Sixers – Raptors: 2001 vs. 2019
Już jutro Philadelphia 76ers zmierzy się z Toronto Raptors w meczu numer siedem drugiej rundy play-offs, w którym stawką będzie awans do finałów Konferencji Wschodniej. Oba zespoły spotkały się wcześniej play-offs tylko raz. W 2001 roku również walczyły o awans do finałów Wschodu, tamto niezapomniane starcie także wymagało siedmiu spotkań. Wbrew pozorom, jest kilka podobieństw pomiędzy tymi seriami i nie chodzi tylko o nazwisko szkoleniowca Sixers… Przypomnijmy więc sobie pojedynek z Raptors sprzed 18 lat.
Podobnie jak teraz, o sile Raptors decydował jeden zawodnik. Vince Carter rozgrywał swój trzeci sezon w NBA i stawał się wielką gwiazdą. W Sixers oczywiście najlepszy pod względem drużynowym sezon rozegrał Allen Iverson, zdobywca MVP za rozgrywki 2000/01 (indywidualnie jego kolejne sezony były jeszcze lepsze, ale już bez takich sukcesów w play-offs). Nic dziwnego, że dzięki tym dwóch zawodnikom seria ta przeszła do historii i utkwiła w pamięci wielu kibiców do dzisiaj.
W sezonie 2018/19 Joel Emiid ma o wiele większe wsparcie, niż kiedykolwiek miał Iverson. Podobnie jak 18 lat temu, tak i teraz Sixers zmagają się z problemami zdrowotnymi swojego lidera. Lider przeciwników – Kawhi Leonard, rozgrywa kapitalny sezon z kosmicznymi statystykami w tej rywalizacji. Tym razem to jednak Raptors mają przewagę własnego parkietu, która pomaga 79% zespołów wygrać w meczach numer siedem (dokładne statystyki wynoszą 104 do 28). Na zwycięzcę serii – tak jak w 2001 roku – czekają już Milwaukee Bucks. Wróćmy więc w czasie do przeszłości…
W meczu otwarcia Raptors ukradli Sixers przewagę ich parkietu. Zadecydowała fatalna pierwsza połowa gospodarzy, którzy w drugiej rozpoczęli pościg. Mimo wygrania finałowej ćwiartki 32-23, do szatni wrócili pokonani 93-96. Carter rzucił 35 punktów, Iverson był o oczko lepszy, ale potrzebował do tego aż 34 rzuty. Trójka Aarona McKie mogąca doprowadzić do dogrywki była niecelna.
W drugim meczu sytuacja nie powtórzyła się; Sixers wygrali 97-92 prowadzeni przez niesamowitego Iversona (21 trafionych rzutów na 39 prób i 54 punkty!). „Vinsanity” był tym razem mniej widoczny, za to zemścił się w meczu numer trzy, gdzie przed własną publicznością Kanadyjczycy rozbili przyjezdnych 102-78. Na pewno pomogło jego 50 punktów, 6 zbiórek, 7 asyst i 2 bloków ich lidera, w tym aż 9 trafionych rzutów za trzy punkty! Antonio Davis dodał 20 punktów i 16 zbiórek. Tym razem występ Iversona był mniej udany: 23 punkty (7/22 z gry), 8 asyst, 4 przechwyty. Rękawica została jednak rzucona, a pojedynek między liderami obu ekip zaczął się rozkręcać na dobre!
W czwartym spotkaniu Sixers odzyskali przewagę parkietu, wygrywając na wyjeździe 84-79 i doprowadzając do remisu w serii. Iverson rzucił 30 punktów, otrzymując większa pomoc od kolegów: McKie dodał 18 punktów, a Mutombo 13 punktów, 17 zbiórek i 4 bloki. Carter zaliczył 25 punktów, 10 zbiórek, 5 asyst i 3 bloki, ale trafiał z 29% skutecznością z gry (Iverson był lepszy o całe… 4%). Piąty mecz to druga z rzędu wygrana Sixers, którzy u siebie rozbili rywala 121-88 i wyszli na prowadzenie 3-2. Do dzisiaj wielu z nas z łezką w oku wspomina niesamowitą pierwszą kwartę, w której filadelfijczycy ośmieszali rywala na każdy możliwy sposób (pamiętne kontry i podania nad kosz zakończone serią wsadów i zrywem 19-0), wygrywając tą część gry 33-12 i właściwie ustalając zwycięzcę tego pojedynku. Allen Iverson zdobył 52 punkty, 7 asyst i 4 przechwyty, stając się pierwszym zawodnikiem od czasu Michaela Jordana, który w jednej serii play-offs dwukrotnie przekroczył granicę 50 punktów. Z kolei Vince Carter zanotował najgorsze spotkanie podczas tej rywalizacji, rzucając tylko 16 punktów.
Na szósty mecz Sixers wrócili do Kanady, gdzie nie udało im się zakończyć serii. Postawieni pod murem Raptors zwyciężyli 101-89 po wiele lepszej ostatniej kwarcie. Mieliśmy kolejny remis… Ojcem sukcesu był oczywiście Carter (39 punktów), wspomagany przez Morrisa Petersona i Antonio Davisa (po 17 punktów). Tym razem Iverson nie popisał się, trafiając tylko 6 z 24 rzutów, co dało mu 20 punktów.
Finałowe spotkanie serii to rasowy thriller. Kontuzjowany Iverson, którego występ nie był pewny, nie mógł być tak aktywny w ataku. Odpowiedział więc rekordowymi w play-offs 16 asystami, do których dodał 21 punktów (McKie rzucił punkt więcej). Carter otarł się o triple-double zdobywając 20 punktów, 7 zbiórek, 9 asyst – nie trafił jednak buzzer-beatera, który mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę jego zespołu. Davis był o trzy punkty lepszy, trafiając aż 11 z 15 rzutów i niektórzy koledzy z drużyny mieli ponoć do Cartera pretensję, że ten samodzielnie chciał wygrać z liderem Philly. Z drugiej strony Chareles Oakley zaprzecza takim plotkom.
Tak czy inaczej, zwycięstwo 88-87 zapewniło Philadelphii pierwszy od 16 lat awans do finałów konferencji. Miejmy nadzieję, że będziemy mogli tak samo cieszyć się w tym roku…
„MVP. MVP. MVP.”
The last time the Sixers and Raptors met in a game seven, Allen Iverson dropped 16 dimes and told us what it meant to play on a team. 🙌🏽 pic.twitter.com/5ZnUJJDB9W
— SLAM (@SLAMonline) May 10, 2019
W całej serii Allen Iverson zdobywał średnio 33.7 ppg, 4.4 rpg, 6.9 apg oraz 3.1 spg. Z kolei Carter miał na koncie 30.4 ppg, 6.0 rpg, 5.4 apg, 1.9 spg i 2.0 bpg. „The Answer” był wtedy na krótko twarzą NBA i największą gwiazdą po odejściu Jordana, zanim tytuł ten przejął Kobe Bryant i później LeBron James. „Air Canada” rozegrał indywidualnie najlepszy sezon w karierze (w play-offs statystycznie był lepszy tylko raz, w sezonie 2005/06) i chociaż trudno w to uwierzyć – gra w lidze do dzisiaj. Oboje nigdy nie zdobyli tytułu mistrzowskiego, chociaż AI właśnie w 2001 roku miał na to największą szansę. Sixers ulegli w finale 1-4 przeciwko Los Angeles Lakers.
Od tego wydarzenia NBA bardzo się zmieniła. Koszykówka jest inna, zdobywa się więcej punktów. Nie ma już pojedynków samotnych liderów. Zarówno Sixers jak i Raptors mają dzisiaj więcej talentu w składzie, a ich wyjściowe składy są bardziej zbilansowane (ławki rezerwowych już niekoniecznie). Kawhi Leonard ma Pascala Siakama i Kyle’a Lowry’ego. W Philadelphii zawodników, którzy mogą przejąć grę ofensywną, jest jeszcze więcej. Ale seria miedzy tymi zespołami jest znowu nieprzewidywalna i niezwykle wyrównana. Oba zespoły zwyciężyły na obcym parkiecie, oba zaliczyły niespodziewane blow-out’y. Znowu są problemy zdrowotne, liderzy grają heroicznie w jednym meczu, w innym potrafią rozczarować. Robi się ciekawie, tą serię także będziemy wspominać!
Oni robią teraz coś, co ja próbowałem zrobić podczas mojej kariery, ale nie byłem w stanie. Wygrać mistrzostwo – Allen Iverson.
Wszystko rozstrzygnie się w decydującym meczu, który miejmy nadzieję będzie tak samo wyrównany i emocjonujący, jak ten z 2001 roku. Za Raptors przemawia przewaga własnego parkietu, za Sixers większy talent. Ale wszystko prawdopodobnie zależeć będzie znowu od dyspozycji liderów obu zespołów.
Myślałem sobie właśnie ostatnio o podobieństwach tej serii, super, że opisałeś :D
Chociaż wtedy o koszykówce wiedziałem po prostu tyle, że jest taki sport, to i tak z nostalgią wspominam tę serię, którą oglądałem sobie na wyrywki dopiero kilka lat temu. Oby zakończyło się podobnie! I oby Vince Carter wrócił do Kanady na ostatni (?) sezon!
Świetne wprowadzenie przed meczem, podbija emocje jeszcze bardziej :) Musimy zagrać jak kolektyw, na pełnym skupieniu. Ograniczenie strat – wybieganie na pozycje, dużo ruchu bez piłki; mocna obrona – Simmons musi dać z siebie 200%, wejść w głowę Leonarda, a Jojo bronić trumny tak jak w g6; w ataku to musi być dzień Butlera, jeśli trzeba będzie gonić wynik lub nie będzie wystarczającej przewagi to końcówka należy do niego.