[Prima Aprilis] Sixers – Cavs 117:116
Minionej nocy po zaciętym i nerwowym meczu Philadelphia 76ers pokonała przed własną publicznością Cleveland Cavaliers, uciekając znowu Brooklyn Nets w tabeli konferencji wschodniej. Pod nieobecność Joela Embiida i ciągły brak George’a Hilla więcej minut gry dostał wreszcie Paul Reed, ale to Ben Simmons dzięki ostatniemu trafieniu okazał się bohaterem tego spotkania.
Sixers jak zwykle (może tylko pomijając ostatni mecz) weszli w grę bardzo skuteczne, trafiając 9 z pierwszych 10 rzutów – w tym trójki Greena, Thybulle’a i Harrisa. Dzięki ich twardej obronie Cavs nie mieli wiele okazji rzutowych i punkty zdobywali głownie z linii rzutów wolnych. Pomimo dwóch trójek Sextona w samej końcówce, to gospodarze zdominowali tą kwartę 42-20.
W drugiej odsłonie gra była już bardziej wyrównana, nieznacznie na korzyść Cleveland. Sixers dalej świetnie bronili, ale stracili skuteczność zza łuku (seryjne pudła Scotta i Curry’ego), z kolei Garland dawał przyjezdnym łatwe punkty. Sixers schodzili do szatni prowadząc 65-48. Po przerwie oba zespoły dalej grały fizyczną koszykówkę na dosyć równym poziomie. Gościom dzięki serii 11-3 w finałowych akcjach udało się odrobić stratę do zaledwie 10 punktów. Ozdobą tej części spotkania była kontra po przechwycie Thybulle’a i wsad z obrotem o 360 stopni Korkmaza.
W finałowej kwarcie Sixers chcieli znowu powiększyć przewagę. Po dwóch kolejnych próbach wsadów Howarda piłkę zbierali Harris i Reed, w obu przypadkach zdobywając punkty drugiej szansy. Chwilę później Simmons popisał się akcją 3+1 i przewaga jego ekipy sięgnęła 16 punktów po niespełna 2 minutach gry. Przy kolejnej nieudanej akcji pod koszem Howard zaczął się wulgarnie kłócić z sędzią i został usunięty przez ochronę z boiska. Wtedy Cavs nabrali pewności siebie i zaczęli się wbijać pod kosz jak nóż w wielkanocny sernik. Nie było tam nikogo, kto by ich zatrzymał. Tymczasem rezerwy Sixers seryjnie pudłowały lub popełniały niewymuszone straty. Kiedy do gry wrócili starterzy, na tablicy było już tylko 5 punktów przewagi. Mecz miał się rozstrzygnąć w nerwowej końcówce.
Na 95 sekund przed syreną Cavs po kolejnej trójce Sextona wyszli na prowadzenie 115-112. W następnej akcji wyrównać próbował Scott, ale jego 15 próba za trzy w tym meczu okazała się niecelna, tak jak i wszystkie wcześniejsze. Cavs również spudłowali, ale Sixers nie wykorzystali szansy, bo Milton wbił się w trzech broniących pod koszem rywali i popełnił faul ofensywny. Thybulle przejął jednak piłkę kilka sekund później, podał na alley-oopa do Reeda, który zdobył swój 20 punkt, poprawiając wynik na 114-115. Na 17 sekund do końca blisko wsadu był Isaiah Hartenstein, zablokowany jednak przez Maxey’a. Ale sędziowie odgwizdali kontrowersyjny faul naszego debiutanta. Hartenstein trafił na szczęście tylko drugi rzut wolny i Cavs prowadzili 116-114.
Po przerwie dla Doca Riversa jego zespół chciał trafić trójkę, ale Curry i Green byli zbyt dobrze kryci. Piłkę otrzymał Harris, który na niespełna 5 sekund przed syreną był wolny na wysokości linii rzutów wolnych. Druga z rzędu dogrywka pomiędzy tymi zespołami wisiała w powietrzu. Harris jednak niespodziewanie odegrał do prawego narożnika, gdzie zupełnie nie pilnowany Simmons równo z syreną trafił drugą trójkę w meczu, wygrywając jednocześnie spotkanie. Ponad trzy tysiące kibiców zgromadzonych w hali Wells Fargo Center wpadło w szał radości, klaszcząc, śpiewając i skandując głośno Prima-Aprilis!!!
Ale thriller! Oglądałem mecz, warto było zarwać nockę. Benek dał radę :)
Szanuje, że chciało się wymyślać taki wzruszjący opis spotkania :D Uroniłem łezkę nad wizją Bena trafiającego game – winnera za 3 :D
Dzięki Monty będę miał gotowca do skopiowania dzisiaj w nocy xd
Rok temu chyba też byl Simmons trafiający trójkę a i tak dopiero w połowie tekstu się zorientowałem ze mecz dopiero dzisiaj^^
dzięki za poprawienie humoru :D