Recenzja książki „Tanking to the Top” Yarona Weitzmana

Wiadomość o powstaniu ponad 300-stronicowej książki w całości poświęconej “Procesowi”, jaki przeprowadzili Sixers, nie mogła pozostać niezauważona przez kibiców tej drużyny i fanów NBA w ogóle. „Tanking to the Top. The Philadelphia 76ers and the Most Audacious Process in the History of Professional Sports” Yarona Weitzmana została wydana za oceanem 17 marca 2020 roku, niestety na razie nic nie słychać o planowanej polskiej edycji*. Zdążyłem już przeczytać książkę reportera Bleacher Report w oryginale i zapraszam Was do lektury jej recenzji, chociaż bardziej będzie to rodzaj streszczenia dla wszystkich tych, którzy nie mogą przeczytać jej po angielsku.

 

O czym jest książka Ayrona Weitzmana?

Nowi właściciele Philadelphii 76ers mieli dosyć kolejnych przeciętnych sezonów bez perspektyw na lepszą przyszłość. W 2013 roku na stanowisko generalnego menedżera zatrudnili Sama Hinkie’go, który miał odbudować zespół metodą „tankowania”. Celowe osiąganie jak najgorszych wyników miało zagwarantować wysokie pozycje w loteriach do draftu, a co za tym idzie pozyskanie najbardziej utalentowanych zawodników uniwersyteckich. Ci natomiast mieli uczynić Philadelphię atrakcyjną do gry dla gwiazd NBA i tym samym umożliwić walkę o tytuł mistrzowski. Hinkie uczynił z „tankowania” niemalże sztukę, jawnie doprowadzając do sytuacji tak ekstremalnej, że nie miała ona precedensu w żadnej amerykańskiej lidze zawodowej. Jego autorski proces przebudowy został nazwany… no właśnie, „Procesem”.

 

I kto się tego wstydzi?

Niestety już w prologu czeka nas niemiła niespodzianka. Autor książki przyznaje, że mimo usilnych prób, nie udało mu się przekonać ani Sama Hinkie’go, ani przedstawicieli Philadelphii 76ers do rozmów na tematy poruszane w jego książce.

Mało tego, po tym, jak skontaktował się z nimi Weitzman, władze klubu zaczęły wydzwaniać do personelu, przypominając wszystkim pracownikom o punkcie w ich kontraktach, zakazującym udzielania informacji o wewnętrznych sprawach zespołu. W takiej sytuacji autor planował oprzeć swoją książkę na obszernym wywiadzie z jednym z zawodników Sixers, który mimo szczerych chęci musiał odmówić, kiedy otrzymał ostrzeżenie od swoich pracodawców. Najwyraźniej z powodów PR’owych Sixers nie chcieli nikomu przypominać o niechlubnych latach „tankowania” i nie ma się im specjalnie co dziwić.

Z kolei architekt “Procesu” nie chciał się spotkać i w ogóle nie odpisywał na wiadomości (jak się później okazało, Hinkie nie odpisuje nikomu), uzasadniając swoją decyzję tylko raz, za to jasno i wyraźnie:

Nie mam zupełnie nic przeciwko temu, aby każdy snuł swoje własne wnioski. Nie interesuje mnie i nie mam chęci tworzyć żadnego dziedzictwa opartego na moich własnych cytatach. Nie jestem tego typu osobą. Nie chcę takich rzeczy robić.

Na czym więc Weitzman oparł swoją 358-stronicową książkę? Autor chwali się tym, że przeprowadził wywiady z około 175 osobami. Wśród nich znajdowali się byli i obecni zawodnicy Sixers, były i obecny personel, a także agenci zawodników, menedżerowie innych zespołów, działacze NBA, dziennikarze, osoby związane z biznesem. Z powodów wspomnianych wcześniej, wielu z nich musiało wypowiedzieć się anonimowo, dlatego często najciekawszych rzeczy dowiadujemy się od będących w temacie osób, których nie obowiązuje już klauzula poufności.

Yaron Weitzman przeczytał także niezliczone ilości wywiadów i wykorzystał kilka podcastów, dzięki czemu przedstawia nam historię “Procesu” w sposób bardzo szczegółowy, dogłębny, brnąc każdym tropem, zaglądając do wielu życiorysów, ujawniając kilka nieznanych wcześniej faktów. Miejscami tworzy niezwykle wciągającą historię, którą czyta się jak powieść.

 

Sam Hinkie w oczach Weitzmana

Nie ukrywam, że brakuje mi nieobecności Hinkie’go w tej książce. Nieobecności trochę nieuzasadnionej, bo Hinkie absolutnie nie jest tu przedstawiony jako czarny charakter. Nie ma wielu powodów do wstydu, w przeciwieństwie do innych osób ze sztabu Philadelphii 76ers.

Hinkie został sportretowany przez Weitzmana jako osoba, która od najmłodszych lat znała swoje przeznaczenie, dawno temu nakreśliła własne cele. Osoba ambitna, ciężko pracująca, będąca zawsze trochę przed innymi. Hinkie to człowiek, dla którego praca jest najważniejsza. Ważniejsza niż ludzie, relacje z większością współpracowników, nie wspominając o podwładnych.

On mógł spędzić lata na studiowaniu składów mistrzów NBA. Wiedział, że pięć drużyn zdobyło 20 tytułów w ostatnich 23 latach. Wiedział, że te drużyny zmonopolizowały walkę o mistrzostwo, ponieważ miały w składzie największe gwiazdy, jak Jordan, Olajuwon, Kobe, Shaq, Wade i LeBron. On również wiedział, że ci zawodnicy spędzili większość swoich karier w zespołach, które ich wybrały w drafcie – w tych rzadkich przypadkach, kiedy przeszli do innego zespołu, było to spowodowane połączeniem sił z inną gwiazdą.

Był bez wątpienia perfekcjonalistą, bezwzględnie negocjował, nie dbał o osobiste interesy zawodników, bo to nie należało do jego obowiązków (słynne niegwarantowane kontrakty zwane „Hinkie’s Special”). Chociaż w wywiadach zaprzeczał, to traktował niektórych zawodników jak zwykłe nabytki, nie ludzi z krwi i kości. Jednak nie było to regułą i nie dotyczyło wszystkich, czego dobrym przykładem był Joel Embiid w momencie tragicznej śmierci swojego brata.

(…) wierzył, że Okafor będzie miał większą wartość transferową, jeśli spędzi z nami rok i zrobi odpowiednie statystyki, tak jak Michael Carter-Williams. Wtedy decyzja byłaby łatwa. Celem było zebranie tylu „assetów”, ile możliwe. Nie ważne, że Okafor grał na tej samej pozycji, co dwa poprzednie wybory Sixers. Hinkie wierzył, że draft to branie w ciemno, bardziej niż cokolwiek innego. Starał się więc zwiększać swoje szanse, a szanse na to, że wszystkie te trzy wybory wypalą, były bardzo niskie. „A jeśli nawet oni okażą się współczesnymi wersjami Tima Duncana, Bena Wallece’a i Hakeema Olajuwona” – żartował z kolegami – „to wtedy to będzie dobry dla nas problem do rozwiązania”.

Nie robił czegoś, co należałoby zrobić zgodnie z przyjętym zwyczajem, bo po prostu chciał być szczery sam ze sobą i nie tracić czasu na coś, w czym nie widział żadnej wartości – tu za najlepszy przykład można podać wymuszone kontakty z mediami czy wtajemniczanie we wszystkie decyzje swoich współpracowników, którym zwłaszcza z początku nie ufał. Trochę taki introwertyk z wyboru.

Wbrew powszechnej opinii, on chętnie rozmawiał z reporterami, ale nieoficjalnie, rzadko kiedy godził się na oficjalną wypowiedź. Nie widział w tym celu i martwił się, że robiąc to zostanie oskarżony o wywyższanie się i celebrowanie własnej osoby, podczas gdy prowadzi najgorszy zespół w lidze.

Hinkie zdawał sobie sprawę, jak zły będzie jego zespół, zakładał niesłusznie, że całe miasto w pewnym momencie będzie go nienawidzić. Nie przewidział jednak tego, że ostatecznie ilość wrogów, jakich narobił sobie wewnątrz organizacji albo w NBA i brak ram czasowych na dokończenie „Procesu” przyczyni się do jego przedwczesnego odejścia ze stanowiska. Tutaj zdaniem Weitzmana kluczową rolę odegrał Scott O’Neill, jeden z CEO drużyny z Philadelphii, który był z Hinkie w konflikcie i regularnie skarżył się na niego do zarządu klubu i do Adama Silvera.

