Pistons – Sixers 119:104

Drugi z rzędu pojedynek przeciwko graczom z Motor City, tym razem goście bez Joela Embiid’a w składzie. Do piątki Pistons wrócił za to Blake Griffin.

Spotkanie znacznie lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy już po trzech minutach gry, przy prowadzeniu 11 punktami zmusili Doc’a Rivers’a do wzięcia przerwy na żądanie. Sygnał do ataku starał się dać Harris, trafiając dwie trójki. Simmons’a szybko zastąpił Milton, jednak gospodarze kompletnie dominowali pod koszem zaliczając kolejne zbiórki w ataku, a po drugiej stronie akcję, za akcją marnował Howard. Zdecydowanie lepsze wrażenie pozostawiał po sobie Bradley, który zmienił byłego gracza Lakers. To było jednak zbyt mało by odrobić straty, które na koniec kwarty wyniosły 11 punktów (34:23).

Na początku drugiej ćwiartki udało się zmniejszyć straty do jednocyfrowych rozmiarów, głownie dzięki świetnej obronie Thybulle’a, który doprowadzał tym do białej gorączki Griffin’a. Niestety chwilę później dwa faule posłały młodziana na ławkę. Gdy po stronie gospodarzy na parkiet wrócił Grant i Plumlee, znowu uwidoczniła się dziura w pomalowanym. Straty momentalnie wzrosły do 17 punktów. Pomimo, że rzadziej gubiliśmy piłkę, to Pistons co rusz mieli okazję do powtarzania akcji dzięki zbiórkom (10 więcej w całej pierwszej połowie). Tymczasem Ben Simmons w takim spotkaniu, przeciwko ostatniej drużynie wschodu, gdy nie ma w składzie Embiid’a, spędza na parkiecie nieco ponad 6 minut z powodu szybkich 3 fauli osobistych… Wynik do przerwy – 64:50.

Trzecia kwarta to w zasadzie powtórka z rozrywki. Simmons pojawił się na parkiecie tylko po to by złapać czwarty faul, Howard machał swoimi długimi, ale dziurawymi rękami, a Pistons utrzymywali się na prowadzeniu dzięki zbiórkom w ataku i trójkom. W zasadzie każdy z podstawowych graczy, może poza Harrisem zawodził, przyzwoicie wyglądali jedynie młodzi. Widząc tą mizerię Rivers nawet nie próbował już wracać do startowej piątki razem na parkiecie.

W ostatniej odsłonie spotkania Ben Simmons chyba wreszcie zorientował się, że to on powinien odpowiadać w tym meczu za drużynę i zaczął zdobywać jakieś punkty, przewaga gospodarzy jednak absolutnie nie topniała. Sixers byli tak bezsilni, że nawet nie wpisany w protokół meczowy Mike Scott, postanowił się dopasować i zaliczył przewinienie techniczne za utarczki z rywalem. Nie wierzycie, że mogło być tak źle? Ja też nie wierzyłem, a musiałem jeszcze patrzeć jak Sixers pudłują trzy wolne z rzędu przyznane im za niesportowe zachowanie przeciwnika… Wyglądało to tak, jakby Pistons nawet gdyby bardzo chcieli, to nie daliby rady dzisiaj zejść z boiska na tarczy. Ten dramat w czterech aktach zakończył się wynikiem 119:104 .

Nobla temu, kto jest wstanie wytłumaczyć, jakim cudem pierwsza drużyna konferencji grając bez tylko jednego zawodnika traci kompletnie swoją wartość.

 

4 myśli na temat “Pistons – Sixers 119:104

  • 26 stycznia 2021 o 03:37
    Permalink

    Dodam jeszcze tylko od siebie, że mi już wystarczy oglądania w tym sezonie Howarda. Koleś przychodzi do drużyny jako weteran, zaraz po mistrzostwie, a ja byłbym w stanie sklecić pięć razy dłuższy materiał z tego sezonu, gdzie machania łapami, nie trafia wsadów, bezmyślnie fauluje i kłóci się z arbitrami, niż taki z jego dobrymi zagraniami. Dzisiaj z nim na boisku byliśmy -23, a z Bradleyem +8.

    Odpowiedz
  • 26 stycznia 2021 o 11:16
    Permalink

    Bo bez Embiida nie ma komu wziąć ich za pysk i zmotywować. W tamtym sezonie była identyczna sytuacja że bez Jojo graliśmy jak zagubieni we mgle. Więc tutaj kamyk A nawet głaz do ogródka trenera.
    Następny minus to męczarnie w meczach na wyjeździe. A przecież grają bez publiczności.
    Oni z takim podejściem by nie wygrali żadnej pary w Play offach.
    Po prostu nikt nie bierze na siebie ciężaru gry. Niestety tutaj wychodzi jakim liderem jest Simmons A właściwie nim nie jest i pewnie o to chodziło Butlerowi.
    Miałem już się nie pastwić nad Benem ale się sam O to prosi. Już nawet nie chodzi o to czy rzuca czy nie ale po prostu pod jego przywodzctwem jesteśmy bandą przeciętniaków.
    Następnie ogramy Lakers i wszystko wróci do normy….

    Odpowiedz
  • 26 stycznia 2021 o 11:25
    Permalink

    Bez Embiida jesteśmy 0-4 i spadamy do poziomu przeciętności.
    A ja kiedyś stawiałem Simmonsa nad Jojo. Oczywiście Simmons nie jest winien każdej porażki w tym sezonie ale w takich meczach to jest jego czas i miejsce. To nie jest scorer ale może błysnąć na wiele innych sposobów. Status allstara powoli mu ucieka i nie pomoże mu nawet elitarna obrona..
    Krytyka oczywiście należy się całej drużynie ponieważ na porażke z najgorszą drużyną wschodu nic nie tłumaczy

    Odpowiedz
  • 26 stycznia 2021 o 12:14
    Permalink

    Howard mam wrażenie jest liderem NBA w głupich faulach i nie trafionych wsadach XD. Ale też daje sporo energii z ławki, świetnie zbiera (coś koło 16 rpg per 36 min) i wprowadza dobrą atmosferę. Irytuje swoim niskim IQ dosyć regularnie, jednak Embiid nigdy nie miał lepszego zmiennika i nie krytykowałbym Dwighta tak bardzo. Wczoraj rzeczywiście Bradley wyglądał o niebo lepiej, ale to też kwestia Pistons, którzy ewidentnie nam nie leżą i to już pokazał nawet pierwszy mecz, mimo wygranej.

    Z drugiej strony widać też bardzo, ile znaczy dla nas Embiid. Te 0-4 bez niego wiele nie znaczy, bo bez Simmonsa jest chyba 0-3 albo 0-2, nie będę teraz szukał, ale wiadomo, że dwa mecze graliśmy drugim składem przez kwarantannę… Jednak oglądając mecze widać gołym okiem, że Joel musi być jednym z faworytów do MVP w tym roku.

    Odpowiedz

Skomentuj Hitokiri Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *