Sixers – Wizards 94:109
Dzisiejszej nocy Sixers zmierzyli się w meczu b2b z Washington Wizards, drużyną, która jest jednym z bezpośrednich rywali w boju o jak najlepszą lokatę w zbliżających się Play Offs. W tym meczu mogliśmy się spodziewać ostrej, zaciętej gry punkt za punkt, tymczasem pierwsza połowa nie wyglądała tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.
Pierwsza piątka wyszła na boisko bez zmian: Joel Embiid, Dario Saric, Robert Covington, JJ Redick i Ben Simmons. Co można napisać o grze Sixers? Niewiele dobrego. W tej części gry szóstkom brakowało tzw. „flow”, czyli takiej płynności gry. Większość akcji rozgrywanych była na siłę, tak jakby chcieli szybko odskoczyć na 20 pkt i dowieźć wygrana do końca. Jednak Wizards to doświadczona drużyna, która pomimo braku swojego najlepszego gracza, Johna Walla, wie jak gra się solidny basket i to właśnie pokazali. W przeciwieństwie do Philly nie spieszyli się z oddawaniem szybkich, nieprzygotowanych rzutów, ale cierpliwie grali podając piłkę jeden do drugiego, aż znalazła się ona w rękach zawodnika na czystej pozycji. Efektem takiej gry było prowadzenie Wizards po pierwszej połowie 67-43.
W drugiej połowie niewiele się zmieniło, Wizards grali swoja grę, a Phila nie potrafiła znaleźć sposobu aby odrobić straty. Dopiero pod koniec 3 q gra Sixers nieco się poprawiła, Ben Simmons trafiał wolne po tym jak był faulowany po zdecydowanych wjazdach pod kosz, Joel Embiid zdobył 5 pkt. przestawiając Marcina Gortata w akcji 1 na 1, a w następnej akcji trafiając zza łuku na 1 sekundę do końca kwarty. Te dobre akcje pozwoliły dojść Wizards na 14 pkt, a lepsza gra w końcówce dawała nadzieje na odrobienie strat w 4 kwarcie.
W ostatniej części gry postawa Szóstek wyglądała znacznie lepiej. Na deskach jak lew walczył Saric, który również trafiał dwukrotnie za trzy punkty, Joel Embiid starał się grać swoje, przebudził się na chwile Marco, a efektem lepszej gry było odrobienie strat do 8 pkt po udanej akcji 2+1 Joela Embiida. Na odrobienie reszty strat już niestety Sixers nie było stać. Ponownie goście zaczęli grać nerwowo oddając nieprzygotowane rzuty lub popełniając proste straty. Gospodarze natomiast odzyskali skuteczność i zaczęli grać to co grali przez trzy ćwiartki i ostatecznie wygrali cały mecz 109 – 94.
Trudno wyróżnić kogokolwiek z ekipy Sixers, bo każdy miał swoje gorsze chwile i dołożył swoje dwie cegiełki do przegranej. Warto wspomnieć, że w drugiej połowie Bret Brown dał szanse Richaunowi Holmesowi, który w mojej ocenie zagrał nie najgorzej. Jak zwykle aktywny z taborem pozytywnej energii, nieźle bronił 1 na 1. Co do podstawowych zawodników to Joel Embiid uzbierał 25 pkt., 10 zb. i 5 strat, Ben Simmons otarł się o triple double gromadząc 16pkt., 8 zb. i 8 as. Marco Belinelli dorzucił 10 pkt z ławki, jednak również brakowało mu skuteczności ( 2/7 za trzy). W całym meczy Phila trafiła zaledwie 9 na 33 próby zza łuku, a ogólna skuteczność całego zespołu to 36%.
W ekipie Wizards natomiast Kelly Oubre Jr, Otto Porter oraz Bradley Beal zapewnili wygrana swojej ekipie rzucając odpowiednio 19, 23 i 24 pkt. Warto nadmienić o solidnym występie naszego rodaka Marcina Gortata, który rzucił 13 pkt i zebrał 10 piłek, ale przede wszystkim dobrze bronił przeciwko Joelowi Embiidowi, który musiał się zdrowo napocić aby uzbierać swoje 25 pkt. Dzięki tej wygranej Wizards utrzymali się na 4 pozycji w konferencji, jednak Phila w dalszym ciągu depcze im po piętach i ma realne szanse nawet na 3 pozycję okupowaną obecnie przez Cavs, którzy maja zaledwie dwie porażki mniej.
Kolejny mecz we wtorek przeciwko Miami Heat, którzy z kolei depczą po piętach Sixers i grają o utrzymanie się w najlepszej ósemce, w związku z tym możemy spodziewać się ostrej gry drużyny z Florydy. Początek meczu o godzinie 1:30 w nocy z wtorku na środę.