Nie chodziło o to, że Sam nie wiedział, jak należy postępować” – powiedział jego były kolega z Sixers. „On po prostu robił swoje kalkulacje i znajdował inne priorytety”.

Z książki jasno też wynika, że zgodnie z wolą zarządu, Hinkie miał w 2016 roku współpracować z Danym Ferrym. Doszło do kilku spotkań, ostatecznie jednak Ferry wybrał posadę w Nowym Orleanie. Tymczasem wiedząc, co go czeka, Hinkie zrezygnował ze stanowiska, zanim Sixers zatrudnili drugiego na liście potencjalnego współpracownika, który ostatecznie go zastąpił – czyli Bryana Colangelo.

Ferry i Hinkie dyskutowali o tym, jak ich współpraca mogła by wyglądać. Kto komunikował by się z właścicielami? Kto miałby decydujący głos w sprawach zawodników? Do kogo należałoby ostatnie słowo w sprawach transferów i wyborów w drafcie? Jeśli ta dwójka by się nie zgadzała, to kto przekazałby to zarządowi? (…) „Dobrze czuli się ze sobą, ale Sam nie czuł się komfortowo myśląc o tym, jakby to wszystko miało działać” – powiedział wieloletni działacz NBA. To zrozumiałe biorąc pod uwagę, że w żadnej innej drużynie nie ma dwóch ludzi, którzy dzielą się w ten sposób władzą.

Sam Hinkie mimo wszystko odszedł na swoich warunkach, nie chcąc poddawać autorskiej wizji kompromisom. Wierzył, że zostawiając za sobą dwie gwiazdy i mnóstwo „assetów”, zdążył zmienić przyszłość tego zespołu.

(…) chociaż nie wszystko poszło zgodnie z planem Hinkie’go, sześć lat później jego wizja została wypełniona (…) Hinkie stracił pracę i prawdopodobnie przyszłość w NBA. Ale został zatrudniony, żeby stworzyć zespół walczący o mistrzostwo i Sixers dokładnie tym się stali (…) Może zdobędą tytuł. Może dwa. Może nigdy nie wejdą do finałów. Może Embiid się połamie. Te rzeczy to rezultaty, a o rezultatach tego typu decydują takie rzeczy, jak szczęście i inne elementy, które są poza ludzką kontrolą.

 

Jak w ogóle do tego wszystkiego doszło?

„Tanking o the Top. The Philadelphia 76ers and the Most Audacious Process in the History of Professional Sports” nawet bez wkładu architekta przebudowy, jest wciąż fascynującą opowieścią, która zaczyna się na długo przed erą Sama Hinkie’go. Ba, zaczyna się jeszcze przed Finałami 2001 roku, w których Sixers prowadzeni przez Allena Iversona ulegli Lakers. W pierwszym rozdziale zatytułowanym dosadnie „Czyściec” Weitzman dokładnie wyjaśnia genezę „Procesu”.

Po pamiętnych finałach Sixers byli pewni, że rok później zajdą równie daleko. Niestety kolejne lata upłynęły pod znakiem kontuzji, złych decyzji kadrowych, nieudanych prób wzmocnienia zespołu, karuzeli trenerskiej i krótko mówiąc – niespełnionych nadziei.

Do tej pory większością winy obarczaliśmy ówczesnego generalnego menedżera, Billy’ego Kinga, podkreślając też nikłe zainteresowanie zespołem byłego właściciela, Eda Snidera, prywatnie raczej fana NHL. Książka Weitzmana rzuca na to nieco inne światło. O ile na Kingu spoczywa spora część odpowiedzialności, to okazuje się, że gdyby nie ograniczenia narzucone przez Snidera, sprawy mogłyby przybrać nieco inny obrót.

Dowiadujemy się na przykład, że King chciał wytransferować Allena Iversona już latem 2006 roku, jeszcze przed startem sezonu. Denver Nuggets oferowali wówczas bardzo dużo, bo Andre Millera i Marcusa Camby’ego oraz wybór w pierwszej rundzie draftu. Snider, próbując w tym czasie sprzedać zespół, kazał przerwać dalsze rozmowy. W konsekwencji Iverson został oddany kilka miesięcy później, ale Sixers nie dostali już ani Camby’ego, ani pierwszorundowego wyboru (zamiast tego Joe Smitha i dwa wybory drugorundowe).

Nieco później King bardzo chciał wybrać w drafcie 2007 roku Kevina Duranta, ale Snider dał mu jasno do zrozumienia, że zabrania niekorzystnych zmian w wyjściowym składzie, aby celowo przegrać więcej spotkań i tym samym zwiększyć szanse zespołu w loterii do draftu. Wówczas Andre Miller, który okazał się naprawdę solidnym wzmocnieniem dla Sixers, pomógł im osiągnąć na tyle dobry bilans, że w drafcie przypadł dopiero numer dziesiąty (zamieniony na Thaddeusa Younga), a Durant przepadł koło nosa.

W „Czyśćcu” Weitzman klarownie opisuje, jak przez lata Sixers utknęli w środku tabeli. W NBA nie ma nic gorszego, od bycia przeciętnym. I w ten sposób narodził się „Proces”.

W koszykówce nie ma limitu, ile razy zawodnik może dotknąć piłkę. W żadnym innym sporcie jeden zawodnik nie ma aż takiego wpływu na wynik końcowy, ale też w żadnym innym sporcie liczba zawodników zdolnych poprowadzić swój zespół do mistrzostwa nie jest aż tak ograniczona.

W drugim, najcięższym do czytania rozdziale zatytułowanym „Wykupienie”, dostajemy pełen obraz tego, kim są obecni właściciele Sixers i jak do tego doszli. Rozdział jest zrozumiały, ale pełen danych finansowych, nazw spółek czy opisów transakcji rodem z Wall Street. Okazuje się jednak potrzebny, aby pokazać, jak Josh Harris i pozostali właściciele myślą, w jaki sposób zarządzają klubem NBA i dlaczego.

Harrisa zapytano, czy żałuje decyzji o Bynumie. „Jeśli miałbym podjąć tą decyzję znowu, to bym ją podjął. Nie wszystko zawsze może się udać, ale jeśli podejmuje się kolejne dobre decyzje, to wreszcie któreś z nich zaowocują” – wyjaśnił swoją filozofię ryzyka wartego podjęcia, które tłumaczy jego przyszłe decyzje. „W świecie biznesu, żeby odnieść sukces, trzeba podejmować decyzje. Ponosisz ryzyko, a potem żyjesz z tym, jaki będzie rezultat”.

Nie lubił nieustającej krytyki albo narracji, która najwyraźniej na dobre skręciła w jedną stronę. Mniej niż trzy lata wcześniej fani Sixers okazywali mu uwielbienie podczas konferencji prasowej, gdy przedstawiał Andrew Bynuma. Tęsknił za tym uczuciem (…) Poprosił Hinkie’go, aby porozmawiał z prasą o bieżących problemach. Hinkie nigdy tego nie zrobił. Harris wiedział, że Silver, który okazał swoją dezaprobatę wobec tankowania zarówno prywatnie jak i publicznie, pragnął zmian w Sixers. Dlatego Harris poprosił go o pomoc. Silver był zachwycony.

 

Przeżyjmy to jeszcze raz…

Dopiero potem, po 50 stronach lektury, przechodzimy do głównego bohatera książki i do właściwego „Procesu”. Kolejne rozdziały to dogłębna analiza tego, co działo się w Sixers rok po roku, jak wybierano w kolejnych draftach, przypominamy sobie niekiedy porażkę za porażką, sukces po sukcesie. Czasem z dozą sarkazmu, częściej z niedowierzaniem.

Sezon zaczął się 29 października w Indianie. Sixers przegrali. Przegrali znowu dwie noce później w Milwaukee, znowu kolejnej nocy we własnej hali, znowu dwie noce po tym, i znowu dwie noce po tym, a następnie polecieli do Toronto i przegrali tam, polecieli do Dallas i tam też przegrali, udali się do Houston i tam przegrali i polecieli do San Antonio, gdzie również przegrali. Hinkie nigdy nie instruował Browna, żeby specjalnie przegrywał mecze. Ale nie miał nic przeciwko oglądaniu, jak każdej nocy szanse w loterii wzrastają. Zawodnik otrzymywał jednego dnia 10-dniowy kontrakt, drugiego dnia umieszczany był w pierwszej piątce. „Tim Frazier przyszedł, uścisnął dłoń trenera i usłyszał: Miło cię poznać, jesteś rozgrywającym w pierwszej piątce” – mówił Brown. Po czym zwolniono go 9 dni później. Pewnego razu Brown wrzeszczał nazwisko zawodnika, który miał dać zmianę, tylko po to, aby asystent uzmysłowił mu, że popełnił błąd w tym nazwisku. „Robiliśmy filmy o zawodnikach, których ledwo co znaliśmy i szybko przedstawialiśmy Brettowi jego silne i słabe strony” – powiedział Peterson.

