Sixers – Rockets 118:113
Sixers tym razem podeszli do spotkania z Joelem Embiidem, ale bez chorego na grypę Bena Simmonsa. Doc Rivers wyraźnie eksperymentuje ze składem i do pierwszej piątki wystawił niespodziewanie Matisse Thybulle’a.
Decyzja trafna, co pokazały trzy skuteczne akcje w połowie pierwszej kwarty, wszystkie ze sporym udziałem Tisse’a, zakończone trzema celnymi trójkami Sixers. Dzięki temu na tablicy mieliśmy 27-18 i od tego momentu gospodarze przejęli mecz. Tak, to było jedno z tych spotkań, w których Sixers trafiali za trzy jak szaleni (11/18 w pierwszej połowie) i ich przewaga urosła do 69-43 podczas przerwy.
W trzeciej kwarcie prowadzenie Sixers nieco spadło, ale przez cały czas oscylowalo wokół 20 punktów. Podobnie i w czwartej, do czasu, aż John Wall zaczął odrabiać straty swojego zespołu. Na około 4 minuty przed końcem Rockets przegrywali zaledwie 10 punktami, a dwie minuty później było to już tylko 5 oczek. Sixers stracili skuteczność i podjęli zbyt wiele głupich decyzji w finałowej kwarcie, ale ostatecznie na wysokości zadania stanął Embiid, który dwukrotnie zdobywał ważne kosze. Dzięki temu obyło się bez nerwów w samej końcówce.
Najlepsze występy zanotowali Joel Embiid (31 punktów, 10 zbiórek, 9 asyst), Seth Curry (25 punktów, 5 asyst) i Tobias Harris (24 punkty, 15 zbiórek, 5 asyst). Wśród pokonanych punktowali John Wall (28 punktów, z czego 24 w drugiej połowie) oraz Cousins i Tate (po 19 punktów).
Joel wrócił ale Benka zabraknie. Nie wiem jednak dlaczego. Go PHILA!
Chyba zacznę wyjazdy tylko oglądać, ta baba jest nie do wytrzymania. Dziś non stop tylko „hehehe, eeeeehhh”
Przecież komentarz można sobie przełączyć? Ja z kolei za naszą dwójką komentatorów też nie przepadam.
Już to pisałem ale w głowie się nie mieści. Ponad 25 mln za sezon i gość siedzi na krzesełku za 5 dolarów i czasem jakiś lepek zapie…z poduszką żeby mu pod „de” położyć. Masakra.
Biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźli, Houston po odejściu Brody zdaje się czerpać radość z gry. W drugiej połowie zaczęli czerpać w takim zakresie, że prawie zmarnowaliśmy 29 punktowe prowadzenie. Zamiast dać odpocząć starterom i ogrywać rezerwowych, musimy się bić do końca. Kompletna głupota.