Celtics – Sixers 109:115
Gracze Bretta Browna postawili się rozpędzonym Bostończykom w ich własnej hali i po niezwykle zaciętym i wyrównanym pojedynku zwyciężyli 109:115. Ciężką serię meczów przeciwko Toronto, Denver i Celtom kończymy z bilansem 3:0, kto by się spodziewał?
Sixers przystąpili do tego prestiżowego spotkania osłabieni brakiem Ala Horforda spowodowanym przeciążeniem. Obie drużyny rozpoczęły pojedynek bardzo skoncentrowane, nie pozwalając sobie na większe straty. W drugiej części pierwszej kwarty co prawda gospodarzom udało się wyjść na ośmiopunktowe prowadzenie, lecz zostało ono szybko zniwelowane za sprawą trójek Harrisa i Embiida. Na początku drugiej ćwiartki Celtics ponownie odskoczyli, jednak znowu nie na długo, dzięki świetnie zastępującemu Harforda w pierwszej piątce, Mike’owi Scottowi, który miał już na swoim koncie cztery trójki na 100% skuteczności. W zasadzie cała pierwsza połowa to ciągłe odskakiwanie Bostonu na nie więcej niż dziesięć oczek i stopniowe odrabianie strat przez Sixers, którzy nie byli jednak w stanie przejąć kontroli nad meczem. Dużą rolę miał w tym Kemba Walker, na którego nie byliśmy w stanie znaleźć recepty. Ostatecznie do przerwy na tablicy widniał wynik 59:56.
Z szatni podopieczni trenera Browna wyszli ożywieni i po kilku minutach gry przyniosło to efekty w postaci bodajże pierwszego tego wieczora prowadzenia gości. Świetnie w tej kwarcie po obydwu stronach parkietu wyglądał Harris, czego nie można niestety zbytnio powiedzieć o Benie Simmonsie gdyż miał na swoim koncie ledwo 4 punkty, 4 asysty i 5 zbiórek. Wyrównana gra kosza, za kosz w trzeciej odsłonie zakończyła się wynikiem 80:81, co zwiastowało zaciętą walkę do ostatnich sekund.
Ostatni akt tego spotkania lepiej zaczęli goście i Boston w kontakcie utrzymywał jedynie Enes Kanter. Sixers prowadzili grę przez większość kwarty, jednak nie byli w stanie odskoczyć na więcej niż cztery oczka. Cierpliwa gra przyniosła jednak wreszcie skutki i na cztery minuty do końcowej syreny udało się zyskać osiem punktów przewagi. Koncert rozpoczął Joel, którego w tej odsłonie meczu nikt nie był w stanie zatrzymać. Na minutę przed końcem meczu Boston zdołał jej zmniejszyć straty do tylko jednego posiadania (104:106). Kolejne trzydzieści sekund to dwa oczka dla obydwu ekip i Celci byli zmuszeni faulować by wysłać Bena Simmonsa na linię rzutów wolnych, licząc na jego błędy. Australijczyk jednak okazał się bezbłędny i na 34 sekundy do końca prowadziliśmy 106:110. Dobra obrona kolejnej akcji jednak nic nie dała, bo kosmicznie z dystansu odpalił Tatum. W odpowiedzi Embiid nie pomylił się na linii, a wspaniałą pracę w pressingu wykonał Richardson powodując stratę piłki gospodarzy. Ta sytuacja zapewniła już gościom z Philadelphii spokój i wygraną z odwiecznym rywalem 109:115.
Świetny mecz jak na lidera przystało rozegrał Joel Embiid (38pkt, 6as, 13zb), brylując szczególnie w ostatniej kwarcie i uciszając tym samym bezpośrednio komentujących to spotkanie w studiu ekspertów. Cyferkami wyróżnił się jeszcze Tobias Harris (23pk, 7as, 8zb), jednak należy przyznać, że pochwalić należy cały zespół. Odnieśli zwycięstwo na bardzo trudnym terenie, bez jednego z podstawowych graczy, grając bardzo cierpliwie i z chłodną głową przez całe spotkanie.
Mam wrażenie że dziś mamy jakiś show trojek. Embiid ładnie agresywnie. Simmons za to jakby miał metr wzrostu mniej. Kemba robi co chce za trzy.
Bardzo dobry mecz Embiida i cudowny blok na Theissie w ostatniej akcji. W końcówce również J-Rich faulował Browna ale patrząc ile gwizdków z czapy dostał Kemba można to przemilczeć. Scott trzymał nas w meczu w pierwszej połowie swoimi trójkami. Thybulle jak zwykle dobrze w defensywie.
Bardzo ładny mecz z jednym minusem który to nazywa się Ben Simmons. Boston pokazał jak wyłączyć z gry takiego gracza. Bardzo dobrze ustawiona defensywa nie pozwoliła mu na żadne wjazdy więc w ataku pozycyjnym piłka lądowała do J-richa i Harrisa a Ben szukał sobie miejsca w okolicach kosza gdzie można było zapomnieć że jest na boisku. Na plus trafione 3/4 rzuty wolne w kluczowych momentach
Ogladalem ostatni mecz z Denver i zwróciłem rzuciło mi się w oczy jak swietnie gramy w sezonie z kontry. Zdecydowanie należą się za to słowa uznania dla BB, Simons scina a obwodowi ustawiaja się na rogach i w razie ściany pod koszem sieją za 3. Do tego duza poprawa skuteczności z dystansu. 3-0 zmocnymi ekipami i robi się ciekawie:. zobaczymy czy nie zabraknie motywacji na sredniakow
Pytanie panowie, kiedy ostatnio wygraliśmy w TD GARDEN!? Piękna sprawa, wreszcie!