Sixers – Spurs 134:99
Q1: Zaczynamy! Bez Embiida, ale na szczęście z Simmonsem i z fanami na trybunach! Po drugiej stronie nie ujrzymy świetnie grającego w tym sezonie DeMara DeRozana, szkoda. Mecz rozpoczyna się bardzo ofensywnie, trafiany rzut za rzutem z obu stron. Wiele z tych punktów dzielą między siebie Danny Green (11) i Derick White (6), obaj rozgrzani za trzy na starcie i przy wyniku 19:14 Popovich decyduje się na wzięcie czasu. Chyba wylał w przerwie na Greena kubeł zimnej wody, bo Danny niestety w końcu pudłuje… Bardzo miło patrzy mi się w tym sezonie na grę Dwighta Howarda – nie zawsze jest efektywny, ale za to jaki efektowny! Dwie kolejne akcje w jego wykonaniu to alley-oop oraz chase down block, yummy. Nasza obrona z minuty na minutę spisuje się coraz lepiej i uciekamy gościom na 11 punktów na koniec kwarty. 33:22 dla Sixers po trójce Korkmaza!
Q2: Teraz najwidoczniej Korkmaz trochę się podpalił i, co zawsze w jego przypadku się dzieje, musiał po tym zachować się jak Kobe i zaliczył bezsensowną próbę rzutową otoczony obrońcami. W międzyczasie SAS zaczynają odrabiać straty, nie służy nam ustawienie w ofensywie z Simmonsem, Thybulle i Howardem – koszmarny spacing. A ja odzwyczaiłem się od nocnych meczów i musze ratować się kroplami do oczu, ech. Jedziemy dalej! Tylko 4 punkty straty już mają Spurs, do czego bardzo przyczynia się postawa Bena na atakowanej połowie. Więcej strat niż punktów? No, thanks… Dobrą zmianą (jakkolwiek kojarzy się Wam ten termin) jest jednak zdecydowanie to, że gdy Ben wędruje na linię rzutów wolnych to nie myślę już „cholera, stracona akcja”. Co do Spurs – uwielbiam jak co roku Pop układa tę ekipę, ale w tym meczu zdecydowanie brakuje im gwiazdy/lidera. Choć z Murray’a, White’a, Johnsona i Poeltla będą mieli na pewno jeszcze wiele radości. U nas za to gwiazdy nie brakuje – budzi nam się Ben i odskakujemy na 8 punktów. 60:52.
Q3: Ciekawostka na początek trzeciej kwarty – na linii rzutów wolnych byliśmy w tym meczu 5 razy mniej niż przeciwnicy (!) – 15:3. Nadrabiamy jednak zbiórką i celnością, co pomaga powrócić do dwucyfrowej przewagi! Curry jest dziś zabójczy na półdystansie i przewodzi Sixers z osiemnastoma punktami – dwa mniej niż Tobi i Danny. Dochodzimy do 17 punktów przewagi i utykać zaczyna Tony Bradley – oby nie było to nic poważnego… Sixers dochodzą do 25-punktowego prowadzenia na 4 minuty przed końcem trzeciej kwarty i… Gregg Popovich wprowadza głębokie rezerwy! Czyżby tak szybko poddał mecz? A może tak rozczarowali go starterzy? Może dowiemy się po meczu, ale Sixers zamienili trzecią kwartę w swoje show – 19 z 20 dotychczasowych posiadań skończyło się punktami, niesamowite! Szczególnie rozkręcił się Harris, pięknie atakuje. 106:73!
Q4: Formalność. Najpierw strzelecki festiwal Korkmaza, a potem kilka minut dla głębokich rezerwowych w garbage time. Mecz kończy się spokojnym zwycięstwem. Na wyróżnienie zasługują… Wszyscy zawodnicy! Naprawdę udany mecz w wykonaniu Sixers, oby jak najwięcej takich spotkań.
- Tobias Harris 23/9/7
- Seth Curry 21/4/4
- Danny Green 16/5
- Furkan Korkmaz 16/1/2
- Ben Simmons 14/4/9
- Matisse Thybulle 10/3/1/3
Dobrej nocy!
Miazga :)
W koncu ze slabiakami wygladamy na rasowa druzyne a nie popierdolke. Dobre zwyciestwo:)
A do tego najwyższa porażka w historii Spurs -35. Miło się patrzyło ale co nam trójki siadały to wiadomo,że co mecz tak nie będzie wpadać ;)
Aha jeszcze mam taki off top. Monty nie myślałeś kiedyś czy może by utworzyć konto Sixers.pl na Twitterze?
Było kiedyś przez kilka miesięcy, praktycznie zerowe zainteresowanie.
Spoko,nie wiedziałem nawet, dzięki za odpowiedź :)