Kultura korozji w klubie Sixers

Prawie nigdy na Sixers.pl nie tłumaczymy całych artykułów z zagranicznych portali, ale tekst Boba Cooneya z Philly.com jest tak trafny, że warto przeczytać go w całości.

W klubie 76ers mamy poważny konflikt. Nie chodzi o konflikt pomiędzy kierownictwem i trenerem, trenerem i graczami, albo pomiędzy dwoma graczami. Nie, największy konflikt obserwujemy teraz w aspekcie kulturowym. To walka pomiędzy kulturą, jakiej trener chce dla swojej młodej drużyny i dla rozwoju zawodników, a toksyczną kulturą jaką kierownictwo klubu zagwarantowało dla składu, który w większości nie należy nawet do NBA.

Plan jest znany, nikt tego nie ukrywa. Przegrywamy teraz, zbieramy zawodników z draftu. Zbieramy drugorundowe wybory draftu, które wykorzystamy w przyszłości. Przyszłości, którą Sam Hinkie widzi w różowych kolorach wraz z przyjściem takich zawodników jak Joel Embiid, Dario Saric i ktokolwiek inny, kogo wybierze się w następnych draftach.

W międzyczasie trener Brown odpowiedzialny jest za trzymanie w kupie nielicznych klasowych zawodników, których posiada: Michaela Cartera-Williamsa, Nerlensa Noela, Tony’ego Wrotena, K.J. McDanielsa, których ma przekonać, skupić na budowaniu kultury wygrywania w przyszłości.

Pytanie brzmi: Jak to zrobić, kiedy utknąłeś w czymś, co można nazwać najgorszą środowiskową porażką w historii sportów zawodowych?

Mieliśmy już wyrównany rekord 26 porażek z rzędu w zeszłym sezonie. Teraz na początek nowego sezonu mamy 12 porażek i liczymy dalej. Ta drużyna wygrała 4 z ostatnich 48 spotkań. Nerlens Noel nigdy nie wygrał jako zawodowiec. Rekord porażek w NBA jest w tym sezonie poważnie zagrożony.

Od wielu cierpliwych kibiców słyszałem: „Jakie znaczenie mają teraz te wszystkie porażki? To część planu. Jeśli to gwarantuje nam wysokie wybory w drafcie, jakie to ma znaczenie?”

To znaczy wszystko. Moze nawet więcej.

Kiedy przekreślamy dwa, może nawet trzy sezony, jest to bardzo bolesne doświadczenie powodujące utratę energii dla kogoś, kto siedzi w samym środku takiego koszmaru.

Brett Brown & Sam HinkieSymptomy widzimy już teraz. Noel po prostu zagubił się w tym wszystkim już dzisiaj, nie wiedząc nawet jak jego gra pasuje do tej ligi. Z każdą porażką jego pewność siebie jest pogrzebana jeszcze bardziej, tak jak bak samochodu jest coraz bardziej pusty podczas jazdy. Bardzo dobry występ indywidualny mógłby to nieco poprawić, ale takiego występu nie widać na razie na horyzoncie. Zwyciestwo zdecydowanie poprawiłoby morale, ale realistycznie mówiąc nie będzie go conajmniej przez… hmmm… no właśnie?

Carter-Williams, w swojej pierwszej grze po powrocie z przerwy spowodowanej operacją, wyraźnie pokazał poziom swojego zażenowania. To było podczas 53-punktowej porażki z Dallas. Niezależnie jak dużo ma problemów ze swoim rzutem czy stratami, ma jeszcze większe problemy z ukrywaniem swojej frustracji. Przynamniej przez 2/3 swojego debiutanckiego sezonu był otaczany przez rozpoznawalne talenty NBA. Kiedy grał bezpośrednio z obrońcą i musiał podać, mógł znaleźć Thaddeusa Younga, który solidnie kończył akcje, albo niezłego strzelca Spencera Hawesa. A teraz? Większość jego podań ląduje w rękach zawodników, których po tym sezonie nie bedzie już w lidze.

Wcześniej w tym tygodniu podczas spotkania z San Antonio widzieliśmy model drużyny, którą Sixers chcą się stać. Kiedy Tim Duncan wraca do gry po przerwie, celowo biegnie do stolika sędziowskeigo. Kiedy jest na ławce i mamy przerwę, jest pierwszy do przybicia wszystkim piątki. Zawodnicy zawsze wylewają z siebie ostatnie poty, by udowodnic coś tym na ławce. Tony Parker i Manu Ginobili zawsze zbierają wokół siebie najmłodszych, aby pokazać im kulturę Spurs. Nie ma opuszczania głowy, kwestionowania decyzji, niezgody w drużynie. Jest za to wspólny cel, na czele którego stoją przyszli czlonkowie Galerii Sławy, którzy nie musza się wstydzic niczym, co robi ich klub. Pewnie, że osiagnęli oszałamiajacy sukces. Ale nie tylko z powodu własnego talentu. A ich sukces trwa już tak długo, głównie dlatego, że oni wiedzą, jak stworzyć kulturę wygrywania.

„Oni sa podsumowaniem tezy, jak ta kultura działa, kiedy zawodnicy czują, że są częścią czegoś większego niż oni sami, kiedy ufają sobie wzajemnie i wiedzą, że wszyscy na siebie mogą liczyć” – powiedział Brett Brown o swojej byłej drużynie.

Nerlens Noel w swoim debiucieA czy Carter-Williams, Noel i inni czują coś dobrego o kulturze, jaka teraz jest w ich drużynie? Dzień za dniem postawieni są naprzeciw kolosalnym porażkom, często w fatalnym stylu. Stale dostają te same trudne pytania od mediów, treningi są coraz bardziej zwyczajne, a wyciągnięte wnioski coraz bardziej błahe, dopóki nie będzie ostatecznej nagrody – pierwszego zwycięstwa. Ale nawet potem, przed kolejną bolesną serią porażek, będzie już wiadomo, że bezsilność jaka napewno znowu ich spotka, będzie jeszcze cięższa do przełknięcia. Prawdopodobnie najciekawsze w tym sezonie będzie to, w jaki sposób Brown będzie próbował przekonać swoich zawodnikow do tego, by dalej ciężko pracowali i pozostawali pozytywnie nastawieni, ignorując przegrane.

Nawet od niego nie można oczekiwać, że bedzie to robił kolejny rok, chociaż to jedna z nielicznych osób w tym biznesie, u których widać pozytywne nastawienie. Symptomy tego, że mu się nie uda, zaczynają być widoczne już teraz.

Po środowej porażce z Bostonem, Brown powiedział: „Musimy dalej utrzymywać naszych zawodników w wierze, że jeśli nie przestaną się starać, jeśli będą wychodzić na parkiet i inwestować w nasz zespół, wtedy będziemy mieli szansę na wyrwanie kilku zwycięstw, że będziemy w stanie trzymać się razem i dalej rozwijać”.

Brown zna kulturę wygrywania. To część jego DNA po 12 latach spędzonych z San Antonio na zdobywaniu tytułów. Zna wszystkie elementy, które muszą być obecne. Problemem jest to, że tych elementów nie ma w jego nowym domu.

Hinkie zbudował skład, który nie może grać jak równy z równym z nikim w lidze, więc jego dwa okręty flagowe – MCW i Noel – muszą przyzwyczaić się do smaku porażek. Czy to dobra rzecz? Pomyśl o sobie, jakbyś sam musiał mieć takie nastawienie dzień w dzień przez dwa całe sezony, może i więcej. Czy ta dwójka naprawdę może wyciągnąć jakieś pozytywy z tego sezonu? Czy ich rozwój będzie szedł do przodu, czy może wstecz po kolejnych niepowodzeniach?

„Dajcie im czas. To część planu” – powtarzają niektórzy fani.

Tylko kibice Sixers, którzy patrzą na inne prospekty w dalekiej przyszłości, mogą być tak cierpliwi.

3 myśli na temat “Kultura korozji w klubie Sixers

  • 22 listopada 2014 o 20:16
    Permalink

    Dokładnie, prawda jest taka, że Hinkie przegiął pałę. Czy zatrudnienie na ten sezon 2 niezłych weteranów coś by w sumie zmieniło w celu na ten sezon? Absolutnie nic. Ale zmieniło by 2 rzeczy. Pierwsza to obecność w drużynie mentorów, gości co już tę ligę znają na wylot, mogliby tym dzieciakom pare rzeczy opowiedzieć i poustawiać ich w kluczowych momentach na boisku, druga, to po prostu bycie konkurencyjną drużyną chociaż wobec samego dołu tabeli. Na dzień dzisiejszy Philly i tak jest niżej o dwa poziomy od takich Bucks. Jak debil łudziłem się, że może uda się wyrwać pierwsze zwycięstwo z Celtics, ale w trakcie oglądania meczu uświadomiłem sobie o jakim absurdzie ja myślałem. Już rok temu ten skład na początek sezonu był słaby, sami wiemy jak się sezon skończył, a nie zapominajmy, że wtedy były obecne nazwiska takie jak Hawes, Turner czy Thad. Dzisiaj nikt poza MCW, Noelem, McDanielsem i Wrotenem nie nadaje się do tej ligi. Szczerze to analizowałem kalendarz i nie widzę żadnej okazji do zwycięstwa w tym roku kalendarzowym. Czy te młode chłopaki w ogóle nauczą się czegoś w tym sezonie z takim składem i morale sięgającymi dna? Śmiem wątpić…

    Odpowiedz
  • 22 listopada 2014 o 20:34
    Permalink

    Dokładnie – ktoś zapomniał co jest esencją sportu i tym co go nakręca – to jest rywalizacja. W obecnym sezonie trudno mówić o rywalizacji. Można przegrywać mecze, ktoś zawsze będzie tym najsłabszym, ale nie znaczy to, że nie będzie w stanie nawiązać rywalizacji. My takiej rywalizacji nie nawiązujemy. Oglądając mecze mam wrażenie, że zawodnicy wychodzą tylko po to by przeprowadzić drużynę przez cztery 12-minutowe kwarty i zakończyń mecz nie przejmując się wynikiem, gdyż nie wymaga się od nich wygrywania. Jeżeli się od nich tego nie wymaga to o czym my tu mówimy??? Jak można oczekiwać od zawodnika sixers, że ten będzie zmotywowany i bedzie chciał się rozwijać jak i tak nikt w tym zespole nie stawia na wygrywanie (zawodnicy wyjdą, pobiegają, „pograją w basket” a i tak zainkasują miliony). To są zawodowcy, zaróno zawodnicy jak i włodarze i od jednych i od drugich należy wymagać chociaż minimum, a to co teraz obserwujemy to jest duuużo poniżej tego.

    Odpowiedz

Skomentuj Miko Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *