancie znicz olimpijski. Narodziny Benjamina Davida Simmonsa tuż po tym zdarzeniu wydawały się jakimś znakiem. Pojawił się czujny, ale dziwnie cichy.
„Wcale nie płakał” twierdzi jego ojciec, David Simmons. Lekarz odłożył dziecko i stwierdził – „on chyba już tu kiedyś był”.
Rozkwitał w Australii, z dala od amerykańskiej obsesji na punkcie Duke czy Północnej Karoliny, spędzając swoje dzieciństwo w salach gimnastycznych i rywalizując z rodzeństwem. Gdy miał 5 lat trenował już regularnie z 7- i 8-latkami. Ale gdy przyszedł czas na mecz Ben odmówił udziału w nim. Zamiast tego wycofał się na kolana matki i przytulił się do niej, czerpiąc radość z oglądania. Ona natomiast zachęcała go do wejścia na parkiet oferując mu najpierw $5, potem $10, aż do $100.
Ale on tylko przytulał się mocniej i potrząsał głową.
To było dla niego zbyt przerażające. Sędziowie, gwizdki, hałas… Po prostu nie był gotowy – twierdzi po latach jego ojciec.
Jako nastolatek Simmons grał w sparingu Australii z Nową Zelandią, gdy kilka centymetrów od niego stanął tęgi skrzydłowy przeciwników, którego przekrwione oczy były wypełnione napięciem. Po chwili dołączył on do tradycyjnego ceremonialnego tańca haka, wywodzącego się z plemienia Maori i służącemu nowozelandczykom za przygotowanie się do walki, a kropla farby zmieszanej z potem skrzydłowego wylądowała na twarzy Simmonsa.
Nowozelandczycy napinali mięśnie i wymachiwali pięściami, cały czas poruszając się w rytmie, który bardzo spodobałby się mamie Bena, gdyby nie to, że jej syn, ledwie 15-letni, który nawet nie miał jeszcze zarostu na twarzy, był atakowany przez 20-letniego napakowanego brodatego mężczyznę.
Wzięli go na cel i chcieli go złamać – wspomina matka.
Uwzięli się na Simmonsa, bo był nie tylko najmłodszy, ale też najlepszy. Mimo to stał nieruchomo w trakcie ich tańca, niczym wartownik z Pałacu Buckingham.
Myślałem sobie: „Dlaczego mam pozwolić tej osobie wpłynąć na moją psychikę? Może sobie krzyczeć do woli, tupać ile chce, ale i tak musi na końcu zagrać. A ja jestem lepszym koszykarzem” – mówi Ben Simmons.
Dwa lata później to trener Montverde, Kevin Boyle, stanął centymetry od Simmonsa krzycząc na niego. Była to przerwa w meczu turnieju City of Palms w wigilię 2014 roku, a niepokonana od 25 spotkań ekipa Montverde z Florydy dostawała lanie od Jaylena Browna i jego Wheelers z Marietty w Georgii. Były zawodnik Montverde, D’Angelo Russell, wrócił z wizytą na mecz i uśmiechnął się, gdy widział furię Boyle’a wylewaną na Simmonsa, którego trener wyzywał za wszystko – od słabej zbiórki po brak obrony.
To twoja wina! Kiedy zamierzasz odzyskać kontrolę nad meczem? – krzyczał Boyle.
Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Ben nie zachowywał się jednak w tej sytuacji jak zachowałaby się większość dzieciaków, w stylu „przestań truć dupę”. Nie był zły ani zawstydzony. Nie pytał trenera „czemu mnie upokarzasz”. Zamiast tego, choć nie powiedział słowa, można było odczytać z jego twarzy, że przyjął to do wiadomości i zamierza coś z tym zrobić – wspomina Tahj Malone, najlepszy przyjaciel Bena z Montverde.
Simmons przyjął po stoicku gniew Boyle’a – jak mówi „jego ulubionego trenera wszechczasów” – by później podążyć za swoją własną mantrą: weź z tego co przydatne, odsuń to od siebie i idź dalej, tak samo jak zrobił po zeszłorocznej eliminacji przez Raptors. Ludzie z jego otoczenia wiedzą, że te porażka bardzo go bolała, ale to, jak Simmons czuje się w takich momentach nie jest czymś, czym dzieli się publicznie.
Nie lubię się zbytnio odkrywać przy innych ludziach, bo wtedy mogą się dowiedzieć, co czuję – twierdzi Simmons.
