Sixers – Spurs 68:119
Zawodnicy San Antonio Spurs nie przejęli się faktem, że trener Gereg Poppovich zdecydował o odpoczynku Tima Duncana, Manu Ginobili’ego i Kawhi Leonarda. Już po pierwszej połowie spotkania Spurs prowadzili aż 30 punktami, co nie było trudne, biorąc pod uwagę zaledwie 30% skuteczności Sixers. Do gry wrócił wprawdzie Okafor, ukarany zawieszeniem na dwa spotkania, ale wyszedł jako rezerwowy. Odwdzięczył się sześcioma pudłami i pustym kontem w pierwszej połowie, jeśli dodamy do tego także brak skuteczności Canaana, Wrotena i McConnella to mamy obraz tego, jak wyglądała pierwsza połowa.
W drugiej Sixers grali przez chwilę lepiej, ale głównie dlatego, że rywale grali zupełnie składem rezerwowym. Koniec trzeciej kwarty mieli jednak już słabszy, a na początku czwartej przegrywali… 54:100. Ostatecznie odnieśli piątą najwyższą porażkę w swojej swojej historii. Trener Brett Brown z pewnością ma się czego wstydzić przed Poppovichem, który z okazji ostatniego spotkania obu zespołów stwierdził, że wytrzymałby na stanowisku trenera Sixers… miesiąc.