Sixers – Kings 129:105
Minionej nocy Philadelphia 76ers pokonała gości z Sacramento 129 do 105. Gospodarze przystępowali do meczu w mocnym osłabieniu, gdyż do Joela Embiida na ławce rezerwowych dołączyła dwójka kolejnych starterów – Seth Curry i Ben Simmons. Pierwszy skręcił kostkę, drugiemu natomiast dokucza ból kolana. W związku z tym Doc Rivers zmuszony był dokonać roszad w ustawieniu i ostatecznie w wyjściowym składzie na boisko wyszli: Shake Milton, Danny Green, Matisse Thybulle, Tobias Harris oraz Tony Bradley.
Biorąc pod uwagę duże osłabienie Szóstek, to drużyna z Sacramento wydawała się być tą, która będzie dyktować warunki gry. Jednak już od pierwszych sekund meczu to Sixers narzucili tempo i kontrolowali przebieg gry. Szybkie trzy trójki (Harris i 2x Green) oraz alley-oop do Matisse’a i po serii 11-2 dla gospodarzy trener Walton zmuszony był poprosić czas. Na tym etapie mogło się jeszcze wydawać, że zaraz odpalą strzelby Kings i mecz będzie wyrównany, jednak nic takiego się nie stało. Phila dalej grała jak natchniona, Harris zdobywał punkty jak rasowy All Star, trafiał też Green, a wynik po pierwszej kwarcie to 42-21.
Pozostała część gry była już bardziej wyrównana, jednak Sixers w żadnym momencie nie pozwolili przeciwnikom na przejęcie inicjatywy i przez cały czas utrzymywali bezpieczny dystans, nawet gdy odpalił się Hield (6 trójek w pierwszej połowie) i Fox.
Tobias Harris grał bardzo wszechstronnie, regularnie dostarczał punkty, zbierał i podawał. Z minuty na minute rozpędzał się Shake Milton, opanowaniem i „ograniem” imponował Tony Bradley, a gdy podstawowi gracze potrzebowali odpoczynku to na wysokości zadania stawali rezerwowi. Tyrese Maxey grał bardzo pewnie, trafiał rzuty po koźle, trafiał floatery tak jakby robił to w każdym meczu, Howard jak zwykle wnosił bardzo dużo energii i zamieszania pod koszem, a swoje 3 grosze dorzucił Korkmaz.
Wobec takiej postawy Sixers scenariusz mógł być tylko jeden – wygrana. Tak też się stało i podopieczni Doca Riversa odnieśli pewne zwycięstwo 129:105 i w żadnym momencie meczu wygrana nie była zagrożona. Taki wynik to efekt skutecznej i zespołowej gry całej drużyny. Każdy kto pojawiał się na boisku wnosił coś pozytywnego. Harris otarł się o TD (29/11/8), Shake Milton rzucił 28 pkt., Green 18 pkt., a Bradley 14 pkt. Nie można natomiast nie wyróżnić Matisse’a za jego grę po obu stronach parkietu, statystyki na poziomie 8 pkt., 7 zb. i 3 as. może nie robią piorunującego wrażenia, jednak doskonale wiemy, że Thybulle odwala na boisku robotę, której nie można ująć w kilku cyferkach.
Po stronie gości najlepiej spisali się Hield i Fox, którzy zaaplikowali odpowiednio 26 i 16 oczek.
Kolejny mecz już dzisiaj przeciwko Knicks o godzinie 2.00.
Ładnie zaczęli oby tez tak skończyli :)
Ta drużyna wygląda tak dobrze jak nigdy dotąd (licząc od czasów BB). Harris swietnie poprowadził drużyne, chociaż cały zespół zagrał dobre zawody. Simmons odpoczywał czy jakas kontuzja?
Szkoda że Howard tak późno uświadomił sobie jakie potrafi robić wjazdy na kosz.
ale wpi***ol , au
Mecz dzisiaj o 1:00 chyba ;)