Rockets – Sixers 105:104
Philadelphia 76ers odniosła dziś już czwartą porażkę w tym sezonie. Tym razem podopieczni Bretta Browna musieli uznać wyższość Houston Rockets. Goście z Teksasu zwyciężyli po buzzer-beaterze Erica Gordona.
Szóstki rozpoczęły to spotkanie w następującym zestawieniu: [PG] Ben Simmons – [SG] Jerryd Bayless – [SF] JJ Reddick – [PF] Robert Covington – [C] Joel Embiid.
[I kwarta]Gospodarze lepiej weszli w mecz poprzez szybkie wyjście na prowadzenie. Już na samym początku Joel Embiid w pięknym stylu zablokował lidera rywali, Jamesa Hardena. Mimo delikatnego chaosu w ofensywie przewaga Szóstek wzrastała wraz z upływem czasu. Kłopoty rozpoczęły się w momencie, którym to Jojo zanotował swój trzeci faul i musiał opuścić parkiet na jakiś czas. Rockets zniwelowali stratę i na koniec pierwszej ćwiartki przegrywali już tylko dwoma punktami (33:31).
[II kwarta]Drugą część gry Sixers rozpoczęli z wysokiego c. Trzy solidne akcje w defensywie wraz z popisami w ataku ponownie pozwoliły chwilowo odskoczyć. Jednak jednym z mankamentów gospodarzy tego wieczoru były przymuszone rzuty. Część z nich forsowana była brakiem czasu na zegarze. Odcisnęło to piętno na końcowym wyniku rywalizacji. Obie ekipy zaciekle walczyły o każde trafienie, lecz ostatecznie to Rockets zeszli na przerwę na prowadzeniu 56:54.
[III kwarta]Trzecia ćwiartka była obrazem typowej wymiany ognia. Obie drużyny zamieniały się prowadzeniem, wzajemnie sobie odskakiwały, by ostatecznie odrobić stratę i ponownie wrócić do meczu. W tym momencie warto pochwalić T.J. McConnella, który rozegrał solidne zawody. Wychowanek uniwersytetu Arizona zanotował 6 oczek, 5 zbiórek, 9 asyst, a także 6 przechwytów, które w większości przypadków pozwalały na łatwe zdobycze punktowe jego partnerów. Nie należy zapominać również o liderach ofensywy Sixers: JJ Reddick (22 punkty, 5 zbiórek, 4 asysty), Robert Covington (20 punktów, 4/12 zza łuku), Joel Embiid (21 punktów, 6 zbiórek, 8/13 z gry). Wracając jednak do meczu, trzecią kwartę zakończyliśmy prowadząc minimalnie 80:79.
[IV kwarta]Philadelphia 76ers w sposób fenomenalny rozpoczęła ostatnią część gry poprzez 3 szybkie trafienia, które wyprowadziły ją na 9 punktowe prowadzenie. Na odpowiedź Rockets nie trzeba jednak było długo czekać. Ponownie byliśmy świadkami gry cios za cios, która w tamtej chwili działała na korzyść gospodarzy.
Na 1:39 przed końcową syreną Szóstki prowadziły 104:97. Wszystko wskazywało na to, że uda im się pokonać faworyzowanych gości z Houston i odnieść swoje drugie zwycięstwo w tegorocznej kampanii. Nic bardziej mylnego. Na 30 sekund przed końcem rzut Jamesa Hardena (który był przy okazji faulowany) zablokować próbował Joel Embiid. Sędziowie uznali ingerencję Jojo jako goaltending. Tym samym prowadzenie gospodarzy stopniało do dwóch oczek (104:102). W swoim najprawdopodobniej ostatnim posiadaniu 76ers postawili na izolację Bena Simmonsa. Wychowanek LSU zagubił się jednak z piłką i oddał ją do Baylessa, który przy próbie rzutu po wjeździe pod kosz został zablokowany. Posiadanie przeszło w ręce Rockets.
Po wznowieniu piłkę w swoje ręce otrzymał Harden. „The Beard” zamiast rzucać odnalazł kątem oka lepiej ustawionego Erica Gordona. Bez chwili zawahania podał do niego, a ten trafił, pokonując tym samym końcową syrenę i ustalając wynik rywalizacji na 105:104.
Kolejny mecz 76ers rozegrają w nocy z soboty na niedzielę. Rywalem podopiecznych Bretta Browna będzie Dallas Mavericks.
To samo co w poprzednim sezonie jesli chodzi o koncowki… dramat
A, szkoda k… gadać, szkoda szczempić ryja.
Z tym goaltendingiem to się sędziowie nie popisali… Szkoda meczu, ładnie chłopaki walczyli, ale znów zabrakło doświadczenia i zimnej krwi w koncówce. A Capela nas pozamiatał pod koszem, brawo.