Pelicans – Sixers 101:94
Starcie z osłabionymi brakiem Lonzo Ball’a Pelicans było przede wszystkim testem dla Ben’a Simmons’a, który musiał kryć tego wieczora młodego, gniewnego Zion’a. Od startu spotkania udało się zyskać kilka oczek przewagi, wykorzystując to, że gospodarze nie trafiali żadnych rzutów chociażby z półdystansu, bazując jedynie na trafieniach z pomalowanego. W ostatnich akcjach przed pojawieniem się graczy z ławki jednak coś się zacięło i pozwoliliśmy się dojść, a nawet na moment przejąć inicjatywę Nowemu Orleanowi. Zmiennicy też do końca kwarty nie zachwycili i tą część gry przegraliśmy ostatecznie 23:22, nie pozwalając jednocześnie przeciwnikom na jakikolwiek celny rzut, nie licząc trzech osobistych :P
Obraz gry w drugiej ćwiartce w zasadzie zupełnie się nie zmienił, nie mieliśmy pomysłu jak zatrzymać Pelicans pod naszym koszem. Wydawało się, że możemy złapać oddech w połowie kwarty, kiedy na ławkę usiadł Zion, a od nas na boisko powrócił pierwszy unit. Nie wiem dlaczego jednak w tym momencie zaczęliśmy w każdej akcji rzucać za trzy, przy czym żadna z tych prób nie znalazła drogi do kosza. Po rozum do głowy poszliśmy na 2 minuty przed końcem pierwszej połowy, proste akcje z wejściem pod kosz i wykorzystanie nieudolności strzeleckiej rywali pozwoliła uciec na 6 punktów, ale ostatnia minuta to znowu nietrafione trójki i ostatecznie wynik do szatni 50:50.
Rozmowa w przerwie niewiele nam dała, pierwsze cztery akcje Q3 to trzy starty. Pels nie grali nic specjalnego, ale musieli ostatecznie odskoczyć, gdy nie byliśmy w stanie zakończyć sukcesem nawet dwóch ataków z rzędu. Run 14:2 gospodarzy i byliśmy kompletnie w rozsypce. Chyba jedynie Harris wyglądał na zawodnika, któremu faktycznie zależy tego wieczora. Próbowaliśmy nadrabiać rzutami za trzy, ale jak to zrobić, gdy nic nie wpada? 76:68 przed ostatnią kwartą.
Tą odsłonę meczu Doc Rivers mógł już sobie przesiedzieć na ławce licząc jedynie na cud, który nie nadszedł. Nawet gdy w końcówce gospodarze zapalili nam światełko w tunelu dając się podejść na sześć oczek, spektakularnie to sknociliśmy zaliczając kolejne straty (ostatecznie 19 w całym spotkaniu). Nie można po tym meczu wyróżnić na plus żadnego z zawodników, pierwsze miejsce na wschodzie chyba zaczyna uciekać…
Słabiutko gramy.. pora się obudzić
Nie da się oglądać tego, co ostatnio grają :(
okropny mecz. Joel Embiid zgnieciony przez Ziona i Adamsa. Większość meczu bał się grać na kontakcie z Adamsem i oddawał niecelne rzuty do tego te straty i podania w trybuny. Najgorszy mecz w jego wykonaniu w tym sezonie. A reszta?? Też nie zachwyciła. Harris jak zwykle na +
Niestety przegrywamy z Pels, z zespolem po którym Nets przejechali się jak po asfalcie. Wystarczyło, że zablokowali dostęp do kosza, utrudnili penetracje i pozwolili rzucać z dystansu a my zamiast to powtórzyć wyszlismy na otwarty ogien. Trzeba przyznać, że to chyba najgorszy mecz w tym sezonie, na pewno najgorszy Embiida. Simmons nie potrafił zastopować Ziona, łatwość z jaką zdobywał punkty jest niedopuszczalna jak na zespół który ma zajmowac pierwsze miejsce na wschodzie… Adams nigdy nie byl łatwym przeciwinkiem dla Embiida dlatego jego słaby wynik był do przewidzenia ale gdzie cały back up? Tylko Harris daje radę, reszta zawodzi na potęge. Oby to był krótki kryzys, jesli z niego nie wyjdziemy to mam zle przeczucie co do PO…