Artykuł na życzenie: Sixers.pl od kuchni

Serwis Sixers.pl zadebiutował w sieci w kwietniu 2001 roku i od tego czasu działa nieustannie. Ale to już wiecie. Hitokiri, jeden z naszych stałych czytelników, poprosił o „napisanie o początkach powstawania strony, pierwszych redaktorach jak i obecnych, lepszych i gorszych okresach oraz jaką drogę strona przeszła do obecnego formatu”. Dlatego tutaj przeczytacie więcej o powstaniu i prowadzeniu Sixers.pl od kuchni.

Przygotowanie materiałów na stronę trwało kilka miesięcy, ponieważ nie chciałem ruszyć z połową działów „w trakcie budowy”. Jej debiut mógł mieć miejsce wcześniej, niż w kwietniu, ale akurat wtedy w Internecie wyrastały jak grzyby po deszczu całkiem niezłe strony o Sixers, zapewne w związku z sukcesami drużyny. Jakimś trafem większość z nich nie przetrwała do play-offs, dlatego zdecydowałem się pozbierać wszystkie materiały, opublikować je i cieszyć się z mojej własnej biblioteczki wiedzy o Sixers. Byłem wówczas jeszcze nastolatkiem. Wielu z kolegów miało wtedy zeszyty, w których notowali wyniki spotkań, składy, rysowali ręcznie loga drużyn. Ktoś z Was je prowadził? Zmierzam do tego, że strona o Philadelphii 76ers i Allenie Iversonie miała być takim moim internetowym zeszytem.

Wraz z debiutem w Internecie, od razu pojawili się stali czytelnicy. To były inne czasy; Google dopiero raczkowało i nie było oczywistym wyborem, jeśli chciało się znaleźć informacje online. Społeczność polskich fanów NBA (z dostępem do Internetu, trzeba dodać) nie była aż tak wielka i skupiała wokół tzw. usenetu, czyli grupy pl. rec.sport.koszykowka i dwóch rywalizujących ze sobą for dyskusyjnych. Wystarczyło dodać stronę do katalogu kilku wyszukiwarek i napisać na wspomnianych forach, aby kibice zainteresowani tym zespołem zaczęli nas odwiedzać. Dzisiaj każdy, kto chce zdobyć popularność ze swoją stroną wie, jakie trudne są początki, jeśli nie ma się ochoty zainwestować w reklamę. Zresztą w 2002 roku cała nasza strona zamieszczona została na CD miesięcznika “INTERNET” dla osób ze zbyt słabym połączeniem lub bez dostępu do sieci w ogóle – wyobrażacie sobie teraz coś takiego?

Zainteresowanie stroną przerosło moje oczekiwania i szybko zacząłem pisać nie dla siebie, ale regularnie dla innych kibiców. Po kilku miesiącach istnienia witryna zwróciła uwagę Borysa, twórcy nba.xcom.pl, który zaproponował włączenie jej do jego portalu. Długo się wahałem, ostatecznie przekonały mnie dwa argumenty. Borys obiecał stworzyć ładną szatę graficzną, o czym ja pojęcia nie miałem (wtedy strony w większości wyglądały bardzo amatorsko, moja pod tym względem była na pewno poniżej średniej, ale będąc z niej dumny nie zdawałem sobie z tego sprawy). Po drugie stwierdził, że dołączę do grupy innych witryn skupionych wokół jego portalu, bo „fani NBA, którzy tworzą strony i inne projekty związane z koszem, powinni sobie wzajemnie pomagać, aby jak najlepiej promować koszykówkę w Polsce”. Przywołuje oczywiście to zdanie z pamięci, ale jego sensu nie zapomniałem, bo w zasadzie pozwoliło mi spojrzeć na taką działalność z innej perspektywy i zdefiniowało kolejne lata funkcjonowania Sixers.pl.

Po 2-3 latach na pokładzie xcom-u, z powodu częstych awarii Borys przeniósł wszystkie strony drużynowe i główny portal informacyjny na nowy serwer i wykupił domenę e-nba.pl. Jak już wspomniałem, wtedy była to dosyć zamknięta społeczność, redaktorzy i fani się znali i dyskutowali ze sobą w różnych miejscach. Pamiętam na przykład, że jedną z pierwszych szat graficznych stworzył nam założyciel strony o Spurs. Z kolei Dariusz Ejkiewicz, wtedy początkujący grafik, który amatorsko tworzył tapety na pulpit z motywami NBA i przez jakiś czas był właścicielem strony o Hornets, użyczył nam kilku tapet i nauczył mnie podstaw Photoshopa przez gadu-gadu, dzięki czemu kolejne grafiki na stronę mogłem robić sam. Dodam, że Borys i inni koledzy poznani online pomogli z podstawami języka HTML, co również bardzo wpłynęło na rozwój strony.

Pierwsze lata istnienia to był czas, kiedy stawiało się na newsy (dłuższych tekstów było niewiele) i na jak najwięcej informacji i ciekawostek. Kiedy stworzyło się już wszystkie takie działy, jakie były na oficjalnej stronie zespołu (nigdy ich nie tłumaczyłem – zawsze pisałem własnym językiem łącząc kilka źródeł), wymyślało się kolejne, nawet najdziwniejsze. Sekcja ze skórkami do WinAmpa? Jest. Skiny na GG? Czemu nie! Dział z fryzurami albo tatuażami Iversona? Koniecznie. Ankiety, podsumowania, osobny dział z wynikami i liderami każdego meczu… To wszystko sprawiło, że w pewnym momencie materiałów do aktualizacji było zbyt dużo. Przed każdym sezonem, a czasem co miesiąc, było trzeba poświęcić kilkanaście albo i kilkadziesiąt godzin na ich uzupełnianie (przez to też wiele stron upadło). Nie ma nic gorszego, niż nieaktualna strona. A do tego trzeba pisać regularnie newsy…

Dlatego po jakimś czasie poszedłem w odwrotnym kierunku, zostawiając tylko najistotniejsze treści. W 2009 roku – znowu po długim, oj długim okresie wahania, postanowiłem odłączyć się od e-nba.pl (dzisiaj to najstarsze istniejące forum dyskusyjne oraz sklep koszykarski) i wykupić własną domenę.

Pierwsza dekada istnienia strony to również okres eksperymentów graficznych. Wprowadzenie możliwości komentowania (nie było tej funkcji od początku, głównie przez problemy ze spamem spowodowane brakiem filtrów) potem wprowadzenie losowo zmieniających się obrazków na samej górze. Ze standardowych dwóch paneli informacyjnych po lewej i po prawej powstał jeden większy po prawej – tak jak obecnie. Potem powstało menu rozwijane (wcześniej były linki i lista rozwijana), następnie menu wykonane w technologii flash, na koniec uproszczenie i ujednolicenie wersji graficznej. Niektóre z tych elementów wprowadziliśmy jako jedna z pierwszych stron drużynowych o NBA w Polsce i nieskromnie powiem, że mieliśmy naśladowców!

Od 2014 roku z wielu różnych powodów zdecydowałem się radykalnie odchudzić stronę, przejść do systemu wordpressa, gdzie zmiany techniczne nie są tam tak uciążliwe (niestety od tego momentu archiwalne teksty od początku istnienia strony nie są dostępne, chociaż może to i lepiej…) i zmienić ją bardziej w blog opiniotwórczy, zamiast kopiować formułę portalu sportowego. Postawić na newsy i felietony. Dzięki temu używamy mniej oficjalnego języka, a prowadzenie strony zajmuje mniej czasu i okazyjnie piszemy też na tematy nie dotyczące Sixers.