Jego rodzina obawia się, że wszystkie brutalne komentarze skupione na jego grze na dystansie mogą przysłaniać mu jego niesamowite jak na jego wiek osiągnięcia. Martwią się, czy czerpie z tego radość, czy daje radę odcinać się od hałasu, który nigdy nie ustaje. Bo nawet jego najbliżsi bardzo często zastanawiają się, co tak naprawdę dzieje się w jego głowie.
Ale młoda gwiazda Sixers nie ma nic przeciwko uzewnętrznianiu jeśli przychodzi do wypominania mu słabości w grze. Wie że tego potrzebuje, choć chciałby nie musieć.
Moją słabością jest to, że potrzebuję mieć kogoś, kto sprawi, że wezmę za coś odpowiedzialność. Moim celem jest to, bym w końcu sam potrafił się tak motywować. To trudne. To wymaga czasu – twierdzi Simmons.
Ale jak mieliśmy okazję się przekonać – nikt nie ma ochoty czekać.
On nie jest ślepy. Ben kocha być efektywny na boisku. Zawsze chce wykonać właściwy ruch, co czasem jest przeszkodą. Musisz eksperymentować i liczyć się z tym, że nie zawsze Ci się uda. Akceptacja porażki to coś, z czym Ben musi się oswoić. To przyjdzie wraz z ciężkimi czasami w momencie porażek – mówi Sean Tribe, brat i agent zawodnika.
Możliwe, że w innym mieście Simmons miałby więcej przestrzeni do eksperymentowania i do popełniania błędów. Ale w Philadelphii wygrana jest najważniejsza, a nadzór surowy. W lutym Sixers mierzyli się z Cleveland i, jak zauważył trener Brown, ich młody trzon złożony z Collina Sextona, Dariusa Garlanda i Kevina Portera Jr’a grał sobie jak gdyby nigdy nic. Mieli swobodę popełniania wszelkiego rodzaju błędów, bez presji. Rzadko, jeśli kiedykolwiek, na taki luksus stać jest graczy z wybieranych z pierwszym numerem draftu, czyli w tym przypadku Simmonsa.
Ben nigdy nie miał tyle swobody. Gdyby przyszedł do nas, gdy każdy miał nas gdzieś, gdy wszyscy próbowali po prostu wykombinować coś z ówczesnym składem i zastanawialiśmy się kogo zatrzymujemy, a kogo nie, to regularnie próbowałby rzucać trójki. Jestem tego pewny. Zamiast tego Simmons, na punkcie którego Philadelphia powinna szaleć, w jakiś sposób stał się symbolem niedociągnięć całej organizacji. Dlatego, że jest tak polaryzującym graczem, wyjątkowym atletą i All-Starem w wielkim mieście, wyolbrzymia się jego słabość, którą jest brak trójek. Okej, rozumiem. Ale myślę, że jest to zbyt rozdmuchane – twierdzi Brett Brown.
Inni trenerzy z NBA zgadzają się z Brownem. Wielu z nich uważa, że nawet jeśli Ben zacznie oddawać dwie-trzy trójki na mecz, to gdy końcówka będzie zacięta, szczególnie w play-offs, drużyny i tak będą go odpuszczać na dystansie i zachęcać do rzutów.
To tak jak z Giannisem. To super, że pracuje nad grą na dystansie, ale i tak będziemy dawać mu przestrzeń by oddał rzut licząc, że właśnie na to się zdecyduje – deklaruje jeden z trenerów ze Wschodu.
Ta nieustająca narracja jednak wciąż podąża za Simmonsem. W grudniu, gdy Simmons trafił trójkę w meczu z Cleveland, Brown ogłosił, że oczekuje, że Simmons będzie „oddawał jedną trójkę na mecz i że można to przekazać do jego agenta, rodziny i przyjaciół”.
Simmons oddał tylko dwie próby zza łuku w ciągu trzech miesięcy.
Niektórzy po prostu za bardzo się na tym skupiają. To trochę za dużo. Sprawiło to, że jeszcze bardziej chcę pokazać to, w czym jestem dobry. Są rzeczy na parkiecie, w których nikt mnie nie może zatrzymać, jak przechwyty, asysty i punktowanie w pomalowanym – Ben Simmons.
Brown był więc pytany o to, czy jego deklaracja nie zdziałała czasem czegoś odwrotnego:
Powiedziałem to, bo tego do niego oczekiwałem. W ten sposób chciałem go trochę do tego popchnąć.
Tribe, brat Bena, robił to samo, z różnymi skutkami:
Pewność siebie jest czymś bardzo ważnym, a w tym przypadku wydaje się to czymś wręcz nielogicznym, bo patrząc na niego myślisz, że nic nie potrafi go złamać. Ale on też jest człowiekiem. Wszystko schodzi tu do psychologii. „Czy oddam rzut? Czy powinienem? Czy spudłuję?” Myślę, że strach przed spudłowaniem jest dla niego czymś naprawdę dużym.
Simmons zgodził się pracować z psychologiem sportowym, po tym, jak personel Sixers, jego przyjaciele i koledzy z drużyny próbowali – i polegli – zaszczepić mu potrzebną pewność by pokonać tę słabość.
Wiem, że w końcu to przyjdzie. Po prostu muszę czuć się z tym komfortowo. Część tego przychodzi z powtarzalnością. Mogę rzucać półhakiem z pomalowanego, bo robiłem to wiele razy. Czuję się swobodnie robiąc to. To jak druga natura. Z trójkami nigdy tak nie było. Muszę położyć na nie większy nacisk. Mógłbym być teraz jednym z tych, którzy rzucają na poziomie 30%. Ale wolę być jednym z tych, którzy rzucają na 40-procentowej skuteczności – deklaruje Ben.
Boyle, który utrzymuje z Simmonsem stały kontakt, deklaruje, że jest świadomy wewnętrznej walki, z którą zmaga się jego była gwiazda:
Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że tym niesamowitym sportowcom też może brakować pewności siebie. To jest psychiczne. Powtarzam mu: „Nie masz się czego wstydzić. Jesteś jednym z najlepszych graczy na świecie. Umawiasz się z supermodelką. Więc co z tego, jeśli zaczniesz od skuteczności 1 na 20?” Kiedyś mówił mi, że nie chce czytać o tym, że nie umie rzucać. Odpowiadałem mu, że gorsze jest to, co mówią teraz – że nie chce rzucać.
Boyle zaoferował własne rozwiązanie, by zmusić Simmons do działania – grożenie mu. Deklaruje, że ta technika działała już na niego w przeszłości, bo odwołuje się do jego potrzeby przydzielania mu odpowiedzialności:
Gdybym był odpowiedzialny za szatnię Sixers powiedziałbym mu: „Jeśli nie nie rzucisz jumpera i trójki w danej połowie – niezależnie od Twoich innych statystyk – siadasz na ławkę.
To właśnie taką rozmowę Brown rzekomo przeprowadził z Simmonsem i jego rodzicami ostatniego lata. Dla Browna to nie jest rodzina jak każda inna – trenował Davida Simmonsa w latach 1989-93 w Melbourne Tigers i zna Bena od maleńkości. Gdy Simmonsa omijał pierwszy sezon w NBA z powodu kontuzji, razem z Brownem oglądali nagrania z Magiciem Johnsonem w roli głównej snując przy tym plany o Benie jako o przyszłym rozgrywającym. Jego niechęć do trójek zwiększyła napięcie między nimi, gdy zaczęła narastać odgórna presja by Simmons zwiększył swój zasięg rażenia.
Powiedziałem mu: „Jeśli nie chcesz rzucać, to co, mam cię posadzić na ławce? Bo mogę to zrobić.” Moglibyśmy iść tą ścieżką albo kontynuować to co robimy z dużym naciskiem na spacing. Trenowaliśmy nad tym, by trójki były dla niego jedną z opcji wyboru, obok gry izolacyjnej czy szukania partnerów. To wszystko zostało omówione. Wybrałem swoją drogę postępowania i myślę, że dopiero na końcu będzie można ocenić, czy była ona właściwa. A w międzyczasie on jest już dwukrotnym All-Starem, który z uczelnianej czwórki stał się rozgrywającym NBA. Dla mnie ta historia jest cholernie dobra – mówi Brett Brown.
Joel Embiid chwali Simmonsa za to, jak się rozwija i twierdzi, że nie ma on sufitu dla swoich możliwości. Że bez wątpienia mogą wygrywać razem. Ale w pewnym momencie Simmons musi w końcu pokonać swoje ograniczenia, usunąć je jak plaster.
Rozmawialiśmy, również o rzucaniu. Ben może mi bardzo pomóc. Myślę, że ja mu bardzo pomagam w grze. Ludzie powtarzają, że muszę przestać spędzać tyle czasu za linią trzypunktową, ale ja robię to dlatego, że Ben jest tak dobry we wjeżdżaniu pod kosz, że wręcz muszę pomagać mu przez uwalnianie przestrzeni. Chciałbym, żeby robił to samo dla mnie, żeby też rzucał. Ale wiem również jak bardzo nieswojo się z tym czuje – Joel Embiid.
Simmons to dowcipniś, którego popisowym numerem jest dodawanie innym ostrego sosu do jedzenia. Odwróć się na chwilę, a twoje jedzenie nagle stanie się tak pikantne, że będziesz oblewał się dzbankiem wody. Kiedyś schował się za filarem i obrzucił jajkami swoich przyjaciół gdy przybyli do jego rezydencji w Ritz w Filadelfii. Umieścił krewetki na poduszce swojego współlokatora w Montverde, Noah Dickersona, bo wiedział, że go przerażą. Zbombardował również swojego brata Seana balonami z wodą, gdy mieszkali razem w Philadelphii.
Ale Ben również potrafił w podstawówce w Melbourne powstrzymać szkolnego łobuza przed znęcaniem się nad słabszym kolegą, za co otrzymał pochwałę od dyrektora. Simmons mówi o sobie, że jest zupełnie inną osobą na parkiecie, niż jest poza nim.
Skupia się na tym, by zapewnić swojej rodzinie komfortowe życie oraz zatraca się w grach wideo na całe godziny. W wieku 16 lat samotnie opuścił swój kraj i wciąż stara się znaleźć jak najlepszy sposób na poradzenie sobie ze stałym nadzorem, a także na balansowanie wolnego czasu oraz obowiązków wobec organizacji, która zainwestowała w niego miliony.
Branie odpowiedzialności może mieć różne znaczenia. Jednym z nich, które Boyle starał się wbijać do głowy Simmonsowi w Montverde, jest samodyscyplina. Simmons potrafił spóźniać się na treningi i nie dotrzymywał terminów oddawania prac na uczelni. To, jak zapewniał go Boyle, nie wchodzi w grę w NBA.
Simmons zawsze uważał, że pracuje ciężko, jednak wielu jego rówieśników nie zgadzało się z tym, mówiąc, że skupia się głównie na meczach. Dojrzewając Simmons zaczął rzekomo bardziej przykładać się do innych rzeczy, na przykład treningów kondycyjnych. Minionej jesieni zatrudnił trenera Chrisa Johnsona, z którym przepracował wcześniej całe lato. Już przed tym był bardzo podekscytowany, jednak jego zapał ostygł, gdy Johnson zakomunikował mu, że skupią się na podawaniu.
Byłem w czołowej trójce asystentów w NBA przez ostatnie dwa sezony i myślałem sobie „czemu mam jeszcze nad tym pracować?” – wspomina Simmons.
Johnson opracował serię ćwiczeń dla Simmonsa, które wymagały od niego pracy z dwoma piłkami na raz. Niektóre były proste, a inne trudniejsze, jak na przykład trafienie podaniem w drobny punkt podczas ciągłego kozłowania drugą ręką. Po dwóch tygodniach Simmons zrozumiał, że wbrew temu co myślał wcześniej jego opanowanie piłki i podania nie są pozbawione wad.
Gdy przyszedł czas na rzucanie, Johnson powiedział Simmonsowi, że gracze z dużymi dłońmi, tacy jak Simmons, mają tendencję do równoważenia piłki kciukiem ręki wspierającej, co wprowadza niepotrzebną rotację do rzutu. Pracował więc na lepszym umiejscowieniem dłoni na piłce i zmaksymalizowaniem wykorzystania opuszków palców przy wypuszczaniu jej. Zadaniem domowym Simmonsa było chodzenie z piłką kiedy tylko może i składanie się do rzutu w różnych momentach, by móc ocenić jak układają na piłce jego dłonie.
LeBron James, który również trenował latem z Johnsonem, wyśmiewał komentarze, że Simmons rzekomo nie trenuje dostatecznie ciężko:
Zapracowywał swoje dupsko. Dla Bena niebo jest limitem. Jego warunki fizyczne, wizja gry, inteligencja… porusza się tak, jakby wierzył, że jest najlepszy, czyli tak, jak powinien. Tak długo, jak nie dba o to, co mówią ludzie, będzie z nim dobrze. W 90% przypadków ludzie, którzy cię krytykują, to ludzie, którzy nic nie osiągnęli w swoim życiu. Albo są po prostu zazdrośni o to, że jesteś lepszy od nich.
Johnson mówi, że w trakcie sezonu regularnie trenował z Simmonsem, często nawet rano w dni meczów. To duże obciążenie wywołało pytania w obozie Sixers po tym, gdy Simmons odniósł kontuzję pleców, jednak Johnson obiecuje, że ich praca się opłaci:
Gdy Ben będzie gotowy pokazać światu jak dobrym jest strzelcem, to nie będą tylko trójki. Rzuty z wyskoku na półdystansie, rzuty z każdego miejsca.
Brown twierdzi, że rozmawiał z Simmonsem po przerwie na Weekend Gwiazd i zasugerował mu, że jest gotowy, by wziąć na siebie jeszcze więcej odpowiedzialności na ostatniej prostej sezonu jeśli chodzi o jego selekcję rzutową. Jednak wtedy Ben odniósł kontuzję, co stłumiło ten optymizm.
Jestem rozczarowany z punktu widzenia zarówno drużyny, jak i jego. Chciałbym, żeby rzucał trójki. Co więcej, jego koledzy również tego chcą – mówi Brett Brown.
Ostatnia oficjalna informacja odnośnie stanu Bena została wypuszczona 11 marca, gdy Philadelphia wydała oświadczenie, że zostanie on poddany ocenie stanu zdrowia po trzech tygodniach. Jednak wiele źródeł podawało informacje, że pierwotnym planem było przywrócenie Simmonsa do gry na play-offs oraz, w zależności od tego jak się będzie czuł, na kilka meczów sezonu regularnego.
Plan został jednak zaburzony przez wstrzymanie rozgrywek z powodu pandemii oraz potrzebę poddania zawodników Sixers kwarantannie na dwa tygodnie, co mogło przeszkodzić Simmonsowi w kontynuacji rehabilitacji ze sztabem medycznym. Mimo to jednak zezwolono na jego wizyty w placówkach szkoleniowych Sixers z powodu jego potrzeb w związku z powrotem do zdrowia.
Jednak nawet we wczesnych etapach rehabilitacji Simmons regularnie uczestniczył w treningach związanych z panowaniem nad piłką, by nie stracić niczego z wypracowanego progresu. Od tamtego czasu Simmons przeszedł już przez rehabilitację w wodzie, treningi bez obciążeń oraz w końcu treningi z obciążeniem i treningi strzeleckie. Jak wiele innych gwiazd NBA, których poruszanie się zostało ograniczone przez limit kontaktów społecznych, zamówił sobie kosz i zamontował w swoim domu na przedmieściach New Jersey, by móc regularnie rzucać do kosza w oczekiwaniu na powrót sezonu.
Czuje się dobrze. Pierwotne wytyczne bardzo go ograniczały, ale może już normalnie trenować. Potrzebowałby jeszcze badań by móc go oficjalnie dopuścić do gry, ale nie było żadnych opóźnień w jego rehabilitacji. Nie może się doczekać powrotu do gry – mówi jeden z członków sztabu Sixers.
Boyle wierzy, że Simmons jest bardzo bliski bycia niepowstrzymanym w NBA:
Ma wybór. Albo będzie kładł się spać co noc z tym samym problemem, albo coś z tym zrobi. To nie odleci samo. Jeśli tego nie naprawi, to nie będzie grał na swoim najwyższym poziomie, co będzie i tak dobre. Bo wciąż będzie świetnym graczem. Jeśli może z tym żyć to niech tak będzie, dobrze. Ale w końcu będzie musiał stawić temu czoła. Jeśli to zrobi, to przez następne siedem lat będzie jednym z najlepszych.
Simmons słyszał to już od swojego byłego trenera, obecnego trenera, rodziny, przyjaciół. Przyznaje, że musi wyjść ze strefy komfortu i zaryzykować:
Czuję, że chcę rzucać trójki. Może się to zdarzy w trakcie play-offs. Przygotowywałem się na to przez długi czas, więc kiedy się na to zdecyduję, będzie dobrze – mówił Simmons krótko przed kontuzją.
Nie odpowiada już nawet na presję ze strony innych graczy, narzekających kibiców Sixers czy trenerów, a nawet rodziny. Ma jedynie 23 lata, jednak teraz nadszedł jego czas i liczy się to, czy jest gotowy.
Teraz to zależy tylko ode mnie – twierdzi.
…
Tłumaczenie: Mateusz Filipiak
Autor: Jackie MacMullan
Dobry artykuł. Wydaje mi się ze Ben na PO się przełamie i zacznie sypać trójkami taj jak należy.