Jerry Stackhouse wspomina grę w Sixers
Allen Iverson nigdy nie miał wielkiego wsparcia w ofensywie i przez całą karierę ciągnął Sixers na swoich barkach. Zawodnicy, którzy mieli z nim stworzyć gwiazdorskie duety (Keith van Horn, Glenn Robinson, Chris Webber) byli albo zbyt słabi, albo już na to za starzy, po ciężkich kontuzjach, albo wszystko to naraz.
Ale trzeba pamiętać, że w debiutanckim sezonie „The Answer” miał u swojego boku Jerry’ego Stackhousa. Ten gwiazdą pierwszej wielkości nigdy nie został, jednak dwa razy wystąpił w Meczach Gwiazd, miał całkiem udaną karierę i kto wie, ile razem ci zawodnicy mogliby osiągnąć. Tak się jednak nie stało. Sixers postawili na jego młodszego kolegę, Stackhouse został po roku wspólnej gry sprzedany (notował wówczas 19.5 ppg, 3.9 rpg, 3.5 apg) i tyle z naszego gdybania…
Piszę teraz o tym, bo „Stack” na łamach „The Player’s Tribune” skomentował właśnie swoje sezony spędzone w Philadelphii, opisując dosyć trafnie tą sytuację:
Mój zespół był w trakcie sprzedaży, pod wieloma względami szedł na skróty. I to przez cały rok. Miałem z 30 kolegów w zespole, to było wariactwo (…) Brakowało jakiejkolwiek ciągłości aż do kolejnego sezonu, kiedy nastąpiła zmiana. Cały zarząd odszedł i pojawił się nowy, który wybrał Allena Iversona. W zasadzie graliśmy na tej samej pozycji. Mimo sześciu stóp wzrostu, on był strzelcem. I ja byłem strzelcem. Nie chciałem mu w niczym ustąpić, chyba wiecie, o czym mówię? Byliśmy jednym z najgorętszych duetów strzeleckich, ale nie mieliśmy nikogo wokół. Skończyło się tak, że ja wylądowałem w Detroit, on dostał Theo Ratliffa i innych zawodników do gry wokół niego, ja mogłem grać z Grantem Hillem i innymi weteranami i dopiero wtedy zrozumiałem, co to znaczy być profesjonalistą. W Philadelphii tych elementów nie było. Wiecie, byliśmy tylko dwójką młodych półgłówków.