Pierwsze kilka lat to także czas, kiedy miałem wiele okazji spotkać się z kibicami z forum, osobami, które pomagały przy stronie czy niektórymi naszymi redaktorami na zlotach e-nba.pl m.in. w Warszawie, Krakowie czy Lublinie. Z kibicami poznanymi przez tą stronę wybraliśmy się na mecze pokazowe NBA do Kolonii, Rzymu i Barcelony, co jednocześnie zaszczepiło we mnie bakcyla podróżowania.

Jeśli ktoś mnie pyta o plusy z prowadzenia tego typu strony, to wraz z nauką Photoshopa i HTML (co niejeden raz pomogło mi w życiu zawodowym) takie zloty i wyjazdy, poznawanie osób z całej Polski, nawet jak tylko online, to największe korzyści przynoszące dużo satysfakcji oraz mobilizujące do dalszej pracy. I oczywiście czytanie komentarzy na stronie pod własnymi tekstami, to się nigdy nie znudzi! Podobnie jak możliwość przeczytania u nas tekstu innego redaktora, który pisze także z pasji i jeszcze sprawia mi tym tyle radochy!

Redakcja to osobna opowieść. Nie pamiętam kiedy dokładnie zdecydowałem, że jednoosobowe prowadzenie strony to nie to, prawdopodobnie w 2006 roku. Dzisiaj bez kilku osobowej redakcji ten serwis nie miałby prawa funkcjonować w takiej formie, ale w pierwszych latach, kiedy praca, rodzina i co za tym idzie brak czasu nie był problemem, chodziło o coś innego. Zauważyłem na innych stronach większą różnorodność tekstów. Tematy, o których nie miałem dużego pojęcia lub które mniej mnie interesowały. Różne punkty widzenia na ten sam temat, inne style i formy tekstów. Zrozumiałem, że taka różnorodność jest niezbędna na każdej stronie, nawet jeśli któryś z redaktorów miałby poglądy inne od moich. O to też chodzi, żeby wywołać dyskusję, żeby każdy znalazł coś dla siebie.

Nie będę teraz wymieniał zasług wszystkich naszych byłych redaktorów, żeby nikogo nie wyróżniać (znajdziecie ich tutaj na samym dole). Zdradzę natomiast, że jeden z nich skończył dziennikarstwo i pracuje w jednej ze stacji telewizyjnych, a dwóch zamieszkało w USA. Z kolei jeśli chodzi o obecną redakcję, to Mateusz został moim zastępcą odpowiedzialnym nie tylko za teksty, ale też za sprawy organizacyjne (dzięki czemu nie muszę nieustannie kontrolować bieżących wydarzeń, a wyjazd na wakacje nie wiąże się już z dodatkowym stresem i desperackim szukaniem wifi, żeby dopilnować strony). Najlepszym dowodem na to, jak Wojtek, Adrian, Jakub, Maciej i Damian się spisują jest to, że nigdy wcześniej nie mieliśmy tylu felietonów i tak barwnie opisanych spotkań, co teraz. Zdradzę też, że mamy specjalne miejsce tylko dla redakcji, gdzie omawiamy sprawy związane ze stroną, pisaniem i nie tylko ;-)

Czy są gorsze dni? Czy myślałem nad zamknięciem strony? Tak, dwa albo trzy razy. Kiedy Philadelphię opuścił Allen Iverson, czyli osoba, z powodu której w ogóle zostałem fanem Sixers, miałem dylemat. Ostatecznie powstała osobna strona o AI, która przetrwała mniej więcej tyle, co kariera Iversona w Nuggets. Potem obie witryny połączyły się. I przyszły chude lata, ale cieszyłem się prowadząc stronę, bo bardzo kibicowałem Williamsowi, Korverowi, Dalemberowi i Iguodali. Szkoda, że trafił nam się taki skład kilka lat za wcześnie! Przetrwaliśmy też „Proces”, przegrane mecze, coraz mniej kibiców i odwiedzin, bo oglądanie tego zjawiska z bliska, prób znalezienia talentów wśród zawodników, których nikt inny nie chciał, było na swój sposób interesujące i pełne niespodzianek do analizowania i opisywania. Znaleźli się ludzie, którzy chcieli o tym pisać, znaleźli się wytrwali kibice, którzy chcieli o tym czytać.

Wątpliwości były raczej wtedy, kiedy kolejne plany odbudowy brały w łeb (np. Bynum) albo kiedy „Proces” niemiłosiernie się przedłużał przed zwolnieniem Hinkie’go. Każdy z nas myśli, że byłyby oczywiście lepszym zarządcą klubu siedząc przed własnym monitorem, ale prawda jest taka, że gdy widzisz kolejne niewykorzystane szanse i błędy, to zastanawiasz się, czy to wszystko ma sens. Podobna frustracja i wątpliwości przychodzą, kiedy stawiasz sobie cele rozwoju strony albo pomysły do zrealizowania, które całkowicie nie wychodzą – ale to szybko mija i zawsze są nowe cele, nowe plany… Mamy już sześciu patronów wspierających nas na Patronite, co otwiera powoli kolejne możliwości i okazje do nowych doświadczeń, więc jak można z tego zrezygnować? Zresztą uwielbiam pisać i gdzie indziej mógłbym to robić?

Dziękuję Hitokiri za „zasponsorowanie” tego tekstu, który był bardziej osobisty niż inne na Sixers.pl, ale może wśród niektórych, tych starszych stażem czytelników, obudził nutkę nostalgii i przypomniał czasy, kiedy NBA kibicowało w Polsce zupełnie inaczej, niż teraz. Może zawarte tu informacje przydadzą się redaktorom z innych stron, zachęcą kogoś do pisania u nas lub gdzie indziej…

Tak czy inaczej – dziękujemy za Waszą obecność przez tyle lat i za wspieranie tego serwisu!

8 myśli na temat “Artykuł na życzenie: Sixers.pl od kuchni

  • 26 grudnia 2019 o 17:12
    Permalink

    Robicie świetną robotę, czasami wolę przeczytać waszą relacje niz np ogladac skrót :) do tego bardzo ciekawe felietony, mam nadzieję że wraz z dobrymi wynikami Sixers coraz więcej ludzi będzie tu zaglądać i was wspierać.

    Odpowiedz
    • 27 grudnia 2019 o 12:49
      Permalink

      Też mamy nadzieję ;) Dzięki za wsparcie!

