Sixers – Magic 116:115
Philadelphia 76ers po zimnym prysznicu w meczu otwarcia i „odkupieniu” w meczu z Bulls podejmowali u siebie ekipę z Florydy – Orlando Magic. Spodziewałem się łatwego zwycięstwa, jednak widowisko i emocje, jakie zaserwowały nam obie ekipy, zaspokoiły potrzeby najbardziej wymagających fanów basketu i sportowej rywalizacji.
Oprócz pierwszej kwarty, gdzie Magic dziurawili kosz Szóstek raz za razem, to jednak ekipa z Philadelphii przejęła kontrolę po wejściu do gry JJ Redicka, który pokazał, na czym polega rola weterana w młodej i niedoświadczonej ekipie. Przy szarży Orlando i niemocy rzutowej zawodników Philly on wszedł i „zrobił robotę”.
Kiedy wydawało się, że Sixers już „dowiozą” to zwycięstwo, sprawy zaczęły przybierać nieoczekiwany obrót. Kilka „cichych” trafień Vucevica i Fourniera i niesamowity rzut niemal z połowy boiska Terrenca Rossa przy bierności obrony Sixers spowodowały, że na około minutę do końca to Magic prowadzili jednym punktem. Rozpoczął się thriller. Osobiście bardzo byłem ciekaw, jak z taka presją poradzą sobie Szóstki, bo sami chyba dobrze, wiemy jak wyglądały końcówki w ich wykonaniu w latach poprzednich. Muszę przyznać, że odrobili lekcje, gdyż zamiast szalonych akcji bez pomysłu, zobaczyliśmy egzekucję z zimną krwią w wykonaniu…JJ-a!! Po zasłonie od Embida uwolnił się i trafił trójkę. Magic mieli jeszcze 17 sekund na doprowadzenie do dogrywki lub wygranie meczu, jednak byli w stanie zdobyć jedynie 1 pkt z linii rzutów osobistych.
Tym sposobem 76ers zanotowali na swoim koncie drugą wygraną, a wartym odnotowania jest fakt, że dokonali tego praktycznie bez Bena Simmonsa, który opuścił parkiet po rozegraniu zaledwie 7 min z powodu problemów z plecami (mam nadzieje, że to nic poważnego). Pod jego nieobecność więcej minut dostali Fultz i McConnell. O ile ten drugi rozegrał bardzo dobry mecz robiąc niemal wszystko na parkiecie, tak Fultz ponownie nie zachwycał, chociaż w przeciwieństwie do poprzednich meczów momentami dawało się zauważyć jego obecność na parkiecie. Jednak temat Fultza to materiał na osobny tekst.
Joel Embiid ponownie był nie do zatrzymania gromadząc na swoim koncie 32 pkt i 10 zb, a Nikola Vucevic mogł tylko bezradnie rozkładać ręce po udanych akcjach JoJo. Oczko mniej na swoim koncie zanotował JJ Redick, który trafił 8 z 13 trójek w tym tę najważniejszą.
Wśród przeciwników wyróżnić trzeba przede wszystkim Nikolę Voucevica, który zdobył drugie w karierze triple double gromadząc 27 pkt., 13 zb. i 12 as oraz Evana Fourniera zdobywcy 31 pkt.
Kolejny mecz we wtorek na wyjeździe przeciwko Detroit Pistons.
Pełne statystyki: https://watch.nba.com/game/20181020/ORLPHI
#FultzWatch:
Na plus: dużo grania na piłce (plecy Simmonsa) z którym dobrze sobie radził w temacie kontroli piłki, hustle plays (zbiórki w ataku, „rzut” na parkiet) – widać było zaangażowanie. Na minus: tylko jeden trafiony jumpshot, przestrzelone 2 proste/czyste layupy, 2 razy ewidentne zawahanie/strach przed rzutem z dobrej pozycji, 4 głupie faule (dobra pozycja obronna, ręce w górze itd, ale delikatnie wpadał na rzucającego)
Trzy mecze i w każdym kolejnym Fultz coraz lepszy, jeśli pójdzie tak dalej, to za 2 miesiące będzie grał tak, jak wszyscy tego chcemy ;-)
Wczoraj gdyby nie te dwa głupie pudła spod kosza, to występ byłby naprawdę udany. Sporo ładnych asyst (byłoby więcej, ale Embiid 2-3 razy nie spodziewał się) i niezłe prowadzenie piłki, gdy Simmonsa zabrakło. No i tak jak napisałeś – agresja, zaangażowanie, mało krzątania się po parkiecie.
Co mnie martwi to nie brak pewności siebie czy zbyt duża presja. Mam wrażenie, że Fultz nie do końca pasuje do stylu gry Sixers, a już na pewno nie nadaje się do gry bez piłki czy do gry z Simmonsem obok. Na dodatek zauważyłem, że jak tylko wpada w rytm i lepiej mu idzie, to Brown go zaraz zdejmuje. Tak było z Bulls, tak było wczoraj (po ładnych punktach spod kosza i kolejnej akcji zakończonej asystą do Embiida, trener wziął czas i Fultza zdjął na dłużej). Coraz bardziej mnie te zmiany Browna wkurzają, często nie widzę w nich sensu i już nawet nie mówię o samym wprowadzaniu Fultza, ale o innych zawodnikach też.
Ja nie wiem co ten chłopak jeszcze potrzebuje. Dostał czas, masę czasu, każde dobre jego zagranie jest nagradzane taką falą energii z trybun jakby to była akcja na mistrzostwo NBA. Niby ma dopiero 20 lat ale skoro mamy tu wszędzie pośmiechujki z Lonzo to wybaczcie ale Fultzowi daleko do Balla.
Mysle, ze jeszcze 2-3 miesiace mina, zanim zacznie grac swoje. Czesto tak to bywa. A jesli nie, to widocznie jest za mlody i spalony, wiec czeka go los Evana Turnera lub wybuch za kilka lat, pewnie juz w innym zespole. Oby jednak tak sie nie stalo…
Ja zawsze dotychczas bronilem zawodnikow ale z Fultzem jest mi ciezko :( Slabo mu idzie. I kwarta nie ukladala by sie tak slabo gdyby gral ktos inny niz On. Nie mniej jednak to dobrze ze wchodzi z S5 zeby mial okazje sie przedstawic, zobaczymy moze faktycznie w koncu wystrzeli ale poki co raczej bym sie szczesliwie zdziwil jak by do tego doszlo
Wiadomo już coś co z Simmonsem?
Nie brał udziału w dzisiejszym treningu. Występ w meczu z Detroit jest niepewny