Upadek Joela Embiida
W minionym sezonie oglądaliśmy wiele upadków Joela Embiida. Ale nie bierzcie tego metaforycznie, chodzi oczywiście o jego fizyczne upadki na parkiet. Statystycy NBA obliczyli, że Kameruńczyk aż 244 razy upadał na parkiet w sezonie regularnym. To daje 3.3 upadku na mecz. Innymi słowy – Embiid sprawdzał twardość boiska dokładnie co 10 minut!
Jak łatwo się domyślić, Embiid przewodził w tej statystyce wszystkim centrom NBA. W całej lidze częściej od niego podnosić z parkietu musieli się tylko nasz stary kumpel Ersan Ilyasova (co 9 minut), który jest liderem NBA w przyjmowaniu fauli ofensywnych, oraz znany z wbijania się pod kosz i… umiejętności aktorskich James Harden (co 8 minut). Ciekawe jest, że Embiid podczas gry w NCAA nie upadał aż tyle – w 28 spotkaniach na parkiecie lądował 38 razy, czyli średnio co 17 minut.
Dlaczego Joel w NBA tak często przegrywa walkę z grawitacją? Wszyscy doskonale widzimy, że gra z ogromnym zaangażowaniem i poświęceniem. Walczy o każdą piłkę, zostawiając na parkiecie serce. Jego bloki od tyłu, kiedy ściga przeciwnika i blokuje piłkę odbiciem o tablicę, są bardzo widowiskowe, ale również sprzyjają „zaliczaniu gleby”. Nie można zaprzeczyć, że Embiida czasem ponoszą też talenty aktorskie przy próbach wymuszenia faulu. A czasami to po prostu niepotrzebne wyskakiwanie w powietrze młodego zawodnika, który musi nabrać jeszcze trochę doświadczenia.
Z Joelem mamy sytuację, którą wprowadził D-Wade, czyli „upadnij siedem razy, ale podnieś się osiem” – Jimmy Butler.
Niejednokrotnie serce stanęło mi w gardle, kiedy obserwowałem niebezpieczny upadek Embiida. Zaraz wstanie, czy następne tygodnie będzie leczył kontuzję? – zastanawiałem się i z pewnością nie jestem w tym odosobniony. Do tej pory „Proces” miał dużo szczęścia, co nie znaczy, że to się kiedyś nie skończy. Okazuje się jednak, że jego upadki, poza powodowaniem siniaków, mogą nawet czasami… pomagać.
To jest coś, czego nauczyłem się w 2014 roku podczas rehabilitacji związanej z kontuzją stopy, kiedy starałem się znaleźć sposób na ograniczenie nacisków na pewne części mojego ciała. Dowiedziałem się, że za każdym razem kiedy czuję, że mogę być w sytuacji, w której wystąpi pewien rodzaj ekstremalnego nacisku na moją nogę, muszę biec dalej lub wyłożyć się na parkiet. Dlatego to robię (…) Wiem, że są kibice, którzy myślą zawsze „Nie!” kiedy upadam, ale ja to robię w tym właśnie celu. Specjaliści od mojej stopy mi to zalecili – Joel Embiid.
Z tego samego powodu można zauważyć, że Embiid po wsadach trochę dłużej niż kiedyś wisi na obręczy. Dobre lądowanie na obu nogach, zamiast nacisku i nienaturalnego nadwyrężania czy obciążania tylko jednej z nich, to kolejne zalecenie ekspertów.
My jednak będziemy wciąż drżeć o zdrowie centra Sixers, bo tak została naznaczona jego kariera już od samego jej początku. Tegoroczne bóle w kolanach, opuszczone lub zagrane poniżej oczekiwań mecze w związku z biegunką, grypą, złym samopoczuciem czy związanym z tym wszystkim niedostatkiem snu, dają do myślenia.
Historie o tym, że Embiid połykał całe blachy skrzydełek kurczaka lub pił spore ilości niezbyt zdrowego napoju „Shirley Temple” należą już ponoć do przeszłości. Z drugiej strony Landry Shamet (sprzedany przez Sixers w trakcie sezonu do Clippers) wspominał niedawno, jak Embiid kazał przynosić sobie do samolotu po cztery milkshake z lodami i kruszonymi ciastkami…
Joel Embiid jest bez wątpienia niezwykle ambitny i każda porażka tylko zachęca go do cięższej pracy w off-season. Ale nadchodzącego lata powinien nie tylko pracować pod opieką trenerów i fizjoterapeutów, ale także znaleźć dobrego dietetyka i surowo przestrzegać rozpisanej dla niego diety, która jest równie istotna dla kariery każdego sportowca, jak odpowiednie przygotowanie fizyczne.
Szlag mnie trafia ilekroć słyszę o tym, jak żywi się Embiid. Drugi Shaq, qwa jego mać.