Simmons i Mitchell idą łeb w łeb w wyścigu o ROTY

Ben Simmons i Donovan Mitchell zostali Debiutantami Lutego w swoich konferencjach. To trzecie takie wyróżnienie dla Simmonsa w tym sezonie, również trzecie (ale z rzędu) dla zawodnika Utah Jazz. To właśnie pomiędzy tą dwójką rozgrywa się walka o tytuł Debiutanta Roku. Simmons był faworytem od początku sezonu, jednak popisy strzeleckie Mitchella (pierwszy strzelec wśród debiutantów ze średnią prawie 20 ppg) i dobre wyniki Jazz sprawiły, że na chwilę objął on prowadzenie w tym wyścigu. W lutym Sixers wygrali jednak 8 z 11 spotkań i wygląda na to, że rywalizacja między tymi debiutantami będzie bardzo zacięta, a wynik niepewny do samego końca.

Wracając do minionego miesiąca, Simmons notował w nim świetne 16.0 ppg, 7.3 rpg, 7.7 apg i 2.0 spg. Poza punktami to najlepsze wyniki wśród debiutantów, a w asystach szósty wynik w całej lidze. Simmons zaliczył także triple-double (18/12/10) przeciwko Heat, oraz ustanowił nowy rekord kariery z 32 punktami przeciwko Bulls. Mitchell zdobywał 21.4 ppg, 4.2 rpg, 3.8 apg oraz 1.3 spg, a w spotkaniu z Suns po raz drugi w karierze przekroczył barierę 40 punktów.

15 myśli na temat “Simmons i Mitchell idą łeb w łeb w wyścigu o ROTY

  • 2 marca 2018 o 15:17
    Permalink

    Jeśli Jazzmani nie wejdą do PO obstawiam że ROTY wpadnie w dłonie Bena.

    Odpowiedz
  • 2 marca 2018 o 20:03
    Permalink

    Przecież jak Ben nie dostanie ROTY to będzie to nieporozumienie. Mitchell fajnie punktuje, ale Simmons oprócz punktów dokłada jeszcze praktycznie wszystkie inne elementy, które u Mitchella są na poziomie co najwyżej przeciętnym.

    Odpowiedz
    • 2 marca 2018 o 20:30
      Permalink

      Serio? „Fajnie punktuje”? Gość jest drugim rookie w historii ever, który podczas runu 11-0 był najlepszym strzelcem drużyny. Do tego Mitchell jest ich pierwsza opcja, go-to- guyem i closerem w jednym. Liderem ataku drużyny walczącej o PO. Wielowymiarowym po atakowanej części. Do tego wybrany z „dalekim” numerem.
      Sorry ale dopóki Ben nie nauczy się rzucac, i brać końcówek na siebie to ciągle dla mnie ROY jest u DM. Do tego Ben to oszukany rookie bo jest drugi rok w lidze mistrzów widział system, przygotowanie, wszystko od kuchni. To jego un- fair przewaga..

      Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 00:28
    Permalink

    A Ben jest trzecim w historii rookie który robi 10-7-7,a co do tego oszukanego rookiego. Jak ja tego nie mogę słuchać. Definicja jest taka że to zawodnik rozgrywający pierwszy sezon w lidze. Simmons rozegrał swój pierwszy mecz w bieżącym sezonie więc chyba się zgadza?

    Odpowiedz
    • 3 marca 2018 o 08:33
      Permalink

      Ponad połowa mojej odpowiedzi jest o tym jak płytko potraktowałeś Mitchella, i że Ben nie potrafi rzucać. A Ty o rookie. Znam definicje, jakkolwiek pojawi się to na 200% w rozmowie o ROY u władz ligii. Ben ma ten „problem” że w drużynie jest YoYo i to on będzie closerem raczej

      Odpowiedz
      • 3 marca 2018 o 09:40
        Permalink

        C’mon Ben kręci historyczne cyferki, bije na głowę Mitchella we wszystkim oprócz rzutu, wystarczy spojrzeć na bardziej zaawansowane statystyki. Jazz mieli fajny okres, ich drużyna składa się ze świetnych obrońców i zadaniowców w ataku. Znakomite miejsce dla takiego gracza jak Donovan, może oddawać po 17 rzutów na mecz na co najwyżej przeciętnej skuteczności. Ben daje dużo więcej drużynie niż Mitchell i to po obu stronach parkietu a jak widzę na wszelakich forach opinie że nie powinien być all Starem bądź roty bo nie rzuca za trzy… No cóż, ręce opadają. To jakby stawiać Lou Willa ponad Butlerem czy Georgem bo zdobywa więcej punktów, przyjemniej się go ogląda i stoi za nim fajna historia. ;) Fajna historia wygrała już rok temu i za 5 lat o Brogdonie będzie się mówić jako o jednym z bardziej anonimowych roty, rollsie który zdobył statuetkę zamiast Embiida.

        Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 09:44
    Permalink

    A argumenty, że on jest w tej lidze dwa lata…. To nie ma nic do rzeczy. Prawnie jest takim samym rookie jak Mitchell, czy ponad 30 letni Teodosic. To nie powinien być żaden argument przy przyznawaniu nagrody, bo to jest nagroda dla najlepszego gracza który po raz pierwszy postawił nogę na parkiecie w tym sezonie. A ten warunek Simmons spełnia. Jak Griffin zdobywał nagrodę to takich głosów nie było.

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 10:42
    Permalink

    Kazdy ma trochę racji w tej dyskusji. Jako fani sixers powinnismy trzymac za swoim chociaz Mitchell to ciekawy zawodnik i wzbudza dobre emocje.
    Zauwazcie że Simmons ma prawie 10% lepszą skuteczność plus do tego asysty i zbiórki i przechwyty. Do tego gra bardzo zespołowo i nie forsuje rzutów. Co do jego braku rzutu bo zauwazcie że ostatnio coraz czesciej probuje jumperów i mu wchodzą. Tak samo poprawil osobiste na 60%

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 13:15
    Permalink

    Mitchell zdobył najwiecej punktów w runie 11-0. WOW!!! Zrobił to raz czy ile? Bo Simmons kręci cyferki na poziomie 16-7-7 i dokłada do tego dwa przechwyty. I to przez 60 meczy w sezonie. Zadziwiająca regularność jak na rookiego. Bez rzutu, no faktycznie z rzutem nie najlepiej ale z jakiegoś powodu robi tylko 4 pkt mniej na mecz od Mitchella oddając mniej rzutów i przy okazji robi to na skuteczności 54%. Ogólnie jest drugi wśród debiutantów jeśli chodzi o punkty i przewodzi praktycznie w całej reszcie statystyk. Mitchell ma lepszy rzut i tyle. Niczym więcej nie jest w stanie przebić Bena. Jeśli Simmons będzie konsekwentnie pracował i dorobi się solidnego rzutu, plus nieco poprawi obronę to ciężko chyba wyobrazić sobie większego dominatora za parę lat. Mitchell pewnie będzie fajną opcją na 20/pkt w meczu za parę lat ale ligi nie zdominuje.

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 13:39
    Permalink

    Nie licząc Embiida, dawno już nie było pierwszoroczniaka, który dawał takie nadzieje na nową jakość w NBA za kilka sezonów. W ostatnich latach debiutanci bardziej rozczarowywali niż zachwycali, a tu pojawia się Simmons, który już teraz jest czołowym graczem ligi na swojej pozycji, a za kilka sezonów może być uznawany za najlepszego gracza występującego w danym sezonie. Mitchell natomiast to kolejny wyrobnik potrafiący jedynie zdobywać punkty. Co z tego że zdobędzie w meczu kilka punktów więcej niż Simmons, jak za chwilę nie obroni, da zebrać rywalom łatwą piłkę, czy odda niecelny rzut zamiast podać piłką do lepiej ustawionego partnera. 10 lat temu najbardziej cenieni w lidze byli zawodnicy zdobywający oszałamiające liczby punktów, na szczęście już od tego się odeszło i teraz ceni się zawodników uniwersalnych. James uznawany za najlepszego obecnie grającego zawodnika w NBA zdobywa prawie 5 punktów na mecz mniej niż w swoim rekordowym sezonie, oddaje ponad 4 rzuty mniej w meczu, za to ma 2.4 asysty więcej. Zdobywa prawie 5 punktów mniej niż obecny lider klasyfikacji strzelców, czyli Harden, również świetny zawodnik, ale nikt nie powie, że lepszy od LeBrona

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 13:55
    Permalink

    Panowie w ostatnich komentarzach nie doceniają Mitchella. A to błąd. Facet też może być allstarem, mvp… Zobaczymy co z niego będzie. Ma niesamowitą etykę pracy i wspaniały wachlarz ofensywny. Jednak na ten moment uważam, że ROTY jak najbardziej należy się Benowi, który jest (mimo braku trójki) bardziej kompletnym graczem. Mitchell to SG. A Ben? Ben może w tej chwili pokryć zawodnika z każdej pozycji. To według mnie jeden z największych atutów o którym chyba jeszcze nikt nie wspomniał.

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 14:26
    Permalink

    @Kozik, ja uwielbiam Mitchella i już przed draftem był moim kandydatem do top10, choć aż takiego sezonu oczywiście się po nim nie spodziewałem. Zgadzam się jednak z Messem, że nie doceniasz do końca środowiska, w jakim gra DM. Jest otoczony znakomitymi obrońcami i idealnie wpasował się w rolę alpha doga w ataku, bo innego kandydata tam nie widać. Coś jak Kyrie w Bostonie. Trudno winić Bena za to, że ma w zespole Embiida. Ja akurat szanuję Simmonsa za to, że nie robi nic na siłę w ataku, pod publiczkę, żeby robić jak najlepsze cyferki. Działałby na szkodę drużyny, która jest zbudowana inaczej niż Jazz. Ben to drugi rookie w historii, który notuje 16/7/7 + 1.8 przechwytu. Tylko Magic Johnson tak wchodził do ligi. I robi to na niesamowitym luzie. Nie przepycha Embiida, żeby mu zebrać sprzed nosa jak Westbrook robił z Adamsem. Nie holuje piłki przez 20 sekund, żeby w końcu wywalczyć asystę, jak Rondo swego czasu. Wręcz przeciwnie, gość przyspiesza grę, jak to tylko możliwe. Wszystko przychodzi mu naturalnie. No i zna zwoje ograniczenia w ataku, ale to oznaka dobrego boiskowego IQ. Jak tylko dostrzega lukę, to zwykle kończy monster dunkiem.

    Nie chcę tu niczego ujmować Mitchellowi, bo ciągnie atak Utah lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Jest wyraźnie lepszy niż w NCAA, a to duża sztuka dla rookiego. Bierze na siebie odpowiedzialność, ale jego efektywność nie rzuca na kolana. Skoro już oceniamy go jako scorera, to warto zwrócić uwagę, że jest dopiero 73. GUARDEM w lidze pod względem TS%. Jest poniżej ligowej średniej w kategorii effective field goal percentage. Także sporo pracy przed nim, żeby poprawić wskaźniki skuteczności. Tak jak i sporo pracy przed Benem, żeby zacząć grozić rzutem. Pytanie tylko czy nie wymagamy tu za dużo od Simmonsa w pierwszym roku gry w NBA. Moim zdaniem, gdyby Ben teraz dysponował solidnym jump shotem i trafiał z dystansu w granicach ligowej średniej, to byłby kandydatem do MVP, a przynajmniej All-NBA Team, bo byłby po prostu nie do zatrzymania dla nikogo.

    Przyznam, że jest mi obojętne czy Simmons zgarnie ROTY czy nie. Jak pisałem wcześniej, dla mnie ta nagroda nie ma znaczenia od wyboru Brogdona nad Embiidem. Może dla Bena ma większe i jeśli jej nie zdobędzie, to jeszcze bardziej go to zmotywuje do pracy, jak pominięcie przy ASG. Być może takie czynniki, jak wybór z dalszym numerem w drafcie, efekt zaskoczenia, zadziałają na korzyść Mitchella. Tym bardziej, że ESPN go hajpuje bardzo mocno. Nie zgadzam się jednak absolutnie ze stwierdzeniem, że to nie fair traktować Bena jako rookiego. Przecież on nie był hodowany przez rok w jakimś enbiejowskim matrixie, gdzie wgrywali mu do głowy programy, jak stać się GOAT-em. Jasne, zobaczył trochę hoteli, posiedział w szatni, poczuł atmosferę w roli obserwatora. Ale przede wszystkim po frustrującym sezonie w college’u chłopak połamał sobie stopę tuż przed startem ligi. Przeszedł trudną operację i żmudną rehabilitację. Tym bardziej szacunek dla niego, że potrafił tak się po tym pozbierać. Myślę, że gdyby gracze wchodzący do ligi mieli do wyboru rozegrać spokojnie drugi rok na uczelni czy przejść to co Simmons, to wybór byłby oczywisty. Simmons i Mitchell są rówieśnikami. Gdyby Donovan wchodził do ligi jako 18-latek, jak Devin Booker, to może przyznałbym, że miał trudniej. Tymczasem Simmons od marca 2016 do października 2017 nie zagrał w żadnym poważnym meczu. Trudno to traktować jako przewagę.

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 16:33
    Permalink

    Nie ma co ukrywac, takich zawodników jak Mitchell po prostu sie lubi. Młody, zdolny, efektowny ja tez go lubię i mu kibicuję ale to Simmons ma duzo wiekszy sufit.
    Dobrze piszesz Wilt100 te nagrody to juz nie to samo co kiedyś. Teraz to jest jeden wielki hype.
    Jak wygląda sprawa z naszymi pickami w pierwszej rundzie w najblizszym drafcie? Na mockach widziałem że mamy 10 i 18 wybor i jakoś nie bardzo moge się połapać skąd aż dwa

    Odpowiedz
  • 3 marca 2018 o 22:13
    Permalink

    Jak zwykle Wilt mnie przekonales. W moim mniemaniu chodzi tylko o to, że jak chcesz być gwiazdą i za gwiazdę uchodzić musisz kończyć mecze jak teraz Mitchell a nie Ben. Bena często faulują że względu na jego ułomne FT, a i dużo łatwiej w końcówce skupić obronę na gościu który nie grozi rzutem. Donovan może minąć w obronie, może rzucić pull up trójkę. Moze dużo więcej. I to robi już w tym sezonie. W rookie sezonie, za co wielki szacun. Ben jest wszechstronniejszy, ale też nie można go jeszcze wrzucić do all def team. Sufit jest hen wysoko, ale jeden i drugi musi się tutaj jeszcze dużo nauczyć.
    A deprecjonowanie roku w teamie NBA jest trochę chyba jednak nie ok? To nie tylko hotele i ławka. To odprawy, scoutowanie przeciwników, to obecność na treningach, nauczenie się intensywności gry/podrozy/treningu. To bezpośredni kontakt ze sztabem, innymi graczami a to też bogate doświadczenie. Fajne spojrzenie przez pryzmat ciężkiego urazu, ale czy ogranie drugiego roku w ncaa jest bardziej warte niż rok na ławce NBA? Biorą pod uwagę fakt, że niektórzy komentatorzy uważają że Ben „odjebal” jeden rok z założenia „one And done”- bo musiał, to co najmniej kwestia do polemiki:) pozdrawiam!

    Odpowiedz

Skomentuj Kozik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *