Hawks – Sixers 92:113
Philadelphia 76ers pokonała u siebie Hawks z Atlanty 113:92. Mecz w pierwszej połowie był wyrównany, jednak Sixers odjechali przeciwnikom w trzeciej kwarcie na 18 punktów, co okazało się być nie do odrobienia. Szóstki zaprezentowały się dziś całkiem nieźle w defensywie, o czym świadczy m.in. wygrana na tablicach 64:47.
Relacja live:
Q1: Mecze z Hawks dla mnie w tym sezonie będą szczególnie ciekawe z powodu obecności w ekipie z Atlanty mojego idola – Vince’a Cartera. 41-latek wykonuje windmille na rozgrzewce bez wysiłku, kosmos. Ale wróćmy do meczu! Od początku mamy problem ze stratami (ech, te stare demony). Len szybko łapie 2 faule na Embiidzie, brawo Joel! Jednak nie tylko tracimy piłkę, ale też pudłujemy na potęgę… 4/13, c’mon! Pobudka! 16:8 prowadzą Hawks, ale powoli gonimy. Polecam obejrzeć dobitkę Plumlee po rzucie Lina, MISTRZOSTWO. Bardzo ładnie bronią w tej kwarcie RoCo i Embiid. W końcu wyróżnienia za zeszły sezon zobowiązują, nie? Cała drużyna defensywnie wygląda dobrze, ale gramy z drużyną o dużo mniejszych możliwościach, więc nie maco się podpalać, bo z przodu strasznie pudłujemy. 2/12 za trzy w tej kwarcie. Dlaczego tak dużo prób? Ponieważ Hawks robią tłum w trumnie, świetnie nas czytają. Fultz odpuszczany, gdy nie znajduje się pod koszem, a kryjący go obrońca błyskawicznie ucieka na podwojenie Embiida. Efekt? Markelle i tak nie trafia, 3/8 w pierwszej kwarcie. Trochę poczekamy jeszcze na tego chłopaka. Dobrze, że chociaż nie boi się rzucać! 25:20 dla Hawks.
Q2: Świetnie gra w tej połowie Mike Muscala. 3/3 z gry, 2/2 za trzy, 5 zbiórek – tyle w 8 minut na półmetku drugiej kwarty. Fultz natomiast jest strasznie zagubiony. Jego zagrania dają wrażenie, jakby grał z kolegami po raz pierwszy w życiu. Kolejną wartą uwagi postacią jest Landry Shamet – już chciałem ponarzekać na jego nieskuteczność (0/2 zza łuku), gdy w ciągu minuty trafił dwa trudne rzuty i zdobył 5 punktów! Brawo młody, oby tak dalej. Pozwalamy Hawks dyktować warunki w tym meczu, to nie może tak wyglądać… Po trójce Covingtona w końcu wychodzimy na prowadzenie i zaczyna się wyrównana gra. Kwarta kończy się remisem 47:47. Obie ekipy na fatalnej skuteczności z gry – 33% do 40% dla Hawks. Najgorzej wyglądamy chyba wtedy, gdy sparowani są Embiid i Fultz – jeden zagubiony na boisku gwiazdor wystarczy! Sarić niestety też słabo, 0/7 z gry. Lloyd Pierce wie o nas bardzo dużo i to widać, w końcu pięć lat był asystentem Browna. Twarde warunki stawiają Hawks.
Q3: Kwartę zaczynamy od popisu Simmonsa – 5 punktów! Uciekamy Jastrzębiom. Gra zaczyna się kleić, bo nawet Sarić w końcu trafia w kontrze! W następnej akcji Dario przechwytuje piłkę, która trafia do Redicka i oddalamy się na 12 punktów! Okrutni się robimy, tak powinno to wyglądać od początku. 31:13 dla nas w tej kwarcie, zmiażdżyliśmy przeciwników. Świetnie układała się gra, gdy do pierwszej piątki wskoczył J. J. Redick. Simmons gra lepiej z minuty na minutę, trafia prawie wszystko, w tym 5/5 z linii rzutów wolnych! Fultz po powrocie na boisko nadal odpuszczany, więc… Karze Hawks zza łuku! W tej kwarcie wychodziło nam prawie wszystko, brawo! 78:60 dla Sixers.
Q4: Ta kwarta to już tylko formalność, więc na ławce pozostaje Ben Simmons, który zrobił swoje! Idziemy cios za cios z przeciwnikami, bo możemy sobie na to pozwolić. Fultz natomiast pokazuje, że jego największa słabość jest też jego największą zaletą – chłopak jest nieprzewidywalny. Koszmarne zagrania przeplata małymi dziełami sztuki. Możemy z niego mieć wielką uciechę, ale może być też graczem w stylu Michaela Beasley – wielki talent objawiający się co jakiś czas. Ale wróćmy do gry. Embiid wciąż jest boleśnie podwajany przez defensywę Hawks, dobrze sobie z nim radzą. Nawet taki potwór jak JoJo staje się bezsilny przy dwójce obrońców, ale daje to miejsce dla Muscali, Redicka czy nawet Fultza. Simmons wraca do gry, a mecz zamienia się w tej kwarcie w festiwal ofensywy na miarę dzisiejszej NBA. Wchodzi Bolden i od razu zdobywa spod kosza swoje pierwsze w karierze punkty! Na boisku za Simmonsa melduje się McConnell – po raz pierwszy dziś! Do tego Furkan Korkmaz, co oznacza, że każdy dostępny gracz zaliczy dziś występ. Mecz kończy się wynikiem 113:92.
Za dzisiejszy mecz wyróżnić należy przede wszystkim Bena Simmonsa, który rozegrał perfekcyjne spotkanie potwierdzone przez statystyki – 21 punktów (73% FG, 5/5 FT), 12 zbiórek, 9 asyst i blok w 27 minut. Australijczyk był jedynym graczem Sixers, który zdobył więcej punktów niż Markelle Fultz (16 pts, 4 reb, 7 ast w 25 minut; 55% 2PT, 20% 3PT), którego linijka statystyczna może i robi wrażenie, ale jego występ najlepiej podsumowuje inna statystyka – wygraliśmy różnicą 21 punktów, a grający 25 minut Bambi zaliczył -2 we wskaźniku +/. Ze starterów z niezłej strony, głównie defensywnie, pokazał się Robert Covington, autor 11 punktów (33% FG), 6 zbiórek, asysty, tzrech przechwytów i dwóch bloków. Joel Embiid był cały mecz podwajany, przez co w ciągu trzydziestu minut zdobył jedynie 10 punktów na skuteczości 33%, do których dołożył 6 zbiórek i 6 asyst oraz dwa bloki. Dario Sarić natomiast zebrał 9 piłek i zagrał na fatalnej skuteczności 11%, co przełożyło się na 4 zdobyte punkty.
Duże wsparcie z ławki dała trójka Muscala-Redick-Shamet. Mike w 19 minut rzucił 14 punktów (4/6 zza łuku) i zebrał 5 piłek, J. J. w trakcie 25 minut zdobył 14 punktów (27% FG), 8 zbiórek, 3 asysty i dwa przechwyty, a Landry dołożył od siebie 13 punktów na skuteczności 50%.
Po dzisiejszym meczu Brett Brown musi przede wszystkim zastanowić się, czy parowanie Fultza z Embiidem i Simmonsem jest w istocie dobrym pomysłem. Dziś to połączenie sprawiało, że Embiid został całkowicie wyłączony z gry, co w meczach w silniejszymi przeciwnikami może mieć bardzo poważne konsekwencje.