Sixers – Kings 125:108

Wciąż bez Embiida, Simmonsa i Richardsona kontynuujemy serię spotkań po zachodnim wybrzeżu. Od początku spotkania jednak postawiliśmy twarde warunki gospodarzom z Sacramento, wychodzą po kilku chwilach na dwupunktowe prowadzenie. Niestety dobra dyspozycja nie trwała długo, bo przewagi nie udało się utrzymać nawet do końca pierwszej kwarty. Wejście na parkiet rezerwowych zmieniło obraz gry i spowodowało serię punktów gospodarzy.

Początek drugiej kwarty to jednak powrót do odpowiedniej agresywności i ponowne odskoczenie na kilka punktów drużyny Browna, prowadzonych głównie przez Tobiasa Harrisa. Dodatkowo udało się nie powtórzyć złego scenariusza z poprzedniej ćwiartki i do przerwy prowadziliśmy 63:53.

Po zmianie stron większa odpowiedzialność za zdobywanie punktów na swoje barki wziął Milton, czego efektem było już prawie dwudziestopunktowe prowadzenie gości. Po sześciu minutach gry Kings trochę się jednak otrząsnęli i dzięki serii punktów zmniejszyli straty nawet do jednocyfrowych rozmiarów. Na pochwałę zasłużył w tym momencie jednak również Raul Neto, którego mądra i spokojna gra przyczyniła się do przeczekania lepszego okresu gry gospodarzy i późniejszego powiększenia prowadzenia na koniec kwarty do 16 oczek.

Początek ostatniej odsłony spotkania wciąż należał do przyjezdnych, których przewaga wynosiła już dwadzieścia punktów. W ciągu zaledwie minuty jednak, drużyna z Kalifornii zmniejszyła straty o połowę. Kolejne niepotrzebne i przede wszystkim niecelne rzuty z dystansu przyjezdnych pozwoliły stopnieć przewadze do ledwie sześciu punktów na 5 minut do końca. Na całe szczęście gracze z Sacramento w momencie gdy poczuli, że mogą jeszcze coś ugrać tego wieczora, zapomnieli jak trafiać do kosza i zbierać piłki pod własną obręczą. Sixers, którzy dzięki temu mieli co chwilę na poprawienie swoich nieudanych akcji rzutowych znowu odskoczyli, tym razem nie pozostawiając już przeciwnikom światełka w tunelu.

Drużyna Bretta Browna wygrywa ostatecznie 125:108, na co warto zwrócić uwagę to fakt, że chyba wyraźnie służy nam gra bez typowego centra. Norvel Pelle, pojawił się na parkiecie, na zaledwie niecałe trzy minuty i przez ten czas jego wskaźnik wyniósł -12 punktów.

STATYSTYKI:

Tobias Harris – 28 pkt, 14 zb, 3 as;

Mike Scott – 11 pkt, 7 zb, 4 as;

Al Horford – 18 pkt, 8 zb, 6 as;

Shake Milton – 20 pkt, 3 zb, 3 as;

Raul Neto – 16 pkt, 2 zb, 2 as;

Alec Burks – 17 pkt, 3 zb, 2 prz.

3 myśli na temat “Sixers – Kings 125:108

  • 6 marca 2020 o 07:28
    Permalink

    Matchup był jaki był. Kings też grają ostatnio dużo bez centra. A my mamy po prostu zawodników lepiej przygotowanej do roli oszukanej piątki niż Bielica. Ważne zwycięstwo, na wyjeździe i w osłabieniu. Jeszcze tylko pokonać GSW i Sixers bez trzech gwiazd mogą wracać do domu z podniesionymi głowami.

    Odpowiedz
  • 6 marca 2020 o 07:46
    Permalink

    Druga z rzędu tragiczna zmiana Pelle, za to O’Quinn po serii świetnych meczów znowu grzeje ławę…

    Odpowiedz
  • 6 marca 2020 o 21:41
    Permalink

    KOQ miał ostatnio kilka statystycznie dobrych meczy, ale z drugiej strony z nim na parkiecie drużyna ma tragiczne współczynniki.
    Jeśli strefa ze Scottem działa przez te kilka minut to nie mam zamiaru płakać po nim. Zresztą na Detroit ma wrócić ponoć Jo, więc temat sam się wyjaśni.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *