Philly Cheesesteak of the Week
Reżyser Jonathan Demme miał już piosenkę na zakończenie swojego kręconego właśnie filmu „Philadelphia”. Potrzebował jeszcze jakiegoś utworu na sam początek. Wybrał numer do Bruce’a Springsteena, którego znał od 1985 roku, i zapytał: „Hej Bruce. Potrzebuje rockowej piosenki do mojego filmu. Ale takiej, żeby ją grali non stop w galeriach handlowych. Da radę?”.
„Philadelphia” to jeden z najbardziej ikonicznych filmów w historii kinematografii. Oscarowa rola Toma Hanksa, który gra umierającego na AIDS prawnika – geja, to kamień milowy w budowaniu świadomości na temat tej choroby. Demme wysłał kilka początkowych scen Bruce’owi, a ten po ich obejrzeniu bez chwili zawahania zabrał się do roboty.
Springsteen miał na podorędziu tekst, który napisał po śmierci swojego przyjaciela. W swoim prywatnym studiu w Kalifornii nagrał beat i wysłał bez przekonania demo do Demme’a zaznaczając, że to tylko „surowa wersja, której nie należy brać za finalną”. Jednak reżyser był zachwycony („Jak demo się skończyło, to szlochałem z żoną pół wieczoru”) i niedługo potem Springsteen nagrał ostateczną wersję, a w 1994 ukazała się ona w formie oficjalnego singla.
Piosenka okazała się światowym hitem. Zgarnęła Oscara, Złoty Glob, MTV Video Music Award i 4 Grammy. Teledysk oczywiście kręcono w Filadelfii. Piosenkarz przechadza się tam m.in. przez Rittenhouse Square, wzdłuż rzeki Delaware z mostem Benjamina Franklina w tle, czy przez mniej reprezentatywne dzielnice. „Skutkiem ubocznym” filmu i samej piosenki była niezła reklama samego miasta poza USA. Do dziś wiele osób słysząc charakterystyczną melancholijną melodię „Streets of Philadelphia” przenosi się w wyobraźni na ulicę Miasta Braterskiej Miłości.
Bardzo lubię tę piosenkę. Przywraca mi ona wiarę w dobro in general. A to właśnie słowo „wiara” jest dla mnie sponsorem tego, co w ostatnim tygodniu działo się wokół naszej drużyny.
Jak zawsze szum pod koniec trade deadline był duży. Nazwiska latały na prawi i lewo, a Kyle Lowry już prawie podpisywał kontrakt z Sixers. Skończyło się na sprowadzeniu Georga Hilla (+ Brazdeikis) kosztem Bradleya (trochę szkoda). Co mnie jednak zaskoczyło to termopilska obrona przed oddaniem Thybulle’a. I generalnie podejście Moreya pt. „nic na siłę”. Moim zdaniem tą postawą klub wysłał sygnał w świat i swoim zawodnikom, że wierzy iż tym składem mogą zdobyć mistrza. Także ten trade deadline jest dużym zwycięstwem pod kątem psychologiczno – motywacyjnym. Doc zapytany po meczu z Warriors o zbliżające się zamknięcie okienka transferowego:
Jako grupa wygraliśmy 9 z ostatnich 10 meczów, chłopaki grają bardzo dobrą koszykówkę. Także nie ma potrzeby o tym mówić.
Hill to upgrade na jedynce, szczególnie pod kątem play – off. Jak lubię Maxeya, to PO nie będzie jeszcze w tym sezonie miejscem dla niego. Nowy nabytek jeszcze nie zadebiutował, ale na szczęście nasza ekipa nie ma się czego wstydzić swoją grą w ostatnim tygodniu. Eleganckie 2-1 i dalsza bardzo dobra gra pod nieobecność Embiida.
.@tobias31 pic.twitter.com/OkLmOHbUg1
— Daryl Morey 🗽🏀 (@dmorey) March 28, 2021
Harris dalej jest w ogniu, podpalił się się też w ostatnich meczach (prawie handlowany) Danny Green (8 trójeczek z Lakers proszę ja ciebie). Nostalgiczna łezka zakręciła mi się w oku patrząc na masowanko Harella z Howardem i jak Dwight wyleciał z parkietu. Można się zrzynać, że „osłabił zespół w trakcie meczu”, ale ja tu widzę małe nawiązanie do kwintesencji gry prosto z lat 90-tych, tej niewidocznej dla oka kamery. Toughness – jeden z najbardziej istotnych czynników wpływających na budowanie jedności w drużynie. Brakuje mi tego w obecnej ciapającej-za-3 NBA.
Passa sześciu wygranych zakończyła się na Clippers, ale nasi za grę w tym meczu nie muszą się wstydzić. Mamy świetne 32-14, następny tydzień to Nuggets, ale i Cavs + Wolves, więc jest szansa utrzymać się dalej na pierwszym miejscu na Wschodzie. Dodanie przez Nets LaMarcusa i Blake’a uważam za dobry ruch na naszą korzyść. A PJ Tucker w Bucks to też nie jakiś wielki game changer. Grajmy dalej swoje, szlifujmy zagrywki i formę na play – off, a wierzę, że będzie dobrze.
Także co powiecie na perspektywę zimnego piwka, słuchając „Streets of Philadelphia”, po wygraniu mistrza przez Sixers?
Uwielbiam tą piosenkę, chyba nie ma osoby, która jej nie lubi! Ale po wygraniu mistrza poleci „We’re The Champions” Queen, sorry ;-)
Też lubię tą piosenkę ale po wygranej będzie gralo stomp your feet, move your body… :))