Blazers – Sixers 124:121

Grająca w osłabieniu Phildelphia 76ers przerwała passę trzech kolejnych zwycięstw po bardzo emocjonującym spotkaniu. To nie tylko zła wiadomość dla nas, ale również dla Sacramento Kings i New Orleans Pelicans, którzy przez zwycięstwo Blazers zostali wyeliminowani z walki o play-offs, oraz dla San Antonio Spurs, którzy stracili w tej kolejce szansę awansu na dziewiątą pozycję w konferencji zachodniej.

Najciekawsze wydarzenia z pierwszej połowy meczu:

  • Jak się było można spodziewać, Al Horford zastępuje kontuzjowanego Bena Simmonsa w pierwszej piątce. Trener Brown tłumaczy, że wybrał po prostu najlepszego gracza z ławki.
  • Blazers od początku z widoczną przewagą, widać, że bardzo chcą wywalczyć awans do play-offs. Granie z zespołem ze środka tabeli walczącym o przetrwanie wcale nie jest łatwiejsze, niż gra z elitą ligi!
  • Joel Embiid niefortunnie skręca lewą kostkę po nadepnięciu na podstawę kosza i opuszcza resztę spotkania. Czy Sixers znowu tankują?
  • Piękny blok Norvelle Pelle’a na Carmelo Anthony’m przy próbie wsadu w ostatniej sekundzie pierwszej kwarty! Sprawdźcie zdjęcie z tej czapy na naszym profilu na Facebooku!
  • W połowie drugiej kwarty na boisku zameldowani już wszyscy gracze z wyjątkiem Neto, w tym po raz pierwszy w bańce O’Quinn (słabe wejście), Pelle (niezłe wejście) i Scott (dobre wejście). Decyzje rotacyjne trenera Sixers to dla mnie enigma.
  • Josh Richardson szaleje w drugiej kwarcie, łącznie w pierwszej połowie zdobywa 16 punktów na skuteczności 6/8.
  • Brett Brown wygląda na znudzonego, jakby mu się nie chciało. Ime Udoka dużo aktywniejszy na ławce. Już widzę go w przyszłym sezonie na stanowisku głównego szkoleniowca – może w Philly?
  • Sixers schodzą do szatni ze stratą 9 punktów.

Obserwacje z drugiej połowy spotkania:

  • Shake Milton obudził się i jest aktywny w ataku, dzielnie wspomagany przez Harrisa i Richardsona.
  • Sixers dochodzą rywali na 3 punkty po serii 10-2.
  • Na 3 minuty przed końcem trzeciej kwarty jest już remis po 86. Tak grających filadelfijczyków chcemy oglądać!
  • Ci wirtualni kibice na telebimach wyglądają jednak dziwacznie. I jak to się dzieje, że NBA nie mogła nawet zapełnić wszystkich wirtualnych krzesełek?
  • Richardson daje ładnym fade-away’em pierwsze prowadzenie swojej drużynie (92-91) na koniec trzeciej kwarty. J-Rich jest w transie, trafia niemal wszystko do tej pory!
  • Ciekawa statystyka od realizatora: po tym, jak Sixers w pierwszej kwarcie trafili tylko 25% rzutów, w drugiej i trzeciej zdobyli aż 73 punkty.
  • Czwarta kwarta zaczęta niskim składem ze Scottem na centrze i Burksem na rozegraniu. To działa! Sixers na 3-4 punktowym prowadzeniu, a gra jest niezwykle zacięta.
  • Damian Lillard jest na gazie, gdyby nie on, to Blazers nie mieliby większych szans na zwycięstwo.
  • Uraz Joela chyba nie jest poważny, bo stoi on wraz z kolegami i słucha narady podczas jednej z przerw.
  • I nagle na 2.53 minuty przed końcem jest już 114-120 po dwóch trójkach i rzucie wolnym (sprytny trik na faul!) Lillarda, który najwyraźniej zwariował! Jego „How Many More” na koszulce nabiera dla nas nowego znaczenia…
  • Dwa punkty po asyście Matisse do Tobi’ego, w kolejnej akcji Tisse przechwytuje, ale Sixers marnują szansę na punkty z kontry i przegrywają piłkę sporną. Lillard za to trafia kolejne dwa punkty. Burks szybka odpowiedź, ale są cztery punkty straty przy 20 sekundach na zegarze i już chyba po meczu.
  • Jednak nie! Horford trafia za trzy i na 13 sekund przed syreną tylko punkt straty.
  • Sixers faulują Nurkica, ten trafia oba wolne.  W ostatniej akcji chaos, problem z wyprowadzeniem piłki. Udało się w ostatniej chwili, Richardson pudłuje jednak za trzy, zbiera po własnym rzucie – co za bałagan na boisku – próbuje drugi raz ale już po czasie. Ma pretensje do sędziów, ale chyba nieuzasadnione.

Graczem meczu został rzecz jasna Damien Lillard (51 punktów, 7 asyst), po drugiej stronie na wyróżnienie zasłużyli Josh Richardson (34 punkty, 5 zbiórek, 6 asyst) oraz Alec Burks (20 punktów, 5 zbiórek).

Strasznie szkoda tej przegranej, bo Sixers rozegrali wspaniałe spotkanie. Jako kolektyw najlepsze w Orlando! Dzielili się piłką, lepiej ją chronili, grali z determinacją i intensywnością nie widzianą od miesięcy ;-) Dawno nie przeżyłem tylu emocji. Kto wie, może Sixers grając w ten sposób mimo nieobecności Bena Simmonsa wcale nie muszą być skazani na porażkę w pierwszej rundzie? No chyba, że Brett Brown znajdzie sposób, żeby jakoś ich sabotować.

Jedna myśl na temat “Blazers – Sixers 124:121

  • 10 sierpnia 2020 o 21:05
    Permalink

    Oglądanie tego meczu to była ciągła frustracja. Pomijając kontuzję, bo to po prostu pech. Na początek tragiczne bronienie Lillarda, wjeżdżał jak w masło, pomocy w drugiej linii też brak. Potem jeszcze jedna rzecz rzuciła mi się w oczy – nie rozumiem decyzji sztabu trenerskiego, żeby nie przekazywać nic po zasłonach. Każda akcja Portland zaczynała się od picka na górze, obrońca na piłce (najczęściej Richardson) lekko walczył o przebicie, ale bez „zabijania się”, a wysoki (Al, Scott) zawsze zostawał bardzo nisko. Przejęcie na zasłonie albo nie istniało, albo było ze skrzydła. W każdej akcji ktoś z trójki Lillard, CJ albo Melo miał czystą lub prawie czystą trójkę. To na pewno było założenie taktyczne defensywnie, bo działo się tak bez przerwy, ale jak dla mnie zupełnie bez sensu, tym bardziej przy tak ofensywnej drużynie jak Portland.
    Końcówka przynajmniej była ciekawa (chociaż przy wybiciu z autu spokojnie mógł być błąd 5 sekund), Richardson cały mecz dobry, Burks 4-ta kwarta świetna.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *