Sixers – Cavs 128:105

Zadanie wykonane, Sixers udało się zrewanżować za porażkę sprzed kilku tygodni drużynie Cavaliers. Wszyscy czekaliśmy na informację, czy Butler wróci do gry już w tym meczu. Okazało się, że wrócił i ma się bardzo dobrze. Widać jak ważnym ogniwem stał się w tym zespole. Poza pierwszą kwartą i fragmentem w trzeciej, Sixers byli lepsi pod każdym względem i ich dominacja nie podlegała dyskusji.

Pierwsza połowa to fatalna Q1 i całkiem solidna Q2. W pierwszej pozwoliliśmy przeciwnikom zdobyć 36 punktów, praktycznie grając bez obrony. Mieliśmy małe „deja vu” z wcześniejszzego pojedynku tych drużyn, które dość niespodziewanie zakończyło się wysoką wygraną Cavs. Embiid w przedmeczowych wypowiedziach mówił, że rzucą się przeciwnikowi do gardła i że skopią tyłki drużynie z Clevland. Początek meczu nie potwierdzał jego słów… Agresywnie mecz zaczął Simmons, który w samej pierwszej kwarcie miał 11 punktów (oczywiście wszystko z pomalowanego), a gdyby nie dwa klopsy spod dziury, to miałby ich 15. Ostatecznie tyle uskładał do przerwy, dorzucając 4 oczka w drugiej kwarcie. Ważne, że korzystał z przewagi atletyczności. W drugiej kwarcie udało się poprawić nieco grę w obronie, straciliśmy już tylko 22 punkty, samemu rzucając 36. W tej części meczu dobrze grał Embiid, który do przerwy uskładał 16 punktów oraz 6 zbiórek. Na przerwę schodziliśmy z siedmiopunktową zaliczką.

Trzecia kwarta była kontynuacją dobrej gry, do momentu na około 4 minuty do jej zakończenia. W momencie gdy wydawało się, że już wszystko jest pod kontrolą i byliśmy +13, Cavaliers zanotowali run 12-0 i praktycznie odrobili straty. Trójka Chandlera przerwała tą serię i pozwoliła skończyć kwartę z czteropunktowym prowadzeniem. Wilson tak jak obiecywał, był bardziej agresywny oddając 10 rzutów, z których 4 wylądowały w koszu. Po meczu z Indianą mówił, że role playerzy muszą więcej pomagać liderom i wnosić więcej energii do gry.

Ostatnia ćwiartka była w końcu popisem gry naszej drużyny. Wygraliśmy ją 39 do 20, a świetnie w tym czasie spisywali się Simmons (który już w Q3 zanotował triple-double) oraz Landry Shamet. Nasz debiutant był praktycznie nieomylny, trafiając 4 na 5 rzutów za trzy oraz 2/2 za dwa i zdobywając 16 punktów wyrównał swój rekord. Butler po powrocie zanotował 19 oczek, 24 dorzucił Embiid, bohaterem spotkania jednak Simmons. Jego linijka to 22 punkty, 11 zbiórek oraz 14 asyst, a co dla mnie najważniejsze, nie zanotował ani jednej straty! Tego chyba od niego oczekujemy częściej prawda? Na ostatnie 3 minuty cała pierwszą piątka wylądowała na ławce, gdyż już jutro kolejne wyjazdowe spotkanie, tym razem w San Antonio. Czy Brownowi kolejny raz uda się pokonać swojego mistrza? Mam nadzieję. Warunki ma do tego najlepsze w przekroju całej kariery trenerskiej.

4 myśli na temat “Sixers – Cavs 128:105

  • 16 grudnia 2018 o 22:15
    Permalink

    Czy tylko mnie oczy bolą od oglądania? Jak mozna dać sobie rzucić 36 pkt przez druzynę złozoną z przypadkowych zawodników. Mamy „żelazną” obrone na obwodzie w postaci Reddicka i Korkmaza wspartych Muscalą.
    Zaryzykuję stwierdzenie że wstawiając Embiida do składu jakiegoś sredniaka gra i bilans wyglądałaby podobnie .

    Odpowiedz
    • 17 grudnia 2018 o 12:29
      Permalink

      Mam dokładnie takie same wrażenia z embiidem. Na razie ta drużyna nie gra jak contender, a już na pewno nie ma ławki contendera. W serii po moooże byśmy wygrali z bucks/pacers ale wątpię, boston, toronto-bez szans

      Odpowiedz
  • 17 grudnia 2018 o 08:31
    Permalink

    Wow, zero strat :o Brawo Benek!
    Z drugiej strony Cavs musieli grać strasznie niskimi składami, co dało nam najwidoczniej dużo przewag. Z tego co widzę w rozkładzie minut w statsach, to na PF kilka minut musiał zagrać nawet jakiś obwodowy. Wow.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *