Sixers – Raptors 86:91
Niesamowity początek spotkania, rozpoczętego przez gospodarzy 15:0, głównie za sprawą kapitalnego dzielenia się piłką i skuteczności Roberta Covingtona (4 trójki w tej kwarcie!). Niestety później było już tylko gorzej i na początku drugiej kwarty Raptors zremisowali, by przez dwie kolejne kwarty kontrolować mecz. Zmienił to dopiero początek czwartej ćwiartki, w której Sixers zerwali się 15-1, świetną obroną uniemożliwiając gościom zdobycie punktu z gry przez ponad 5 minut. Dopiero wtedy Kyle Lowry wziął ciężar gry swojego zespołu na własne barki, trafiając niemożliwe trójki. Tym samym zamienił końcówkę spotkania w rasowy thriller, ale bez happ-endu.
Na nieco ponad minutę przed końcem Raptors prowadzili 4 oczkami. Ale wtedy niespodziewanie za trzy trafił Carter-Williams (który przez cały mecz unikał oddawania rzutów), po czym w kolejnej akcji przechwycił piłkę i zdobył punkty z kontry, dając w 25 sekund prowadzenie Sixers. Akcja zaplanowana na finałową (wejście pod kosz MCW i oddanie do wolnego Noela, który zakończyłby mecz wsadem) nie udała się z powodu zbyt dużego tłoku w pomalowanym. Sixers stracili piłkę i musieli musieli faulować. Po dwóch wolnych rywali na 10 sekund przed syreną, mogła ich uratować tylko trójka. Ale w zamieszaniu rzucił ją niespodziewanie Henry Sims, tracąc zimną krew na 6 sekund przed końcem meczu, który w tym momencie był już przegrany.