      Odpowiedz
  • 26 grudnia 2019 o 18:27
    Permalink

    Jestem już po 30-stce i pamiętam początki strony. To były inne czasy. Piłka nożna była najpopularniejszym sportem, miłość do koszykówki zaszczepił mi mój brat bliźniak, kibic….Lakers i Kobe Bryanta. Pamiętam jak załatwił na VHS mecz gwiazd debiutantów gdzie był cudowny pojedynek Bryanta z Iversonem. Byłem pod wrażeniem tych kocich ruchów i niesamowitego tańca z piłką ale poważniejsze kibicowanie zacząłem dopiero w skróconym sezonie gdzie Sixers osiągnęli bilans 28-22 a Iverson został przesunięty na SG przez Larryego Browna i wygrał pierwszy raz tytuł najlepszego strzelca. Wiedzę czerpałem głównie z prasy jak Pro Basket czy Magic Basetball.
    Oczywiście największy fanatyzm przyszedł w pamiętnym sezonie 2001 kiedy to Sixers awansowali do finałów gdzie ulegli Lakers. Młodsze pokolenie nie rozumie jak to było kiedyś ciężko z oglądaniem meczów, transmisje pokazywał głównie DSF niemiecki kanał, po polsku można było liczyć tylko raz w tygodniu na NBA Action z skrótami który nagrywałem na wideo ponieważ leciał w godzinach porannych kiedy to byłem w szkole.
    Finały 2001 to było niesamowite doświadczenie, oglądałem na żywo na DSF i nagrywałem. Do dzisiaj mam gdzieś nagrania na VHS zakopane w piwnicy nie tylko z finałów.
    Jak wielu ludzi w tamtych czasach nie miałem internetu domowego i pamiętam jak na informatyce czekałem pół godziny lekcyjnej aż strona Sixers.pl się wczyta. Taki był kiedyś sprzęt i prędkość łącza.
    Nie wiem kiedy zleciało te 20 lat, nieudane połączenia z Glenem Robinsonem , Van Hornem czy Webberem, odejście Iversona które załamało nie jednego fana Philly, próby stworzenia z Iguodali nowej gwiazdy, początki kariery Jrue, katastrofa z Bynumem i „Process” który był dla mnie większym testem lojalności niż wspomniane wcześniej odejście AI. Nigdy nie byłem fanem „Procesu” i niejedna drużyna pokazała że mądre prowadzenie drużyny jest możliwe bez tankowania ale nie o tym miałem pisać.
    Mój najlepszy przyjaciel uważa że jestem najstarszym kibicem Sixers ponieważ pamięta jak w szkole pisałem mu po zeszycie słowa „Iverson” i „76ers” ale to oczywiście nieprawda i na pewno wiele osób ma podobną historię a co niektóre ksywki z strony pamiętam od dawna. Mogę natomiast z czystym sumieniem napisać że byłem stałym bywalcem na tej stronie od samego początku. Nie spodziewałem się że po tylu latach wciąż będę tu zaglądał.
    Jeśli ktoś dotrwał do końca to chciałbym podziękować każdemu kto miał jakikolwiek wpływ na stworzenie i rozwijanie strony. Robicie świetną robotę. Dzięki

    Odpowiedz
    • 26 grudnia 2019 o 19:04
      Permalink

      To wiele dla Nas znaczy, serio. I podkreśla, jak świetną robotę przez te lata robił I WCIĄŻ ROBI Tomek. Niesamowita wytrwałość naszego naczelnego! I do tego świetne wsparcie ze strony redaktorów – Wojtas, Kuba, Damian, Adrian i Maciej – wymiatacie!
      Hitokiri – jeszcze raz dzięki!

      Odpowiedz
    • 27 grudnia 2019 o 12:53
      Permalink

      Aż trudno uwierzyć, jak ten Internet się zmienił i prawdą jest, że najmłodsi kibice nie mają pojęcia, jak kiedyś było trudno. Teraz jest podane wszystko na tacy i to w jakości HD, ale ja się cieszę, że doświadczyłem tych starych czasów i mam fajne wspomnienia.

      Też miałem finały Sixers na VHS, potem przegrywałem kabelkiem na komputer. I nawet kiedyś w sklepie papierniczym znalazłem zeszyty do szkoły z Iversonem na okładce, potem szkoda mi było je zapisywać ;)

      Ciekawy jestem, ile takich kibiców, pamiętających początki strony, jeszcze nas odwiedza. Dzięki jeszcze raz!

      Odpowiedz
  • 27 grudnia 2019 o 14:37
    Permalink

    Świetny tekst. Pamietam czasy kiedy to Monty był jeszcze Gumbim :) oby kolejne, tym razem grube lata przed nami :) pozdro

    Odpowiedz
  • 27 grudnia 2019 o 15:02
    Permalink

    Jak mnie pamięć nie myli to też od samego początku regularnie odwiedzam tą stronę. Nie ma takiego dnia żebym nie sprawdzał czy pojawił się nowy artykuł.
    Gratulacje dla autorów za mega cierpliwość bo momentami było ciężko kibicować tej drużynie.

    Odpowiedz
  • 27 grudnia 2019 o 23:29
    Permalink

    Monty trzymaj pion po wsze czasy!!! 76ers fan for live. Pozdro dla całej ekipy

    Odpowiedz

Skomentuj ra_d Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *