BIG3, czyli jak Iverson rozczarował swoich fanów
Allen Iverson to zawodnik znany chyba każdemu prawdziwemu kibicowi Sixers i każdemu kto choć trochę interesuje się ligą NBA. Od 1996 roku, kiedy to został wybrany z nr 1 w drafcie właśnie przez Szóstki, od pierwszego meczu sezonu rozpoczął w klubie rewolucję, której uwieńczeniem był awans do finałów w 2001 roku. Iverson przez te lata bił kolejne rekordy, zbierał kolejne nagrody, był jednym z najbardziej rozpoznawalnych graczy w lidze nie tylko dzięki swojej efektownej grze, ale również dzięki swojemu oryginalnemu jak na owe standardy panujące w lidze, stylowi bycia. Szerokie spodnie, biżuteria, cornrows na głowie, image godny gwiazdy rapu lub gangstera rodem z Harlemu to była wówczas nowość wśród zawodników poubieranych w drogie garnitury i wyglądających jak rekiny finansjery z Wall Street.
Mnie osobiście Iverson uwiódł stylem gry, tym, że przełamał stereotypy. Mierzący „oficjalnie” 183 cm wzrostu ( miałem przyjemność stać obok niego i w mojej ocenie nie mierzył nawet 180 cm) oraz ważący tyle co półtora worka z cementem zawodnik wszedł do ligi bez kompleksów. Rzadko ogląda się debiutanta tak pewnego swoich umiejętności, który potrafi udowodnić swoją wartość na boisku. Z mety to właśnie on, a nie Jerry Stouckchouse stał się liderem zespołu, to on zwracał na siebie uwagę mediów i to wokół Iversona zdecydowano się budować zespół. Ktoś kto z takim impetem wchodzi do ligi musi się liczyć z tym, że nie zawsze i nie każdy będzie wystawiał mu laurkę. Inny zasłużony zawodnik Sixers „Sir” Charles Barkley nadał mu przydomek „Me, Myself and Iverson” z uwagi na jego egoistyczną grę, krytykowano go za rzekomy brak szacunku do starych wyg jak Michael Jordan po tym gdy powiedział, że nie czuje przed nim respektu, mając oczywiście na myśli nie brak szacunku, a fakt, że nie boi się grać przeciwko Jordanowi. Gdy jednak od pierwszego dnia ktoś wyrabia sobie opinie „bad boya” to te gorsze opinie przyklejają się szybciej i na dłużej, a Iverson w owym czasie nie specjalnie dbał o to, aby zmienić swój wizerunek. Przez cała swoją karierę budził duże emocje, najczęściej te skrajne, poczynając od fali krytyki za akcje „we talkin bout practice” (powtórzone na konferencji chyba dwadzieścia parę razy) po same pochwały za próby ofiarowania zdobytej nagrody MVP swojemu trenerowi podczas All Star Game w 2001 roku. Iverson to bez wątpienia osobowość obok której nie można przejść obojętnie, człowiek o niewątpliwe dużych ambicjach sportowych, pewny swoich umiejętności, człowiek, który szokował, ale którego zawsze chciały oglądać tłumy! Nie inaczej jest teraz, po tym jak już zakończył oficjalnie karierę. Dalej szokuje i dalej chcą go oglądać tłumy. Allen zawsze podkreślał swoją więź z miastem Philadelphia i z jej mieszkańcami, a w szczególności kibicami Sixers. Na każdym kroku podkreśla, że jest „Szóstką” i zawsze ten klub i to miasto będzie bliskie jego sercu zajmując w nim miejsce honorowe.
Kiedy „The Answer” podjął decyzje o oficjalnym zakończeniu kariery mając za sobą nieudane sezony w Grizzlies, Pistons, następnie w Sixers, a na sam koniec w Tureckim Besiktasie, w mojej ocenie była to najlepsza decyzja jaką mógł podjąć. Sprawiał wrażenie człowieka, który wreszcie pogodził się z tym, że zawodowa koszykówka to już nie jest zajęcie dla niego i że już nigdy nawet nie zbliży się do poziomu, który prezentował w Sixers. Tutaj warto nadmienić, że Allen to zawodnik o niezwykłym talencie, którego głównym atutem była szybkość. Całą karierę bazował na szybkości, obrońców mijał jak pachołki. Kiedy on biegał po parkiecie reszta wydawała się być odtwarzana jakby w slow motion. Pierwsze co zawodnik traci z wiekiem to właśnie szybkość, w związku z tym trzydziesto paro letni Iverson zaczął mieć problemy z odnajdywaniem się w lidze. Lata olewania treningów na siłowni spowodowały, że ciężko było mu utrzymać formę. Nie był w stanie już zdobywać punktów z taką łatwością, gra sprawiała mu coraz większe kłopoty, a nie chciał godzić się na bycie w zespole kimś innym niż nr 1. Wszystko to doprowadziło do oficjalnego wycofania się z zawodowej koszykówki. Wtedy Iverson w moich oczach sprawiał wrażenie człowieka, który uwolnił się od wielkiego ciężaru, ciężaru udowadniania przede wszystkim sobie, że jest się cały czas najlepszym.
Po pewnym czasie od wycofania się z zawodowej koszykówki spotkały go zaszczyty ze strony władz klubu i ligi. Sixers uhonorowali go i wznieśli pod kopułę hali koszulkę z jego numerem, co oznaczało, że już nikt nigdy w tym zespole nie zagra z numerem 3, natomiast ze strony ligi dostąpił zaszczytu wstąpienia do Hall Of Fame, gdzie już jego nazwisko na zawsze będzie wśród najlepszych.
Wszystko wydaje się wyglądać jak Hollywoodzka opowieść o wielkim sportowcu, który doznał wiele wzlotów i upadków, zakończona oczywistym Happy Endem. Nic bardziej mylnego. Demony przeszłości, które doprowadziły Iversona właśnie do tych licznych „upadków” najwidoczniej nie opuściły go po dziś dzień.
Za sprawą Ice Cubea, rapera, członka legendarnej grupy N.W.A, w tym roku ruszyła liga BIG3. W lidze grają przede wszystkim byli zawodnicy NBA, gra toczy się 3 na 3 do 50 pkt. Niech nikt nie pomyśli, że to pokazówka i popelina w stylu All Star Game czy pokazów AND1, gdzie zawodnicy sami sobie wystawiają laurki na boisku. Gra toczy się naprawdę, walka jest ostra, a zawodnicy walczą zaciekle o każdy punkt. Wszystko to powoduje, że liga cieszy się wielkim powodzeniem i zainteresowaniem. Gwiazdą, twarzą tej ligi i jej najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem miał być nie kto inny jak Allen Iverson. Dlaczego napisałem stosując w tym zdaniu czas przeszły??? Ano dlatego, że najprawdopodobniej przygoda Iversona z BIG3 już dobiegła końca. Allen został grającym trenerem w zespole 3’s Company. Kibice z dużym zniecierpliwieniem wyczekiwali jego debiutu w grze 3 na 3. Bańka mydlana rosła z każdym tygodniem, żeby pęknąć wraz z pierwszym meczem. W tym meczu Allen grał bardzo krótko i nie pokazał nawet namiastki tego do czego nas przyzwyczaił. Szybkie zwody, wejścia pod kosz między wielkich jak dęby centrów to była jego wizytówka. W NBA Iverson był nieustraszony, natomiast grając dla 3’s Company ze starego Iversona nie zobaczyliśmy nawet promila. Stary dobry Allen wrócił natomiast w poza boiskowym aspekcie. Kiedy liga BIG3 zawitała do Philadelphii mecz 3’s Company wyczekiwany był jak niegdyś walka Mike Tysona z Evanderem Holyfildem wśród fanów boksu. Iverson w Philadelphii zawsze witany był z dużym entuzjazmem, ba witano go niczym Boga. Tego wieczoru jednak coś się odmieniło. Iverson (ponoć chory) nie wyszedł na boisko w tym meczu nawet na poł minuty. Wypełniona po brzegi hala przyszła po to aby znowu zobaczyć Answera biegającego po parkiecie z piłką do koszykówki w mieście, z którym łączy go tak wiele. Ten jednak ograniczył się do kurtuazyjnego pomachania w kierunku publiczności, dzięki czemu nagrodzony został pospolitym buczeniem. O ile słabą grę można mu śmiało wybaczyć, bo moim zdaniem ten człowiek na boisku do koszykówki nie musi już absolutnie nic udowadniać, tak nie można przejść obojętnie obok faktu, że nie postawił nogi na parkiecie w mieście, które go kocha i któremu wiele zawdzięcza. Kolejnym razem zobaczyliśmy już Iversona rodem ze słynnej konferencji pod tytułem „we talkin bout practice??”. Kolejny weekend, kolejne mecze, tym razem w Dallas, a twarz ligi i jej najbardziej rozpoznawalny zawodnik, magnes na publiczność – Allen Iverson – jest w Chicago, w… kasynie!! Czy będzie kolejna odsłona słynnej konferencji tym razem pod tytułem „we talkin bout BIG3 league”??? W mojej ocenie takim zachowaniem Iverson stracił bardzo wiele, na co pracował większość swojej kariery. Nie wiem czy uda mu się wyjść z twarzą z tej sytuacji. Nic dodać nic ująć – smutny koniec wielkich nadziei.
