Philly Cheesesteak of the Week
William „Billy” Penn to w historii Filadelfii najważniejsza postać. Jest to nie tylko założyciel miasta, ale całej kolonii Pensylwania. Do jego osiągnięć i fascynującego życia jeszcze nie raz wrócę w moich felietonach. Co nas dziś interesuje to fakt, że jego pomnik stanął na wieży miejscowego ratusza.
A sam ratusz w Filadelfii to nie byle co. Ukończony został w 1901 roku i do 1908 był to najwyższy budynek na świecie. Do dziś liczący sobie 167 metrów wysokości obiekt jest największym wolno stojącym murowanym budynkiem na Ziemi. I to właśnie wieżę tego ratusza wieńczy postać Williama Penna.
Do 1987 roku istniała niepisana „dżentelmeńska umowa”, że żaden budynek w mieście nie będzie większy od ratusza. Jednak w końcu odpowiednia miejska komisja „pękła” i w tymże roku dobiegła końca budowa drapacza chmur One Liberty Place, który wystrzelił w górę na 288 metrów. I tak się akurat złożyło, że od tego momentu przez ponad następne 20 lat żadna z miejskich drużyn nie wygrała mistrzostwa w jednej z tzw. major leagues (futbol amerykański, koszykówka, hokej, baseball). Już w trakcie tej degrengolady szybko znaleziono „winnego”. Była to klątwa Billiego Penna – kara za postawienie budynku wyższego, niż statua założyciela miasta na wieży ratusza.
Mijały lata, a żadna drużyna z Philly nie potrafiła nic wygrać (choć nie raz było blisko, np. nasi Sixers w finałach 2001). Toteż kiedy w 2007 roku ukończono 297 – metrowy drapacz chmur Comcast Center, robotnicy umieścili na jego szczycie niewielką figurę Penna. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w 2008 roku Phillies wygrywają baseballowego mistrza. Co tylko utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że z tą klątwa było coś na rzeczy. A jak w 2017 roku Philadelphia Eagles wygrali Super Bowl, to już w ogóle wszyscy zaczęli brać klątwę za pewnik.
6 years later, still living rent free in their heads…. YES I WOKE UP AND CHOSE VIOLENCE
— Joel “Troel” Embiid (@JoelEmbiid) January 10, 2021
THEY HATE THE PROCESS
— Joel “Troel” Embiid (@JoelEmbiid) January 10, 2021
Co to był za tydzień w wykonaniu naszej drużyny. Wchodziliśmy w niego z najlepszym bilansem w NBA i najlepszą obroną (biorąc pod uwagę ilość punktów zdobytych przez rywala na sto posiadań). A wychodzimy z trzema porażkami, które bez wazeliny zwalam na koronawirusa.
Podczas meczu z Nets już wszystkim w głowie siedziało, że mogą być zarażeni. Każdy z nas o przystępnej porze mógł obejrzeć na żywo nowy remake „Siedmiu wspaniałych” w starciu z Nuggets. Ten mecz nie powinien się odbyć. Dzień później odwołano Heat – Celtics bez mrugnięcia okiem, co wywołało „lekki” bulwers u Joela.
Dalej martwi mnie postawa strzelecka Greena. W meczach z Nuggets i Hawks spudłował 22 z 26 rzutów… . Jego dobrej gry i skuteczności drużyna będzie potrzebować jak tlenu, bo grafik w nadchodzącym tygodniu trudny i napięty jak gumka w majtach. Ciężko będzie dopisywać kreski w kolumnie zwycięstw, kiedy połowa składu to środkowi, albo debiutanci. A co do debiutantów to, mein Gott, me oczy płakały złotem ze szczęścia patrząc na grę Maxeya. Co za energia i taki pozytywny tumiwisizm w stylu „No to jadę z tym koksem!”. Dakota Mathias i Isaiah Joe pokazali natomiast zadatki na świetnych shooterów, zatem jest nadzieja w narodzie.
Przed naszą drużyną ciężki i wymagający okres. Liga nie pomaga sprzedając klubowi klapsa wartego 25 000$ za rzekome „ukrywanie” Bena Simmonsa przed meczem z Nuggets. Nic dziwnego, że Embiid wietrzy spisek NBA wobec Sixers – czyżby po zniknięciu klątwy Billiego Penna nad Sixers zawisła nowa – klątwa The Process? Jakkolwiek by tego nie interpretować to duch Sama Hinkie wciąż unosi się nad naszym klubem.