Damien Wilkins wie, czego chce
Damien Wilkins może nie zadziwia spektakularnymi akcjami, a jego statystyki delikatnie mówiąc nie powalają. Mimo to zawodnik jest bardzo zadowolony z czasu spędzonego z Sixers. Dlaczego? Wilkins ma konkretne plany na to, co chce robić po zakończeniu kariery zawodniczej. Wielką gwiazdą nie jest i nigdy nie będzie, więc nie pójdzie w ich ślady przepuszczając na emerytuze całą fortunę w kasynach albo na podejrzanych inwestycjach. Chodzi o coś innego. Wilkins chce zostać trenerem NBA. Wie to nie od dziś i nie od dziś się do tego przygotowuje, a w Philadelphii ma na to świetną okazję. Zazwyczaj siedzi zaraz obok trenera Collinsa, gdzie powinni znaleźć się kluczowi zmiennicy. Słucha, obserwuje, pyta, czasem nawet coś zasugeruje, bo Doug Collins mu na to pozwala. Inni zawodnicy już dla żartów zwracają się do Wilkensa „trenerze”.
„Nie jestem jednym z tych gości, co siedzą na ławce i później tylko odbierają czek. Czułbym, że kogoś oszukuję. Nie jestem takim człowiekiem. Jeżeli nie jestem zaangażowany w żaden sposób w mecz i nikt mnie o to nie prosi, nie móglbym po prostu wrócić do domu, do żony i dzieci i wykorzystywać mój dyplom do czegoś innego. Ja kocham tą grę, kocham być w niej, mieć dookoła kolegów z boiska, pomagać im jak tylko potrafię. Ale co ważniejsze, kocham grać. To jest moja gra. (…) Już teraz postrzegam ten sport inaczej, bo czym mniej grasz, tym więcej obserwujesz (…) Chcę być trenerem w NBA. Mógłbym też w college’u, ale tam jedynie z trenerem mialem doczynienia jako jego podopieczny. A trenowanie w NBA naprawdę bym pokochał. Trener w NBA musi być cierpliwy, ponieważ ma do czynienia z wieloma talentami, zmaga się z ego zawodników, a nawet takimi graczami którzy uważają, że są ważniejsi niż zespół, czy w ogóle ważniejsi niż cała gra. To wyzwanie na wielu poziomach. Dlatego wolałbym trenować w NBA, gra jest bardziej inteligentna, a dookoła ciebie są najlepsi z najlepszych”.