Świetny artykuł z którym się mocno zgadzam. Zawsze wiedziałem że chcę zobaczyć jego grę na żywo i nie żałuję że 11 temu udało mi się tego dokonać. Wiedziałem już wtedy jaki z niego samolub i z każdym kolejnym rokiem gdzie docierały do mnie filmiki jak dla swoich fanów na specjalnie organizowanych spotkaniach nie poświęcał więcej niż kilku sekund. Pomyślałem sobie autentycznie, lubię go, zawsze tak będzie ale nigdy nie będę taki (sory za bezpośredniość: frajerem, żeby jechać nawet nie na mecz, tylko po to żeby zamiast foty i podpisu otrzymał 2 machnięcia ręką bo na trzecie już nie miał motywacji.
Szczerze to ja go dobrze rozumiem i nie dziwil mnie nigdy jego egoizm i lekka ignorancja wzgledem fanow. Raczej wymuszal na sobie te sympatyczne gesty do fanow. Prawa jest taka ze kazdy robi wszystko dla siebie. Kiedys gralem, skakalem wzwyz i zawsze mialem w dupie osoby ktorym sie podobalo to co ja robie, mialem nawet fanow, mialem osoby ktore mnie dopingowaly jednak nie potrafilem sie zmienic i nie miec ich wszystkich w dupie. Robilem zawsze wszystko wylacznie dla siebie. Dla wlasnych odczuć, uczuć i satysfakcji wlasnej. Wrecz doping glosny po imieniu mi przeszkadzal. Wolalem zawsze cisze. Wolalem srodowiska gdzie mnie nikt nie zna. Wolalem anonimowe bycie dobrym i spelnianie sie bez zbytniego halasu.
Tylko że On nie robi tego za darmochę. Jak świecisz ryjem żeby zyskać fanów i Oni płacą za to, za tą kasę żyjesz, to trochę nie teges. Jakbyś poszedł na Nolana a tam jakaś kicha bo On ma w d… fanów i nie zamierza nic dla nich robić poza braniem siana to to było by w porządku i śmigałbyś z bananem na twarzy na następne filmy?
Mysle, ze AI byl zawsze w porzadku do fanow, a trzeba tez pamietac, ze nie zadowolisz kazdego, nie rozdasz milionow autografow i usciskow reki kazdego dnia. Kazdy ma swoje granice i po tylu latach to zrozumiale. Ajverson byles w Koln, pamietasz jak zachowal sie Bill Russell… Ja zdecydiwanie wole jedynie usmiech i pomachanie Iversona, niz zachowanie BR.
Natomiast BIG3 to juz wielka wtopa. Najpierw AI mial grac i wrzucal foty jak cwiczy rzuty na sali, potem okazalo sie, ze nie jest fizycznie w stanie wiec ograniczyl sie do roli trenera. Po czym opuszcza mecz bez zapowiedzi. Nie wiem jakie byly przyczyny, ale nalezalo o tym poinformowac i potem siedziec cicho. Kazdy moze sie wyjsc zabawic do kasyna, ale po takiej aferze osoba pokroju Iversona powinna wiedziec, ze trzeba siedziec w domu. Nie pokazywac sie nigdzie, a juz na pewno nie w kasynie. Niepowazne zachowanie i tu rzeczywiscie czuc niesmak.
hehe NN odrzucił ofertę kontraktu na 17,5mln za sezon ;) może i dobrze że dostaliśmy za niego czapkę gruszek i tak byśmy go pewno nie podpisali :)
też o tym czytałem.
Jeśli Noel faktycznie uważa, że jest warty więcej niż 17,5mln $ za sezon, to gość żyje w wyimaginowanym przez siebie świecie… Swoją drogą przykład Noela coraz bardziej pokazuje, że jeśli gość jest utalentowany, posiada umiejętności cenne dla zespołu, to jego charakter i tak może wszystko przekreślić. Ot, taka przestroga. Oby Embiid, Simmons, czy Fultz mieli lepiej poukładane w głowie.
AI nie pierwszy raz wystawił swoich fanów do wiatru. Pamiętam jak już po zakończeniu kariery zorganizował training camp dla dzieciaków i potem ani razu się na nim nie pojawił, choć miał być jego głównym prowadzącym… Brak respektowania kalendarza to był (i najwyraźniej dalej jest) jeden z jego grzechów głównych, przez który jego historia skończyła się tak smutno. Drugim był alkoholizm. Oby z tym lepiej mu szło niż z terminowością. Choć to zwykle jest powiązane więc skoro dalej nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań… :(
McAdoo na dwustronnej umowie w Philly
McAdoo to ziomek np. Drummonda czy Beal’a z drużyn juniorskich team America:)
Fultz w 100% zdrowy.
Simmons dopuszczony do treningów 5on5.
Niestety JoJo nie:(