Mecz 3: Hawks – Sixers 111:127
Mecz numer trzy, tym razem w Atlancie. Obie ekipy rozpoczęły bez zmian pierwszego garnituru, w stosunku do poprzednich pojedynków. Już po trzech minutach gry, parkiet z grymasem na twarzy musiał opuścić jednak Dany Green. Jego miejsce zajął Thybulle, który świetnie wszedł w mecz, dwa przechwyty, cztery punkty i uprzykrzanie życia liderowi rywali. Gramy twardo w obronie, Embiid nie pozwala już tak łatwo na alley-oop do Capeli, ale wynik i tak jest na styku.
Moi drodzy, nasza ławka żyje od początku! Do Matisse’a dołączył Furkan najpierw trafiając spod kosza, a później dając się sfaulować przy próbie rzutu za trzy i trafiając zza łuku w następnej akcji. Doc szybko do boju posyła też Milton’a i Hill’a, impuls rezerwowych pozwala odskoczyć na 7 oczek i trener gospodarzy prosi o czas na rozmowę. Po przerwie show Turka rozwścieczonego porażką swoich rodaków, z ludźmi Gallinari’ego, jednak ciągle trwa! Kolejny raz za trzy, tak jakby chciał przyćmić trójkę przyjętą w Rzymie ;) Klimatu z Anatolii trochę nie poczuł Hill, który zaliczył dwie proste straty i nie trafił dwóch osobistych, ale nawet pomimo tego na koniec kwarty prowadzimy 20:28.
Na początku drugiej ćwiartki dobrą dyspozycję kontynuują rezerwowi, wspierani Harris’em. Tobias wygląda zresztą na nieomylnego, trafia nawet w gąszczu rywali. Problemem w dalszej części spotkania mogą okazać się faule na Young’u, Thybulle musiał jeszcze przed przerwą usiąść z powodu trzech przewinień, a Green nie wrócił na razie do gry. Do szatni schodzimy z prowadzeniem 56:61.
Po powrocie na boisko wrzucamy wyższy bieg i odskakujemy na 14 punktów. Gramy bardzo twardo w obronie, gospodarze w zasadzie trafiają wyłącznie z linii rzutów wolnych, podczas gdy po drugiej stronie boiska karzemy ich w pomalowanym. Ta część spotkania zdecydowanie należała do Simmons’a który co chwilę agresywnie atakował kosz rywali, z czasem nawet wstrzelił się na linii. W obronie za to zatrzymał gwiazdę rywali. Żeby nie było tak dobrze, to w końcówce kwarty zobaczyliśmy Green’a już przebranego i z usztywnioną nogą, co niestety nie wróży dobrze.
Ostatnie 12 minut meczu zaczynaliśmy z wynikiem 75:95. Ledwie 19 punktów trafionych przez Hawks w trzeciej kwarcie trochę zniechęciło ich do gry w basket. W jednej z pierwszych akcji jednak kibicom Sixers znowu mogło podnieść się ciśnienie. Upadając po wejściu pod kosz, Tobias uderzył tyłem głowy w kamerę i przez długi czas nie zbierał się z parkietu. Tym razem obyło się jednak tylko na strachu. Kolejna okazja do zawału przydarzyła się jednak kilka minut później, kiedy Joel przy próbie bloku padł z impetem na parkiet i chwilę leżał trzymając się za kontuzjowane kolano. Znowu okazało się, że mamy szczęście, ale po co przy takim wyniku kusić los?
Atlantę było już stać tylko, by zbliżyć się na chwilę na 13 oczek, ale kwestia zwycięstwa ani na moment nie była zagrożona. Aż sześciu filadelfijczyków zakończyło spotkanie z podwójną zdobyczą. Obejmujemy prowadzenie w serii, szansa na 3:1 już w poniedziałek.
Jak widzę Joela podskakującego na jednej nodze to mam zawał prawie..
Same :P Ale to chyba akurat było to zdrowe, i na szczęście momentalnie się otrząsnął. Teraz widzę, że to nawet chyba nie kolano a kostka.
Co nie zmienia faktu, że stany przedzawałowe za każdym razem, gdy źle wyląduje, albo nawet postanawia wjechać z linii za 3.
Dojechaliśmy ich w 3 kwarcie.. dałbym Joelowi odpocząć już, Danny to chyba nie pogra w kolejnych meczach :/ ale Matisse myśle godnie go zastąpi :)
Doc chyba chce uszkodzić nam Joela :) youngowi to chyba tylko wymuszanie fauli pozostaje.. szpetna ta jego gra.. :)
Jak patrzę na sukces suns…to cały czas mnie skręca że złości.. mogli wcześniej Browna kopnąć w trenerską D.. ,i brać na jego miejsce Montego :) ech…nie mam nic do Doca,…ale Monty Williams myślę że wnosilby więcej energii bo sam jest łasy na duży sukces…już nie wspominając jak gra u nich Bridges (hello where is Zaire? Hehehe) i Saric
Bez kitu, podkradli nam składniki do Mistrzowskiej receptury…
Swoją drogą bardzo ciekawe Playoffy, nie wiem dlaczego tak tu cicho. Zresztą nie tylko tu. Zauważyłem pewną zależność, że od kiedy LeBron i LAL odpadli, spadło zainteresowanie NBA. Może to tylko moje wrażenie, może trochę hejtu i spisku ale kontynuując, przez to, że nie grają to sabotują ligę(trailery o kosmicznym meczu i inne pierdoły). Pewnie się mylę ale to w jego stylu – nie ma mnie w PO to zobaczcie ile tracicie na oglądalności. Ja jako fan całej NBA i w szczególności naszej Philly jaram się tym co się dzieje:
Brooklyn się skurczył o Irvinga, Bucks wyrównali na 2-2. Niech się męczą to w Finale Konfy będzie łatwiej hehe. Zdałem sobie też sprawę że przecież George Hill grał w Bucks jakiś czas temu to pewnie będzie miał fajne info dla nas w razie spotkania, a z Nets dawaliśmy radę w sezonie. :)
Myślę już o Finałach Konfy, bo uważam, że przejdziemy ATL. Są za młodzi i jeszcze nie na tyle mocni, żeby przetrwać serię z nami. Szkoda Danny’ego co prawda ale mamy kim go zastąpić.
Z drugiej strony Utah – Clips, wydaje się że ciężki bój stoczą i ktokolwiek wygra będzie musiał stawić czoła wypoczętym Pheonix, którzy idą jak burza.
Nawiązując do komentarza @toomtom, fajny smaczek miałby Finał Phx vs. 76ers.
Niestety, też tego nie rozumiem. Nasza Philla gra super, a tu mniejszy ruch niż w sezonie i mało komentarzy (poza tymi najtwardszymi fanami, co zawsze się udzielają). Spodziewałbym się raczej, że w takim sezonie kibiców przybędzie. Zresztą jak zauważyłeś, podobnie jest na innych forach. Jakby ludzie się nie jarali. Może to kwestia przesunięcia rozgrywek, albo Euro?