Philly Cheesesteak of the Week

Dr. Kurt Siemers, dyrektor i właściciel G.J.H Siemers Co. of Hamburg, z dumą patrzył w 1904 roku na nabrzeżu portu w Glasgow na wodowanie najnowszego i najpiękniejszego dziecka swojej firmy – monumentalnego żaglowca typu windjammer nazwanego na jego cześć „Kurt”. Statki napędzane silnikami parowymi powoli przejmowały pałeczkę na morzach i oceanach, ale „Kurt” miał być żywym pomostem pomiędzy starym, a nowym. Jako jeden z ostatnich wielkich 4 – masztowców. Jak to się stało, że ponad 100 lat później możemy na jego pokładzie zjeść smaczny obiad na brzegu rzeki Delaware w Filadelfii?

W latach 1904 – 1914 pływał pod niemiecką banderą po całym świecie od Australii, po Europe i obie Ameryki wożąc różne towary. Wybuch I wojny światowej zastał statek w mieście Astoria w stanie Oregon w USA. „Kurt” stał bezczynnie w porcie do roku 1917, kiedy po przystąpieniu do wojny Stany Zjednoczone po prostu go skonfiskowały. Na początku zmieniono nazwę okrętu na „Dreadnought”, ale na prośbę Edith Wilson, żony prezydenta Woodrowa Wilsona, statek został przemianowany na „Moshulu” na cześć rdzennych Indian z plemienia Seneca. W ich języku nazwa oznaczała „Ten, który niczego się nie boi”.

Do 1920 statek woził po świecie towary dla rządowej firmy U.S. Shipping Board, aby potem w latach 1920 – 1935 pływać dla różnych prywatnych spółek z siedzibą w San Francisco. W 1935 statek kupuje Gustaf Erikson i od tego momentu żaglowiec pływa pod fińską flagą z matczynym portem w Szwecji. W 1940 roku statek zostaje przejęty w Norwegii przez III Rzeszę. Przez kolejne lata niszczał i tułał się po Skandynawii, aby w 1961 zostać kupionym za 3200 ton rosyjskiego żyta przez fiński rząd i skończyć jako magazyn zbóż.

Statek uratował  w 1970 roku kapitan Raymond E. Wallace z amerykańskiej firmy American Specialty Restaurants Corporation, która kupuje „Moshulu”, naprawia w holenderskim porcie i przeprawia do Nowego Jorku. Statek ma służyć od teraz jako restauracja i muzeum. W 1975 płynie do Filadelfii, dokuje przy Penn`s Landing i z przerwami służy do dziś jako elegancka i słynna restauracja w jedynym na świecie zachowanym oryginalnym żaglowcu typu wingjammer. Jak jesteście spostrzegawczy, to znajdziecie nawet „Moshulu” w filmie „Ojciec Chrzestny 2”.

Moshulu-Night
Moshulu (foto: J. Fusco)

Moshulu -old

Długą, daleką i pełną wybojów drogę, tak jak „Moshulu”, przeszedł też nasz Joel Embiid. To co wyprawia w tym sezonie jest po prostu niesamowite. W ostatnim tygodniu przejechał się walcem po Mavs, Nets i Clippers. Jakby w ogóle nie był przed chwilą kontuzjowany. Czyż nie wątpiliśmy, czy ” z tej mąki będzie chleb”, kiedy pierwsze jego sezony to pasmo urazów i znaków zapytania?

Myślę, że drużyny nie mają pojęcia co robić, kiedy go kryją. Uważam, że jest oczywistym MVP tego sezonu. Jest dominujący. Nie mam pojęcia jak można go zatrzymać

To Simmons po meczu z Clippers. Nic dodać, nic ująć. Najlepsze jest to, że Joel dominuje w sposób czysty. Nie cwaniaczy, nie gra brudno. Po prostu nie ma na niego siły. Rywale nie mają wyjścia jak faulować, Embiid idzie na linie, a że trafia w tym sezonie fantastyczne ponad 80%…

Piękny tydzień. Trzy silne drużyny odprawione z kwitkiem, w tym najgroźniejsi rywale z konferencji. Z Nets i Clippers niepotrzebna nerwówka w IV kwartach po kontrolowanym prowadzeniu przez większość meczu, ale takie wygrane końcówki wykuwają zimną pewność siebie, tak potrzebną na play – offy.

Fantastycznie zaczyna grać Korkmaz, który zaraz może na stałe zadomowić się w pierwszej piątce. Na tle bezbarwnego Scotta wygląda na pewniaka do bycia ważnym punktem w zmniejszonej rotacji na PO. Świętnie trafia za 3 i bije swoje rekordy przechwytów. Simmons dalej gra piach w ataku, ale na szczęście jego obrona jest elitarna. Natomiast Howard jest liderem NBA w faulach technicznych. Ma ich już 14. Tu komentarz pozostawiam Tobie drogi czytelniku, bo ja nie wiem co o tym myśleć… .

„Moshulu” , onegdaj gwiazda mórz i oceanów, w pewnym momencie był zdezelowanym magazynem. Widzę tu mała alegorię do jeszcze nie tak dawnych występów naszej drużyny (Sam Hinkie chlip chlip…). Dziś, po przebyciu dłuugiej drogi, znów prezentuje się dumnie i okazale. Okazała jest teraz też gra naszej drużyny i Embiida. Czy to jest właśnie ten moment, kiedy Philadelphia 76ers powróci w blasku mistrzowskiej chwały? Dla mnie, jako kibica Sixers, będzie to jedna z najbardziej emocjonujących końcówek sezonu od lat.

Jedna myśl na temat “Philly Cheesesteak of the Week

  • 20 kwietnia 2021 o 20:32
    Permalink

    Kolejny świetny tekst Maciej, szkoda tylko, że Steph Curry go nie czytał przed wczorajszym meczem ;)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *