Sixers – Bucks 94 : 132
Wczorajszego wieczoru kibice Sixers mieli okazję oglądania swojej ulubionej drużyny o „normalnej” porze bowiem mecz zaczynał się o godzinie 21.30. Sam również miałem tę wątpliwą przyjemność obejrzenia zmagań drużyny Philadelphii z Milwaukee Bucks. Niestety ostrzegam wszystkich kibiców Szóstek, tego meczy nie da się już „odzobaczyć”, dlatego zastanówcie się 2 razy zanim zdecydujecie się na oglądanie powtórki. Po bardzo słabym meczu Sixers ulegli gospodarzom 132 – 94.
Do ostatnich chwil niepewny był występ Joela Embiida, ostatecznie z powodu bólu prawego barku nasz center nie wystąpił w tym spotkaniu. Biorąc pod uwagę dodatkowo brak jednego z najlepszych obrońców w lidze Bena Simmonsa i będącego ostatnio w gazie Furkana Korkmaza pokonanie Bucks w pełnym składnie stało się „Mission Impissible”.
Scenariusz pogromu jaki mieli zafundować gracze z Milwaukee osłabionym gościom nie sprawdzał się przez ok. 3 i pół kwarty, bowiem nie byli oni w stanie uciec Sixers na bezpieczny dystans i nie jest to bynajmniej efekt wspaniałej postawy podopiecznych coacha Riversa, a po prostu bardzo mizernej gry Giannisa i spółki.
Na początku trzeciej kwarty dzięki serii 14-5 i 10 punktom Setha Currego na tablicy widniał wynik 55 : 54 dla gospodarzy i wydawało się, że szala zwycięstwa może przechylić się na każdą ze stron. Jednak po przerwie na żądanie na parkiecie odbył się spektakl którego z perspektywy kibica 76ers już nie dało się oglądać. Pięć przewinień technicznych, 9 zdobytych punktów i 31 straconych, tego udało się dokonać Sixers w ok 7 ostatnich minut trzeciej ćwiartki.
Ostatnia odsłona to już nieustanna dominacja graczy Bucks, wygrali tą odsłonę 46 do 31.
Żeby już nie kopać leżącego dodam tylko, że Sixers mieli swoje „chwile” w tym meczu, głównie na początku 3 kwarty, kiedy to doszli przeciwników na jeden punkt oraz kilka dobrych momentów w obronie głównie za sprawą niezastąpionego w tym aspekcie gry Matissea Thybullea. Z dobrej strony pokazywał się Dwight Howard, natomiast na całą resztę proponuje spuścić zasłonę milczenia, zapomnieć i skupić się na kolejnych meczach. Jedno jest pewne, jeżeli chcemy liczyć się w walce i pierścień mistrzowski to Embiid, Simmons i Harris muszą być w 100% zdrowi inaczej czekać nas będzie kolejne rozczarowanie.
Dla ciekawych poniżej link do statystyk, jednocześnie raz jeszcze ostrzegam przed oglądaniem tego meczu w całości.
https://www.nba.com/game/phi-vs-mil-0022000905/box-score
Bez Joela będzie ciężko :)
Ojoj, bez Embiida to może być bardzo nieprzyjemny seans, ale może pozytywnie się zaskoczymy
Oglądam jednym okiem, ale co zerknę to sędziowie gwiżdżą nam jakiś faul z d
Odbija nam się napięty i ciężki terminarz. Nets uciekają, zaraz nas Knicks dogonią… XD
Można się było tego spodziewać, ale mam nadzieję że Joel i Ben szybko wrócą, bo wiadomo jak ważna jest akurat dla nas przewaga parkieru w PO. Wkurza mnie tylko, że akurat w tym momencie Harris złapał kryzys, może jeszcze też nie w pełni zdrowy albo z Benem gra mu się lepiej…
Do autora recenzji Macieja :) uważaj co piszesz bo zaraz przyleci niejaki ajverson i napisze Ci, ze tylko narzekasz :P fakt jest taki, ze taka grą w osłabieniu straciliśmy pozycje lidera na wschodzie i kto wie możemy również stracić 2 miejsce na rzecz Bucks.. a to może oznaczać ciężka przeprawę w 1 rundzie z Heat.. trochę SZkoda by było poleciec po pierwszej rundzie na wakacje :)
Podzielam opinie. Zakończenie PO wcześniej niż finał konferencji będzie dla mnie rozczarowaniem w tym sezonie. Potrzebujemy Joeala bo on robi różnicę, robi przewagę nawet jak nie rzuca, potrzebujemy Bena bo jego obrona robi różnice, nawet jeżeli zdarza mu się robić głupoty i byc pasywnym po ofensywnej stronie parkietu i ostatnie czego potrzebujemy to to żeby Hill okazał się naprawdę solidnym wzmocnieniem z ławki bo patrząc teraz przez pryzmat nieobecności Embiida to oddanie Bradleya było wysoka ceną.