To tak, jakbyście weszli do archiwum Sixers.pl lub którejkolwiek zagranicznej strony poświęconej Philadelphii 76ers, cofnęli do momentu pojawienia się Hinkie’go i czytali każdy artykuł, jeden po drugim. Z tą różnicą, że Weitzman dostarcza wielu szczegółów, mniej znanych faktów i od czasu do czasu zaskakuje czymś, o czym nie mieliśmy pojęcia, a co pozwala spojrzeć na pewne wydarzenia z nieco innej perspektywy.

Całość jest bardzo opisowa i skrupulatnie przedstawiona. Na tyle, żeby osoby na co dzień nie zaznajomione z realiami NBA, mogły się w tym wszystkim odnaleźć. Bardziej doświadczeni kibice jednak się nie zanudzą, bo odhaczanie kolejnych epizodów z historii Sixers przeplatane jest sylwetkami osób, które decydowały o obliczu zespołu w ostatnich latach.

Długie i rzetelne teksty biograficzne o Joelu Embiidzie, Markelle Fultzu (cały rozdział „To nie jest ten pieprzony dzieciak, którego wybraliśmy”), Jimmym Butlerze, Benie Simmonsie, Jahlilu Okaforze i kilku innych mogły by zostać wyjęte z książki i opublikowane jako osobne artykuły. Niektóre już posłużyły za inspirację do teksów, które ostatnimi czasy pojawiły się w amerykańskich mediach, bo nie tylko dostarczają cennych informacji, ale też poruszają tematy, które skłaniają do dyskusji.

Yaron Weitzman, chociaż deklaruje się jako fan Sixers, jest obiektywny i sprawiedliwy w swoich osądach. Wyrzuca na światło dzienne wiele niewygodnych faktów i nie wybiela nikogo. Wie, że nie ma czarno-białych postaci, każdy popełnia błędy, nie każdy potrafi wyciągnąć z nich wnioski. Tym sposobem w jego książce mało kto zostaje oszczędzony, stąd pewnie obawy władz Sixers i decyzja o zbojkotowaniu autora jeszcze przed powstaniem tej pozycji.

Nerlens Noel był inny. Opisać go jako kogoś, kto spóźniłby się na własny pogrzeb, byłoby cliché. Ale jednocześnie to byłoby bardzo trafne. Noel był prawie zawsze spóźniony, na lot drużyny, trening, sesję rehabilitacyjną. Zgadywanie godziny jego pojawienia się było częścią rutyny wśród zawodników przed każdym meczem. Często pojawiał się na treningach śmierdząc trawką. Ochrona Sixers otrzymywała czasem telefony z drużynowego hotelu z narzekaniem, że z jego pokoju na korytarz wydziela się zapach marihuany. Wydał dziesiątki tysięcy dolarów na grzywny od własnego zespołu, w samym tylko debiutanckim sezonie.

 

Kanciarz Colangelo

Ciekawy rozdział otrzymujemy o wspomnianym wcześniej Bryanie Colengelo. Z jednej strony to człowiek pełen dobrych chęci, lubiący postawić wszystko na jedną kartę. Naprawił fatalne stosunki z mediami. Przywrócił zaufanie agentów, którzy pod koniec kadencji Hinkie’go zaczęli wprowadzać zasadę, że nie będą rozmawiać z Sixers, podczas gdy związki zawodowe koszykarzy ostro potępiały rodzaj umów, jakie on proponował (m.in. rozdział „Stracone jednorożce” opisujące aferę z Andrei Kirilenko i sytuację z Kristapsem Porziņģisem).

Z drugiej jednak strony Colangelo jawi się jako osoba, które całe życie próbowała wyjść z cienia ojca i wyrobić sobie własne nazwisko. Walczyła z nepotyzmem, demonami przeszłości i niejednokrotnie została przyłapana na kłamstwach.

„Tęsknię za Samem Hinkie” – napisał Angelo Cataldi, jeden z najbardziej uznanych dziennikarzy sportowych w Philadelphii (…) „Tak jest, jeden z najgłośniejszych krytyków byłego GM’a podczas jego nieznośnych trzech lat w Philadelphii, został, w jakiś perwersyjny sposób, jego fanem”. Cataldi opisał Colangelo jako podstępnego kanciarza. „Parafrazując stary dowcip, zawsze rozpoznasz, kiedy Colangelo kłamie” – napisał. „Wystarczy, że otworzy usta”.

Fascynujący jest rozdział „Nienzane źródła” (celowa literówka) o tym, jak odkryto, ujawniono i udowodniono aferę z fałszywymi kontami na twitterze, która w rezultacie kosztowała Bryana Colangelo posadę. Krok po kroku dowiadujemy się, w jaki ciekawy sposób do tego doszło i dlaczego nie pozostawiło żadnych wątpliwości. Czyta się to z wypiekami na twarzy niczym dobrą książkę detektywistyczną!

 

Czy Weitzman jest fanem Bretta Browna?

W obliczu fali krytyki, jaka przelewa się od dłuższego czasu na Bretta Browna, wielu kibiców musi być ciekawych, jak autor tej książki postrzega trenera Sixers. Otóż niejednoznacznie. W jednym z wywiadów Weitzman powiedział: „Co jakiś czas rzuci on jakieś zdanie pokazując, co naprawdę myśli. Potem je maskuje i następnie wraca do normalności, robiąc naprawdę dobry PR. I potem twierdzi, że nie, on nigdy niczego takiego nie powiedział”. Ale w książce nie znajdziemy równie dosadnych spostrzeżeń na temat szkoleniowca Sixers.

Sylwetka Browna jest jedną z najobszerniejszych i sięga lat jego młodości (rozdział „Kim do cholery jest Brett Brown?”, ale nie tylko). Dostajemy obraz człowieka, którego nie znamy z meczów czy konferencji prasowych. Dziennikarz opisuje jego barwną młodość i jasno obrazuje, jaką ciężką pracę wykonał w najtrudniejszych latach „Procesu”. Udowadnia, że bez niego przebrnięcie przez ten okres byłoby niemożliwe. Podkreśla, że Sam Hinkie zatrudnił go z powodu nieustającego optymizmu i umiejętności zaszczepienia go zawodnikom. Wylicza świetne decyzje z serii z Raptors z play-offs 2019 roku. To wszystko rzeczywiście jest godne podziwu i warte docenienia.

Ale autor książki sugeruje również, że Brown nie ma autorytetu wśród niektórych zawodników. Nie lubi dyscyplinować swoich graczy i unika przyjmowania tej roli, co jego zdaniem jest dużym problemem.

Dzień po tym, jak Allen [Lavoy Allen – przyp. redakcji] opuścił trening otwarty dla kibiców, miał się spotkać z Brownem. Noc wcześniej imprezował, zaspał, i chociaż zadzwonił do Sixers i poinformował, że się spóźni, kazano mu zostać w domu. Następnego dnia wezwano go do biura Browna. Powiedziano mu, że otrzyma grzywnę. „Ale zamiast wyżywać się na mnie, Brown zapytał, czy w moim życiu wszystko dobrze się układa, chciał się upewnić, że wszystko gra” – powiedział Allen. „To było świetne zobaczyć, że nasz trener faktycznie troszczy się o jego zawodników”. Ta rozmowa sprawiła, że Allen zaczął go podziwiać. Poza tym uwidoczniła problem, który będzie prześladował Sixers przez kolejne lata.

Według Weitzmena, trener niejednokrotnie nie wiedział, jak zareagować na zaczepki jednej ze swoich niesfornych gwiazd, Jimmy’ego Butlera i ostatecznie próbował zniechęcić klub do zaoferowania mu nowego kontraktu latem 2019 roku. Wszystko to jednak stanowi małą część tej opowieści i jest podane raczej w subtelny sposób.

Brown poświęcił więcej niż pięć pierwszych lat na budowanie kultury (…) Uwielbiał uczyć młodych zawodników niuansów gry, tak jak wtedy, gdy był asystentem i jak wtedy, gdy robił to podczas pierwszych lat na stanowisku, kiedy ilość zwycięstw i porażek nie stanowiła żadnego problemu. Ale teraz rzeczy miały się inaczej. Sixers byli inni. Były oczekiwania, coś do stracenia. A z tym przyszła presja, a z presją mnóstwo innych odczuć, wmieszane w to były wielkie ega, trzeba było coś poświęcić, poza tym podjąć decyzje, z których żadna nie była łatwa i każda powodowała konieczność podjęcia innych decyzji, z których z kolei każda zła mogła przekreślić wszystko to, nad czym Brown tak ciężko pracował do tej pory.

 

Czy warto sięgnąć po „Tanking to the Top”?

 
Recenzja Tanking to the TopZdecydowanie tak! Ayron Weitzman potrafi wciągnąć czytelnika, ma lekkie pióro, pisze przystępnym językiem i od czasu do czasu przemyca trochę humoru.

To pozycja obowiązkowa dla fanów Sixers, którzy przypomną sobie o tym wszystkim, czym żyli przez ostatnią dekadę, a swoją wiedzę uzupełnią o kilka nowych, interesujących faktów. Będąc w temacie od lat, nie znajdą tu wielu szokujących informacji, ale z pewnością dostając pełen obraz sytuacji, spojrzą na kilka wydarzeń i ocenią niektórych bohaterów w nieco inny sposób.

Pozostali czytelnicy zainteresowani sportem również przeczytają książkę Weitzmana z zaciekawieniem, poznając w 17 rozdziałach kulisy przebudowy przeprowadzonej w najbardziej bezczelny sposób z możliwych. Proces pełen niespodziewanych zwrotów akcji, niecodziennych sytuacji, pechowych pułapek losu, ale też kilku szczęśliwych zbiegów okoliczności i podnoszących na duchu historii.

    


*Niespełna miesiąc temu poinformowałem polskich wydawców sportowych o tej publikacji, zachęcając ich do wydania polskiej edycji. Niestety zanim zdążyłem dostać jakąkolwiek odpowiedź, świat został sparaliżowany przez pandemię Covid-19. Z wiadomości, które do mnie dotarły wynika, że obecnie trwają próby ratowania aktualnych planów wydawniczych i w najbliższym czasie niestety nie należy się spodziewać chociażby decyzji w sprawie książki Ayrona Weitzmana.

 

5 myśli na temat “Recenzja książki „Tanking to the Top” Yarona Weitzmana

  • 1 kwietnia 2020 o 01:31
    Permalink

    Wow to o Noelu mnie szczerze zaskoczyło. Mam nadzieję że kiedyś jednak dopadnę tą pozycję. Świetna robota!

    Odpowiedz
    • 1 kwietnia 2020 o 18:24
      Permalink

      Mnie też, niezłe z niego ziółko ;-) Zabawne, jak media gnębią za jakieś rzeczy niektórych graczy, a o innych zawodnikach nikt nie ma pojęcia i prawda wychodzi na jaw po jakimś czasie. Dzięki za komentarz!

      Odpowiedz
  • 1 kwietnia 2020 o 16:30
    Permalink

    Dzięki za mnóstwo czasu poświęconego na rzecz napisania tego tekstu! Czyta się to rewelacyjnie. Zaciekawił mnie fragment o relacji Browna z Butlerem – czy jest szansa na delikatne rozwinięcie wątku? :)

    Odpowiedz
    • 1 kwietnia 2020 o 18:35
      Permalink

      Niestety nie ma czego rozwijać. W książce jest opisane, jak po porażce z Raptors i zapewnieniu przez klub, że Brown pozostanie trenerem (o rozsiewanie plotek o jego zwolnieniu zostali oskarżeni rywale) wszyscy usiedli, aby podjąć decyzje w sprawie wolnych agentów. „The moves had been mostly finalized thirteen days earlier, on the last day in June. Tobias Harris was signed to a five-year (near-max) $180 million deal. Butler, whom Brown had lobbied not to re-sign, was sent to the Miami Heat…” i to wszystko.

      Wcześniej jest sporo tekstu o tym, jak Butler podważał decyzje Browna, kłócił się z nim na zebraniach zespołu, jest o aferze z filmem po meczu z Blazers (pisał o tym Mateusz na naszej stronie) i ogólnie osoby wypowiadające się w temacie twierdzą, że Butler przekroczył granicę, jeśli chodzi o relacje na linii trener – zawodnik. Odniosłem wrażenie, że Brown nie był do tego przyzwyczajony i nie wiedział, jak reagować.

      Dzięki za miły komentarz i przeczytanie artykułu. Rzeczywiście sporo czasu na to poświeciłem, ale było warto!

      Odpowiedz
  • 2 maja 2020 o 08:40
    Permalink

    Książka przeczytana :) I mogę powiedzieć, że tym artykułem świetnie oddałeś jej najważniejsze aspekty, brawo!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *