Najlepsi zawodnicy bez mistrzostwa
Bleacher Report opublikował listę 10 najlepszych zawodników w historii bez tytułu mistrzowskiego, stworzoną przez Andy’ego Bailey’a. Artykuł nie jest subiektywną opinią autora, tylko rzetelnym zestawieniem opartym na takich kryteriach jak +/- kariery i niektóre zaawansowane statystyki, punkty otrzymane w głosowaniach na MVP, wybory do pierwszych piątek NBA czy piątek najlepszych defensorów, dodatkowo z wykorzystaniem głosowania przeprowadzonego wśród samych kibiców.
Do lektury pełnego rankingu w języku angielskim odsyłam do B/R. Na liście znajdują się dwie legendy Philadelphii 76ers, o których teksty przetłumaczyłem poniżej.
Miejsce 1: Charles Barkley
Charles Barkley może nie być zwolennikiem zaawansowanych statystyk, ale one go kochają.
To jedyny zawodnik w tym zestawieniu, który znalazł się w pierwszej trójce każdego z moich kryteriów.
Ale jego zwyczajne cyferki także są całkiem imponujące. Przez 11 kolejnych sezonów od 1985/86 do 1995/96 jego średnie punktów, zbiórek i asyst nigdy nie spadły poniżej 20, 10 i 3. Te 11 sezonów na poziomie 20-10-3 to najlepszy wynik w historii jedynie poza dwunastoma takimi sezonami Kareema Abdul-Jabbara.
Ale to, co naprawdę wyróżnia Barkleya, to efektywność jego ataku. Poza mizerną skutecznością za trzy rzędu 26.6%, Barkley miał średnią 114 w aTS%, czyli o 14% więcej niż średnia ligowa w czasie jego kariery (to sposób przedstawienia zaawansowanej statystyki oceniającej rzeczywistą wartość zdobytych przez gracza punktów, z uwzględnieniem strat będących w rezultacie zmarnowaniem akcji – przyp. tłumacza). Dla porównania, Karl Malone notował 109.
Taka liczba głównie wynika z absurdalnie dobrej umiejętności wykańczania akcji, którą umożliwiły mu warunki fizyczne. Ten skrzydłowy o wzroście 201 cm, który dominował w trumnie, często wystawiany był przeciwko wyższym rywalom. Mimo tej przeszkody, przewodził lidze w skuteczności rzutów za dwa przez pięć kolejnych sezonów, od 1986/87 do 1990/91.
Poza skutecznym zdobywaniem punktów, Barkley miał unikatowy dar zbierania piłek. Do tej pory ma najlepszy współczynnik zebranych piłek ze wszystkich zawodników o wzroście około 2 metrów, odkąd wprowadzono rzuty za trzy punkty. Przydomek „The Round Mound of Rebound” nie wziął się z niczego. Wiedział, jak wykorzystać swoje ciało, aby zablokować miejsce przed zbiórką. I był wystarczająco silny, by w mgnieniu oka ograć wielu wyższych przeciwników.
Nigdy nie zdołał wykorzystać swoich bezprecedensowych umiejętności, aby zdobyć mistrzostwo, ale koszykówka to sport zespołowy. Jego indywidualne osiągnięcia same się bronią.
Miejsce 5: Allen Iverson
W przeciwieństwie do Steve’a Nasha (miejsce szóste – przyp. tłumacza), Allen Iverson nigdy nie miał Amare Stoudemire’a albo Dirka Nowitzki’ego, którzy pomogli by mu dźwigać ciężar ofensywy. Przez większą część kariery ta odpowiedzialność spadała na jego barki.
Przez pierwszych dziesięć sezonów, wszystkie w Philadelphii, Iverson zdobywał średnio 28.0 punktu, 6.1 asysty i 2.3 przechwytu. W ciągu tego okresu był pod tym względem kolejno pierwszy, dwudziesty drugi i pierwszy w całej lidze.
Liczba całkowita rzuconych przez niego punktów w tej dekadzie, czyli 19 115, była większa niż razem wzięta liczba punktów od drugiego do siódmego strzelca Sixers w tym czasie.
Oczywiście na niekorzyść Iversona przemawia jego nieskuteczność. Procentowo miał skuteczność rzutów z gry powyżej średniej ligowej tylko w jednym z jego 14 sezonów. A średnia oddanych przez niego rzutów 21.8 na mecz jest czwartą najwyższą w historii (dodam od siebie istotny fakt, że w bardziej zbilansowanych Nuggets średnia oddawanych rzutów spadła Iversonowi o cztery, równocześnie skuteczność wzrosła mu aż o 3.5% – przyp. tłumacza).
Ale jednak wciąż trzeba zauważyć, że dominowanie przez niego piłki wzięło się raczej z konieczności. I nawet kiedy spojrzymy na wysoki procent posiadań, jakie zabierał drużynie, bez wątpienia można stwierdzić, że jego drużyna na tym zyskiwała.
Na przestrzeni całej kariery AI, jego drużyny były na poziomie +0.6 punktu na 100 posiadań z nim na boisku i -2.6 punktu bez niego.