NBA Europe Tour – Pocztówka z Koln

Kiedy pojawiła się wiadomość, że Sixers będą grali w Niemczech w ramach NBA Europe Tour, od razu wiedziałem, że nie może mnie tam zabraknąć. Taka okazja mogła już się nigdy nie zdarzyć. Kupiłem więc szybko w bilety i byłem gotowy na największe przeżycie jakie mogłem sobie wyobrazić. Teraz po fakcie mogę powiedzieć, że warto było wydać na to każdego ciężko zarobionego eurocenta. Wspomnień nikt mi nie odbierze.

Dzień pierwszy, 10 październik 2006

Wszystko zaczęło się w Koln ok. godz. 15.30, kiedy spotkałem czekających tu na mnie już od poprzedniego dnia ZwierZa i Ajversona (znanych z forum e-nba.pl) i naszego redaktora Hotspurfca. Po krótkiej wizycie w hotelu wybraliśmy się wolnym krokiem w kierunku hali. Po kilku minutach spaceru spotkała nas jedna z największych tego dnia niespodzianek. Mr. David Stern?– spytał nagle ZvierZ starszego, nieogolonego mężczyznę w czarnym sportowym dresię zwiedzającego prawdopodobnie z żoną okolice. Po chwili konsternacji okazało się, że to nie pomyłka i komisarz NBA zaczął chwalić nasze koszulki, wszystkie w barwach Sixers (z wyjątkiem ZvierZa, którego koszulkę retro Nats z numerem 3 pomylił prawdopodobnie ze strojem Nets). Oczwiście każdy korzystając z okazji wykonał pamiątkowe zdjęcie z Davidem Sternem, który pożegnał nas wręczając proporczyki z logiem (jeden NBA, a drugi NBA Europe Tour).

Koln

Nie mogąc jeszcze uwierzyć w to, co się właśnie stało, pomaszerowaliśmy w stronę hotelu, w którym podejrzewaliśmy zatrzymali się gracze Sixers. Niestety okazało się, że był tam tylko mniej ważny personel, ale udało nam się też dojrzeć ambasadora dobrej woli, byłego gwiazdora Sixers, Worlda B. Free. Kolejny etap naszej wędrówki to juz hala Kolnarena, która okazała się ładnym i nowoczesnym obiektem mogącym pomieścić około 19 tysięcy ludzi. W środku mnóstwo barów i sklepów z gadżetami NBA. Niestety wybór dosyć ubogi, ale kilku z nas pokusiło się o okolicznościowe t-shirty z logiem imprezy lub miniaturowe piłki do kosza Spaldinga.

Widok na hali niesamowity. Rzędy i piętra trybun, wspaniały parkiet i olbrzymi telebim nad nim. Od razu poczuło się TEN klimat. Pierwszy rozegrano mecz CSKA Moskwa – Makalwi Tel Awiv. Ponieważ żaden z nas wielkim fanem Euroligi nie jest i drużyn tych praktycznie nie zna, częściej niż na boisko patrzeliśmy na widownie w poszukiwaniu „celebrities”. Udało się wypatrzeć spotkanego wcześniej Sterna, tym razem wyglądającego już jak na oficjalnych zdjęciach. Ponownie znaleźliśmy Worlda B. Free, który obiecał nam na przerwie autograf. Niestety to był ostatni raz, kiedy go widzieliśmy tego dnia. Okazało się, że wśród komentatorów jest Bill Walton. Pierwsza próba dotarcia do niego zakończyła się klęską (musiał wracać do komentowania i ochrona interweniowała) ale nieco później udało się i ja, ZwieRz i spotkany wczesnej, a znany Wam z tej strony Zozo.Allen mogliśmy się cieszyć z autografu jednej z legend NBA. It’s a great honor to meet you here – powiedziałem do wielkiego KolnWaltona, który z charakterystycznym uśmiechem na twarzy wręczył mi miniaturowa piłkę ze swoim podpisem. W późniejszej części wieczoru mieliśmy okazję rozmawiać z Wojtkiem Michałowiczem, który okazał się bardzo sympatyczny, wypytywał skąd jesteśmy i ilu nas przyjechało. Nie obyło się oczywiście bez pamiątkowego zdjęcia. Do mniej sympatycznych części wieczoru należała „rozmowa” z odnalezionym na trybunach Billem Russellem, który zarówno prośbę o autograf jak i prośbę o wspólną fotografie skwitował zimno jedynie kiwając przecząco głową, bez żadnego słowa czy uśmiechu. Spotkaliśmy tez Borysa, czyli redaktora naczelnego i założyciela serwisu e-nba.pl, bez którego pewnie byście teraz tego nie czytali. A oprócz znanych osób na widowni całe rodziny o rożnym kolorze skóry, w rożnym wieku, z rożnych miejsc w Europie, z transparentami i bez, w najróżniejszych koszulkach NBA, chociaż z radością stwierdziliśmy, że przeważały barwy Philadelphii 76ers.

KolnWreszcie około godziny 21.00 na boisku pojawili się zawodnicy Suns, a po nich Sixers. Niesamowite wrażenie, zwłaszcza, że siędząc w trzecim rzędzie od parkietu byli oni na wyciągniecie reki. Widzieć z bliska i słyszeć Iversona – bezcenne! Około 20 minutowy trening rzutowy zakończył się popisowymi wsadami Iguodali, Webbera czy Dalemberta wzbudzającymi głośne „ochy” i „achy”. Ale największe poruszenie wśród publiczności wzbudził zupełnie prosty dunk w wykonaniu malutkiego Allena Iversona, który też na przeprowadzonej chwile potem prezentacji graczy obu zespołów zyskał zdecydowanie największy aplauz (po nim Nash, Webber i Stoudemire, nagrodzony brawami już na treningu za powrót po kontuzji). Zażartował z Iversona za chwile Willie Green, którego głośne „Uuuuu!”, mina i gestykulacja w stronę AI miały wskazywać, że to najlepszy wsad jaki kiedykolwiek widział.

Pierwsza kwarta meczu to głównie robienie fotek, o dziwo dobra gra Sixers w obronie i festiwal strzelecki Iversona, który trafiał z dystansu jak opętany i rzucił 7 z pierwszych 9 punktów swojej drużyny (w całej kwarcie aż 17 lub 18, ku naszej radości). Druga kwarta równie dobra, niestety pod jej koniec i przez całą trzecią Sixers stracili rozpęd i niszczeni przez skutecznych „za trzy” (i nie tylko) Suns, przegrywali już 22 punktami. Trochę podłamani straciliśmy PRAWIE nadzieje, że pierwszy przez nas widziany na żywo mecz Sixers będzie meczem wygranym, aż stało się to, co sprawiło, że był on tak wspaniały.

Początek czwartej kwarty to niewiarygodna pogoń 76ers, którzy jeśli dobrze policzyliśmy, mieli serię 17-4. I to głównie rezerwa Sixers, przeciwko (prawie) podstawowym graczom Suns. Na widowni zrobiło się naprawdę gorąco, coraz częściej emocje brały górę, rozlegały się oklaski w rytm muzyki i okrzyki do zawodników. I w połowie tej kwarty „trojka” Iguodali i prowadzenie, wyskoczyliśmy wszyscy z krzeseł! Atmosfera gorąca jak nigdy, wspaniały klimat, hałas, nieustanne oklaski i ryk „defence” do zdarcia gardła. Gwizdy i buczenie, gdy rzuty wolne wykonywał gracz Suns (chociaż później również Iguodala, zapewne od fanów Suns lub chcących dogrywki). Tej sytuacji i niesamowitego uczucia długo nie zapomnę, nie da się tego opisać. To trzeba przeżyć. I ta końcówka. Na minutę przed końcem wszyscy jakby umówieni poderwali się równocześnie z krzeseł, cała hala, by jeszcze lepiej dopingować swoich ulubieńców. I kluczowa „trójka” Carneya dająca Sixers wygraną. To spowodowało taki wybuch radości, nagły skok do góry, niedowierzanie i oklaski, przybijanie „piątek” ze nawet nie warto próbować tego opisać. Smak wygranej. Dłonie bolały jeszcze do późnego wieczora. Co warto jeszcze dodać o meczu, czego mogliście nie zobaczyć w telewizji?

Niewiarygodna walka Iversona, którego obserwowałem najdłużej i naprawdę grał, jakby to był jego ostatni mecz, bez chwili odpoczynku, bez momentu przestoju na boisku. I niezliczona ilość ciosów, które jednak wciąż przyjmuje, wpadając na zasłony lub próbując się uwolnić od presji. I jego „trash talking” jak chociażby My ball, my ball, my ball! do Steve’a Nasha podczas gry 1 on 1. Kiedy przez drugą połowę AI siedział już głównie na ławce, i tak wyglądał na bardzo zaangażowanego w grę, cieszącego się z każdej udanej akcji… Dwukrotnie i przez dłuższą chwilę rozmawiał z sędzią o gwizdkach przeciwko jego kolegom. A także wiele rozmów i żartów z Webberem, z którym widać jest jednak w bardzo dobrych stosunkach. Piękna chwila pod koniec meczu, gdy cała hala oglądała go na stojąco, a Allen wkroczył na parkiet z palcem uniesionym do góry ciesząc się z wygranej, jeszcze przed końcem meczu.

Kolejna sprawa to wielka walka na parkiecie i zaangażowanie Carneya, który może w tym roku sprawić niespodziankę. Jeszcze lepiej Randolph, walczący o każdą piłkę oraz przepychający się Dalembert. Niedopuszczanie Iguodali, warte uwagi. Ci gracze naprawdę są bardzo zaangażowani w grę i podchodzili do niej emocjonalnie. Wiele rad posyłanych z ławki przez Kevia Ollie do Greena i Iguodali. Niestety bierna postawa milczącego Mo Cheeksa i kontrastujące z tym zachowanie trenera D’Antoniego, a nawet asystentów Cheeksa, wiecznie wydzierających się na swoich graczy. No i oczywiście w przerwach i podczas „time outu” ciągłe popisy na parkiecie cheerleaderek, zespołu wykonującego wsady za pomocą trampolin i maskotki Hip Hop, która nawet podczas trwania meczu bawi się z publicznością. Oraz konkursy z udziałem kibiców.

KolnSpotkanie wielu użytkowników e-nba, zdjęcie z Davidem Sternem, autograf Billa Waltona, rozmowa z Wojciechem Michałowiczem (który ocenił mecz na bardzo dobry i wygraną Sixers na zdecydowanie zasłużoną), możliwość obejrzenia graczy Sixers z bliska i emocjonujący, zacięty do końca mecz to zdecydowanie więcej, niż oczekiwałem. Tym wszystkim kibicom, którzy nie mogli być z nami życzę szybkiego spełnienia tego marzenia.

 

 

Dzień drugi, 11 październik 2006

KolnDzień zaczęliśmy od zwiedzania Koln, nie tylko sklepów z obuwiem i odzieżą koszykarską, ale tez zapierającej dech w piersiach Katedry, z której można było podziwiać panoramę miasta i Kolnarenę z góry. Przed halą byliśmy około godziny 17.00 (ZvierRz, Ajverson, Hotspurc, Przemek i ja) gdzie po wykonaniu paru fotografii weszliśmy do środka. Udało się spotkać ra_da i Karinę z chłopakiem oraz później Zozo.Allena. To była okazja do ponownego rozgrzania naszych aparatów, podobnie jak po wejściu przed parkiet. Mecz otwarcia to pojedynek pomiędzy Phoenix Suns i Maccabi Tel Aviw. Pierwsze kwarty na korzyść Tel Aviwu, ale od drugiej połowy kolejne trójki i inne skuteczne akcje Phoenix sprawiły, że Suns zaczęli wyraźnie prowadzić. Miło było popatrzeć na świetną grę byłego filadelfijczyka Raji Bella, ale największy aplauz i poderwanie się publiczności było zasługą wspanialej dobitki z powietrza Diawa po pudle Stoudeamire’a. W przerwie udało nam się zdobyć upragniony autograf Worlda B. Free oraz wspólną fotografię. Bardzo sympatyczny facet chętnie pozujący do zdjęć, chociaż ode mnie w żartach chciał za podpis 20 „bugsów”, a ZvierZowi dał za darmo ;) Niestety nie zdołaliśmy dostać się do Darryla Dawkinsa. Dostaliśmy za to smycze na klucze z logiem NBA Live 2007 i kupiliśmy ostatnie pamiątki.

KolnDalej atmosfera stała się o wiele bardziej gorąca, gdy rozpoczęły się przygotowania do meczu Philadelphii 76ers z CSKA Moskwa. Znowu największe oklaski podczas prezentacji otrzymał AI. Tym razem jednak publiczność, głównie za sprawą kibiców przybyłych z Moskwy, była podzielona jeśli chodzi o kibicowanie. Pierwsza połowa była bardzo widowiskowa, rewelacyjne wsady Iguodali, bloki Dalemberta i Iverson ośmieszający kryjących go graczy jeszcze częściej niż dzień wcześniej, wywoływały zachwyty publiczności poderwanej z krzesełek. Publiczności jednak było mniej i co nas zdziwiło, wiele krzesek zostało wolnych (sami przeszliśmy o kilka metrów na lepsze miejsca, bo już nie byliśmy tak blisko jak dzień wcześniej). W przerwie meczu na boisku pojawił się Bill Russell, nagrodzony przez wszystkich owacją na stojąco.

W drugiej połowie Sixers zaczęli jeszcze wyraźniej kontrolować mecz i na boisku przybywało zawodników rezerwowych. My obserwowaliśmy z zainteresowaniem nieustające rozmowy zawodników podczas gry, czego w tak dużym stopniu nie widać podczas transmisji telewizyjnej, oraz spojrzenia i gesty w stronę sędziów po ich każdym gwizdku, mające przekonać do przyznania piłki danej stronie. W pewnym momencie Allen Iverson chwilę odpoczywał na boisku masując się po nodze, ale zrobił ukłon w stronę fanów ustawiając się bardzo blisko narożnika boiska, tak, że był na wyciągniecie ręki i było można zrobić sobie świetne zdjęcia (co akurat nam się nie udało). Na uwagę zasługuje też postawa cheerleaderek, zabawiających dzieci tuż obok naszego krzesełka.

Końcowe minuty meczu nie były już tak emocjonujące i niezapomniane jak w poprzednim meczu ze względu na wysoką przewagę punktową, nie było nerwowych okrzyków w kierunku zawodników i głośnego „defence”, za to każdy zawodnik Sixers schodząc pod koniec z boiska dostał spore oklaski, miło było brać w tym udział. Podsumowując – mecz zupełnie inny od tego z Suns, mniej emocjonujący, ale bardziej widowiskowy.

KolnPo meczu udało nam się załapać na t-shirty rzucane w stronę fanów przy wyjściu, niestety lepsze gadżety powędrowały w innym kierunku (łącznie z butami AI i C-Webba). Pozwiedzaliśmy jeszcze Kolnarenę w środku, po wyjściu postanowiliśmy trochę zaczekać i opłaciło się: przed halę wyszedł Shavlik Randolph, jak zwykle poprosiliśmy o podpisy i zdjęcie (ech, akurat jestem na nim nieostry!). Shavlik był bardzo otwarty i sympatyczny, a gdy usłyszał, że jesteśmy z Polski, wypytywał o szczegóły, tak więc zdążyłem mu przekazać jak wielu fanów ma jego zespół u nas…

Udało mi się też zdobyć autograf byłego gracza Sixers, Rodneya Buforda, który poza dwoma niedolotami w końcówce rozegrał świetny mecz. To dzięki Hotspurfcowi, który uczestniczył w konferencji prasowej i jego pytania w stronę Iversona i Dalemberta powinniście usłyszeć w wywiadzie na nba.com. Hotspurfcowi udało się jeszcze zdobyć podpisy Dalemberta i Webbera. Tym wydarzeniem zakończył się dwudniowy weekend w Koln, weekend, którego prawdopodobnie nie zapomnimy do końca życia i za który jesteśmy ogromnie wdzięczni losowi!

 
Aktualizacja: Z kibicami skupionymi wokół tej strony lub forum e-nba.pl udało się jeszcze pojechać na mecze pokazowe NBA w Rzymie (2007) i Barcelonie (2008), ale pod względem sportowym nigdy już nie było tak samo jak w Koln. A pod względami turystycznymi – tylko lepiej.

3 myśli na temat “NBA Europe Tour – Pocztówka z Koln

  • 3 czerwca 2013 o 13:31
    Permalink

    Pamiętam jak wtedy to czytałem zazdrość mnie zżerała. Szkoda że zorganizowanie teraz takiego wyjazdu jest praktycznie niemożliwe.

    Odpowiedz
  • 5 czerwca 2013 o 00:00
    Permalink

    O kurde, wchodzę i widzę naszą wyprawę. Dobry wyjazd.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *