Warriors – Sixers 135:114
Sixers wyszli na spotkanie z Warriors w następującym składzie: Dario Sarić (SF), Robert Covington (PF), Joel Embiid (C), J.J. Redick (SG), Ben Simmons (PG).
I kwarta
Warriors grali jak zawsze po kole i raz po raz udawało im się skutecznie zdobywać kolejne punkty. Główna zasługa ich dobrej gry nazywała się dzisiaj wieczorem – Kevin Durant. Pierwsza kwarta była dość równa, Sixers próbowali przechwytywać piłkę, starali się bronić jak najdalej od swojego kosza i nie stwarzać pozycji strzeleckich dla „splash brothers”. Niestety Sixers pierwszą kwartę przegrywają 32-28, niestety póki co mało widoczny jest Ben Simmons i Joel Embiid, na których Philadelphia liczy najbardziej.
II kwarta
Druga kwarta zaczyna się od trójki Justina Andersona, który był ustawiony frontem do kosza. Po nim kolejną trójkę rzuca Luwawu – Cabarrot. Sixers mają imponujący bilans 21 pkt. z ławki przy tylko 6 pkt. Golden State. Swoje pierwsze punkty w meczu zdobywa Ben Simmons, dając Sixers prowadzenie 38-37. Druga kwarta to też piękny blok Embiida na Klayu Thompsonie, który póbował nam wjechać pod kosz, po niefortunnym wyłuskaniu piłki zza lini przez T.J. McConnella. Niestety to tyle dobrego co możemy powiedzieć o Embiidzie tego wieczoru. Joel niechlubnie notował na swoim koncie straty, złe podania przy tym wszystkim nieudanie kryjąc zawodników drużyny przeciwnej. Sixers po drugiej kwarcie schodzili do szatni przegrywając 65-64. A ja osobiście zastanawiałem się kiedy, GSW odpali rakiety i niestety ten moment przyszedł w trzeciej kwarcie.
III kwarta
Trzecia kwarta także zaczęła się dla „Philly” bardzo dobrze, bo od potężnej paki na kosz w wykonaniu Joela. Niestety festiwal niedokładnych podań i strat trwał w najlepsze, a Warriors tylko czekali na kolejne prezenty. Ambitna gra, doskonałe granie po obwodzie, brak krycia Currego i generalnie mało agresywna defensywa doprowadziło do stanu 101-85. I takim też rezultatem skończyła się trzecia kwarta.
IV kwarta
Czwarta kwarta przyniosła nam niestety tylko gorycz. Golden State robili co chcieli, wjeżdżali pod kosz, rzucali nam trójki, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że Sixers odpuścili zupełnie krycie. Nasza gra w czwartej kwarcie była tragiczna, i raz po raz zapraszała GSW do kontynuowania egzekucji. Z Oakland wracamy z kolejną porażką. Warriors rozbili nas 135 do 114.
Kolejny mecz czeka nas 13 listopada z ekipą Los Angeles Clippers.
Wydaje mi się, że dadzą pograć dzisiaj McGee, bo Pachulia może sobie nie dać rady z Embiidem. Poza tym cały skład mają silniejszy, nie mamy argumentów, by wyrwać im zwycięstwo. Chociaż kto wie? Każdy może mieć czasem gorszy dzień…
Wygramy!!!!
Najgorszy mecz Simmonsa do tej pory. Jeden z najgorszych Embiida w karierze. Po raz pierwszy tak działał mi na nerwy. I ten jego Trash talking przed i w trakcie meczu gdy później rzuca 4/11 i nie daje sobie rady z centrami co najwyżej z średniej półki. Więcej skupienia na tym aby odzyskać formę bo jeszcze troszkę i te jego wsady zablokowane przez obręcz staną się jego znakiem rozpoznawczym. Najgorsze i tak są te straty…. Po raz pierwszy też tak mnie raził brak rzutu Simmonsa, GSW dobrze go broniło. Dobrze tym razem ławka – długo utrzymywała nas w grze, Covington może nie tak imponująco jak w poprzednich meczach ale na poziomie, Sarica w końcu wraca na swoje tory.
Tradycyjny mecz w wykonaniu GSW do przerwy się drażnią z przeciwnikiem a pozniej następuje odjazd w 3 kwarcie. Do tego momentu gralismy całkiem fajnie a pozniej zagubieni jak dzieci we mgle.
Racja Embiid gdzies zgubił ten błysk z poprzedniego sezonu. Za wcześnie chłopaki uwierzyli że są dobrzy jeszcze sporo pracy przed nimi. A takie mecze jak z SAC trzeba wygrywać bo pozniej zabraknie jednego zwyciestwa do PO